W 2023 roku Polska wykonała kolejny skok klimatyczny. Aż 27% wyprodukowanej energii pochodziło z Odnawialnych Źródeł Energii. Rok wcześniej udział OZE wynosił 20%, a w 2019 – 15%. Tempo wzrostu jest szybkie, a główny udział ma w tym fotowoltaika, po niej farmy wiatrowe. Daleko za nimi znalazła się energia z biomasy, a dopiero potem z wody. Mimo, że w Polsce jest aż 771 elektrowni wodnych, zarówno mikroinstalacji, jak i małych elektrowni.
Powody? Elektrownie wodne nie są najbardziej stabilnym źródłem energii, są mniej efektywne od innych OZE i relatywnie drogie w budowie. Nie są też mile widziane przez ekologów, którzy widzą w nich zagrożenie dla środowiska. I choć w latach 60. i 70. hydroenergetyka rozwijała się nieźle to w kolejnych latach zaczęła mocno hamować. Są co prawda programy wspierające instalowanie małych elektrowni, ale narracja ekologiczna i związane z nią przepisy powodują, że ich przyrost jest minimalny. W 2023 roku wpłynęło w sumie 5 wniosków, z czego 2 zostały od razu odrzucone.
Jeszcze gorzej jest z wielkimi elektrowniami pompowo – szczytowymi, takie jak w Żarnowcu w Pomorskiem. Nie są zaliczane do OZE, bo do działania potrzebują energii z zewnątrz. Mają za to opinię bardzo skutecznych i pojemnych magazynów energii, którą – w razie niedoboru w sieci - można błyskawicznie uwolnić.
Co więc stoi na przedszkodzie? Wg dr Witolda Sterpejkowicza – Wersockiego z Katedry Geotechniki i Inżynierii Wodnej Politechniki Gdańskiej, który opisuje w tym numerze stan hydroenergetyki w Polsce, opinie na temat elektrowni wodnych są jednostronne, a s branża nie ma sił, ani środków, by przebić się ze swoim przekazem.
Jest w tym pewna logika. Rywalizacja naukowa trwa wszędzie: samochody na prąd, czy wodór, a może jednak niskoemisyjne spalinowe? Marihuana leczy czy szkodzi? Łosoś jest zdrowy, czy wprost przeciwnie? Kto pamięta spektakularną potyczkę z lat 90. pomiędzy margaryną, a masłem? Telewizja była pełna reklam, które przekonywały, że margaryna to eliksir zdrowia, a masło to rasowy zabójca. I choć naukowo od tego czasu nic się nie zmieniło, tzn. margaryna jest zdrowsza (ale nie smaczniejsza), to jej antymasłowej ofensywy już nie ma. Masło wygrało biznesową potyczkę do tego stopnia, że dzisiaj popularnym trickiem marketingowym w promocji margaryn jest… udawanie masła. Ważne są więc nie fakty naukowe, ale siła przebicia.
Ostra rywalizacja trwa też wokół OZE, które z roku na rok stają się coraz większym rynkiem z dużymi pieniędzmi. Wiedzą o tym i producenci wiatraków, fotowoltaiki i pozostałych OZE. Im większy sektor tym więcej pieniędzy i większe możliwości lobbingu. Najlepiej widać to w sporze wokół tzw. ustawy wiatrakowej, która reguluje jaka powinna być minimalna odległość wiatraków od zabudowań. W 2016 roku PiS zaostrzył przepisy wprowadzając zasadę 10 H (odległość = 10 razy wysokość wiatraka, co daje w praktyce 1500 – 2000 m). Efekt – ponad 90% powierzchni kraju zostało wyłączone z nowych inwestycji w tym sektorze. Zmiana wywołała zrozumiałe niezadowolenie branży, a wiatraki stały się sporem politycznym. Po kilku latach PiS poszedł na kompromis i zliberalizował przepisy zmniejszając odległość do 700 metrów. Branża chciała 500. Spór nie został więc zakończony. Ostatni, najświeższy akt sporu miał miejsce grudniu 2023, kiedy nowy rząd złożył w sejmie nowelizację ustawy, radykalnie zmniejszającą dopuszczalną odległość wiatraków od zabudowań do 300. Tym razem rwetes podniósł PiS zarzucając Polska 2050 i KO, że działają na rzecz zachodnich producentów wiatraków, po czym projekt zmian w atmosferze skandalu wycofano.
Wkrótce zapewne czekają nas kolejne awantury polityków, co nie ułatwia trzeźwemu i rozsądnemu spojrzeniu na problem. Bo przecież najważniejsi tutaj nie są politycy, ani wielki biznes, ale ludzie.
Nie jesteśmy wyjątkiem, podobne spory toczono w całej Europie, a ich źródłem były lokalne społeczności niezadowolne z budowy w ich sąsiedztwie wiatraków. A także wątpliwości ekologów. Najczęstsze obawy: naruszają krajobraz, hałasują, niszczą środowisko, zabijają ptaki, mają niekorzystny wpływ na człowieka. Powstały niezliczone analizy naukowe, które wskazywały na neutralność urządzeń albo brak twardych dowodów na negatywne oddziaływanie. Na ich podstawie sugerowano różne odległości, np. Francuska Akademia Medyczna rekomendowała odległość 1500 m, a państwa na ich podstawie i opinii społecznej wprowadziły swoje limity.
W tej dyskusji warto najlepiej więc odsunąć na bok polityków, za to na chłodno zastanowić się co jest najlepsze dla ludzi, czyli dla nas. Na ile ważna jest zeroemisyjność za wszelką cenę i na każdych warunkach, a na ile dobro jednostek, ale i ogółu, bo przecież to ingerencja we wspólny krajobraz i przyrodę. Jak zbadał CBOS choć 83% Polaków popiera rozwój lądowej energetyki wiatrowej to już tylko 49% było za obniżeniem odległości do 700 m. O 300 m nawet nie pytano.
W tym wielkim sporze polityki i interesów hydroenergetyka faktycznie wygląda jak ubogi krewny, który nawet nie ma sił, by wyjść na ring, prowadzić lobbing i walczyć o większy udział w mikście energetycznym. Choć plany są, jak chociażby budowa 3 nowych elektrowni pompowo – szczytowych do 2030 roku, a także nowego stopnia z elektrownią wodną na Wiśle. To jednak tylko plany. Czy hydroenergetyka może liczyć na rzetelną dyskusję, a tym samym podjęcie rywalizacji z innymi OZE? Zobaczymy.
Na koniec pozytywny akcent - Pomorskie jest w czołówce, jeżeli chodzi hydroenergetykę. Mamy 112 elektrowni na 771 w całym kraju. Tych OZE. Do tego największą szczytowo – pompową w Żarnowcu. A udział w gdańskiej Enerdze udział wody wynosi od 30 do 40%, a małych elektrowni wodnych 10%.