To najczęściej „przypadłość” ludzi mądrych, często wykładowców akademickich, naukowców, ekonomistów, finansistów czy chemików (zasada, od której są oczywiście wyjątki, jest taka, że im więcej literek przed nazwiskiem, tym częściej ta „przypadłość” się zdarza). Prawdopodobnie wynika to z tego, iż ich długoletnie doświadczenie i godziny spędzone nad książkami przekonały ich, że świat jest baaaardzo skomplikowany. Ważne zagadnienie trzeba przeanalizować, zgłębić, zobaczyć z każdej strony, porównać i policzyć.
I pewnie dlatego, gdy stają przed kamerą, to na pytanie (jedno) odpowiadają co najmniej kilkanaście minut. I wtedy zachodzę
w głowę, jak radzili sobie z tym moi starsi koleżanki i koledzy, którzy pracowali w serwisach informacyjnych jeszcze z kamerami na taśmę filmową? Taśma była bardzo cenna i co oczywiste w ustroju komunistycznym – deficytowa i ściśle limitowana. Na jeden materiał mieli tej taśmy góra trzy minuty. I nic więcej – nawet gdyby po tych trzech minutach zaczęło się palić i walić, to już nic nie mogli zrobić. Czy do nich ludzie też mieli takie pretensje?!
A może moje starsze koleżanki i koledzy robili to tak, jak zdarzyło się ostatnio naszej ekipie? Rozmówca mówił dość długo – graliśmy, nie chcąc niegrzecznie przerywać; mówił bardzo długo – jesteśmy przecież dobrze wychowani; bardzo, bardzo długo – skończyło się miejsce na dysku, ale wszyscy trwaliśmy w takiej pozie do końca wykładu o polimerze rozgałęzionym wielokrotnie (a przecież zdałam tylko pytanie czy powinniśmy używać plastikowych toreb?!).
Mogę sobie jednak wyobrazić rozczarowanie pana profesora, gdy o 17.30 z rodziną zasiadł na sofie, a zobaczył na ekranie…
20-sekundowy „efekt” swojej treściwej wypowiedzi.
Dlatego staram się uprzedzać, że wykorzystam fragment wypowiedzi. Ale to i tak nie pomaga.
Coraz częściej, zanim jeszcze zdążę zadać pytania, słyszę krótką uwagę, która brzmi jak ciężki zarzut: „I znowu puścicie 20 sekund…”.
Zapytacie państwo, dlaczego w takim razie nagrywamy tak długie wypowiedzi? Dlaczego zadajemy po kilka pytań?
Może to i nasza, dziennikarzy, wina, bo nawet długo wypowiadającym się profesorom zadajemy pewnie co najmniej ze trzy pytania. I nie jest to spowodowane tym, że nie wiemy czego chcemy (chociaż z ręką na sercu przyznam, że i tak się zdarza, a i czasem, nawet jak zadam pięć pytań, w efekcie przy ostatecznym montowaniu materiału okazuje się, że tego najważniejszego mi brakuje).
Ale jest na to jeszcze inne wytłumaczenie – oczywiście oprócz tego, że staramy się wydobyć od państwa najciekawszą i najlepszą wypowiedź, najbardziej pasującą do tematu i najbardziej zrozumiałą dla widzów. No bo proszę sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy przyjechali do państwa (wywracając do góry nogami państwa dzień pracy) całą ekipą: dźwiękowiec ze swoją ogromną torbą ze sprzętem: mikrofonami na różne okazje – takimi do grania
w plenerze, przy urwistym wietrze czy w kompletnej ciszy, operator z ciężką kamerą, równie ciężkim, a do tego nieporęcznym statywem i dziennikarz nie dźwigający teoretycznie niczego, chociaż teoretycznie unoszący ciężką od skomplikowanych tematów głowę. I tak z tym całym majdanem byśmy weszli do państwa gabinetu, rozkładali się przez jakieś dobre 10 minut, przestawiali kwiatki
(to niespokojny operator, który martwi się, żeby nikt potem nie mówił, że tak fatalnie wybrał tło), prosili o zamknięcie wszystkich okien (to czujny dźwiękowiec, który nie chce, żeby rozmowę zakłócały odgłosy pędzących samochodów czy klekotanie przejeżdżających tramwajów), a potem zadali jedno pytanie i poprosili o odpowiedź nie dłuższą niż 20 sekund. Jak by to wyglądało?! Jak?
To tylko jeden argument, a jednocześnie prośba o zrozumienie
i wyrozumiałość (Panie Dyrektorze, wiem, że grałam ostatnio bardzo ciekawą Pana wypowiedź, a dałam tylko: „Nie ma szans, aby jednoznacznie to wytłumaczyć”, chociaż po tym nastąpiło bardzo interesujące przedstawienie kilku wariantów).
Dlatego zwracam się z gorącym apelem: mówcie krócej!
Przynajmniej gdy przyjdzie do was nasza ekipa. Proszę, zwłaszcza tych z państwa, którzy wiedzą, że problemy tego świata są dużo bardziej skomplikowane, niż da się opisać w trzech krótkich zdaniach. Wszystkiego i tak nie puścimy, a dzięki temu nie sprawimy takiego rozczarowania.
A jeszcze na koniec mam do państwa krótkie pytanie. Gdy oglądacie państwo na ekranie waszego telewizora serwis informacyjny, to jak często macie wrażenie, że relacja była zbyt krótka? Że rozmówcy mówili za mało? Że chętnie byście jeszcze ich posłuchali (oczywiście – jeśli nie dotyczy to was samych)?
Proszę o uczciwą odpowiedź we własnym sumieniu.
Chociaż i tutaj ten, kto lubi polemiki, zawsze może powiedzieć, że: albo my dziennikarze nie wybieramy najciekawszych fragmentów wypowiedzi, albo nasz tekst lektorski jest po prostu nudny,
albo za dużo cytujemy polityków i urzędników, których po prostu oglądać się już nie chce. To też prawda.
A teraz jakby ktoś kazał mi to, co napisałam, streścić do 20
sekund – to co bym zrobiła?
Małgorzata Rakowiec