Szadółki

Miliony na inwestycje,
ale smród nie znika

Montaż izolacji na kotle

materiały prasowe

Nowa kompostownia, sortownia, kolejne modernizacje. W tle budowa wartej ponad 600 mln zł spalarni. Inwestycji na terenie Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku jest wiele, ale uciążliwy zapach z Szadółek nadal uprzykrza życie mieszkańcom.

Ma już elewację, biało-antracytowy kolor i jest gotowa w 75 procentach. Wznoszoną od 2020 roku bryłę spalarni odpadów w gdańskich Szadółkach widać już w przestrzeni miasta. Docelowo trafią tu odpady z blisko 40 pomorskich gmin. Rocznie nawet 160 tys. ton.

Spalą odpady, wytworzą energię i ciepło

Po co w Gdańsku ta inwestycja? Dziś Kowalski powinien wrzucać odpady do pięciu pojemników: bio, papier, szkło, metal i tworzywa sztuczne oraz odpady resztkowe (niestety, w praktyce bywa z tym różnie). To tzw. 5-pojemnikowy system segregacji odpadów. Z odpadów bio powstaje kompost. Szkło i papier sprzedawane są do zakładów recyklingowych, gdzie zyskują nowe życie. Podobnie jest z metalem i tworzywami sztucznymi. Najwięcej kłopotów przysparzają natomiast odpady resztkowe. A tych jest najwięcej.

Sytuacja jest poważna, bo do 2035 r. wysypiska będą mogły przetrzymywać jedynie 10 proc. wszystkich odpadów komunalnych. A już dziś za składowanie odpadów z tzw. frakcji energetycznej grożą dotkliwe kary. To właśnie pozostałości z segregacji odpadów resztkowych, czyli te które nie nadają się do recyklingu, będą spalane w gdańskiej spalarni.

Korzyści jest jednak więcej. Ze spalania odpadów można uzyskać energię elektryczną i ciepło. I tak będzie w Gdańsku: zimą zakład dostarczy ciepło do ok. 19 tys. gospodarstw domowych, a latem pozwoli podgrzać wodę w ok. 70 tys. mieszkań. Z kolei roczną produkcję prądu z energii elektrycznej szacuje się na 109 GWh, co przykładowo można przeliczyć na 3,5 roku pracy taboru tramwajowego w Gdańsku lub 11 lat oświetlania gdańskich dróg.

Inwestycja w trudnych czasach

Na budowie praca wre, bo zgodnie z kontraktem inwestor powinien oddać do użytku obiekt pod koniec tego roku.

– Prace prowadzone są na wielu frontach jednocześnie, natomiast priorytetowym jest obecnie montaż systemu oczyszczania spalin - relacjonuje Sławomir Kiszkurno, prezes miejskiej spółki Port Czystej Energii, powołanej do koordynacji budowy i eksploatacji spalarni. - Wykonawca zainstalował już główne urządzenia, w których usuwane będą szkodliwe substancje ze spalin. Dzięki nim, z komina spalarni będą wydobywały się spaliny o bardzo niskiej zawartości zanieczyszczeń dopuszczalnej przez przepisy obowiązujące w całej Unii Europejskiej – zapewnia.

Jednak nie jest tajemnicą, że inwestycja ma mocno pod górkę.

- Mieliśmy pandemię, trwa wojna w Ukrainie, szaleje potężna inflacja. To wszystko ogromnie utrudnia nam budowę – przyznaje Kiszkurno. – Duży kłopot mamy z dostępnością wielu materiałów. Przykładowo do skutku nie doszedł kontrakt na dostawę stali z hut ukraińskich. Podobnie było z dostarczanymi z Ukrainy materiałami do produkcji wymurówki, którą są pokrywane ściany kotła, pracującego w bardzo wysokich temperaturach. Umowy są zrywane, zawieramy nowe, bardzo często na wyższe kwoty.

A budowa skomplikowanej technologicznie instalacji to już i tak gigantyczny wydatek. Koszty sięgają 670 mln zł netto, a to jeszcze nie koniec. W listopadzie ubiegłego roku weszła w życie ustawa, która, ze względu na inflację, pozwala waloryzować kontrakty budowlane w zamówieniach publicznych.

Kiszkurno: - Obecnie prowadzimy w tej sprawie negocjacje z generalnym wykonawcą. Decyzję będziemy podejmować w oparciu o wskaźniki wzrostu cen towarów i usług w branży budowlanej.

W efekcie, jak wstępnie szacuje spółka, koszty kontraktu mogą wzrosnąć o ok. 50 mln zł. Kto zapłaci? – Spółka, a koszty pokryje z kredytów komercyjnych – wyjaśnia prezes Kiszkurno.

A co z harmonogramem? – Spodziewam się, że inwestycja może mieć ok. 3 miesięcy poślizgu. Ale decyzje jeszcze nie zapadły - podkreśla prezes Portu Czystej Energii. - Nadal robimy wszystko, żeby inwestycję oddać zgodnie z terminem, na koniec 2023 r – dodaje.

Obiekt powstaje na terenie Zakładu Utylizacyjnego (ZU), którego lokalizacja jest solą w oku mieszkańców. Uciążliwy fetor z wysypiska dokucza od lat. Nie zraża to jednak deweloperów, którzy w okolicy ochoczo wznoszą kolejne osiedla.

Obietnic, że odór z Szadółek zostanie ograniczony było już wiele. Najnowsze pochodzą z marca ubiegłego roku. Wtedy zakład ogłosił program "REDU - redukujeMY zapachy z Szadółek”.

- Łączny koszt najważniejszych działań inwestycyjnych wchodzących w zakres programu REDU wyniósł ponad 3 mln zł – mówi Olimpia Schneider, kierowniczka działu Komunikacji i PR w Zakładzie Utylizacyjnym. I wylicza szereg technicznych i organizacyjnych działań prowadzonych w ramach programu. W tym m.in.:

  • Pierwszy etap modernizacji systemu odgazowania, polegający na remoncie ponad 50 studni odgazowujących i wykonaniu nowych połączeń linii gazowych na kwaterze składowania.
  • Poprawa efektywności oczyszczania i dostępności zakładowej podczyszczalni ścieków, w ramach której m.in. zamontowano nowy system filtrów.
  • Od roku, w ramach realizacji programu REDU, część śmierdzących odpadów jest wywożona na zewnątrz. Do podmiotów zewnętrzny przekazano ponad 12 tys. ton frakcji 0-80 mm, podchodzącej z odpadów komunalnych resztkowych, ponad 3,5 tys. ton kompostu niespełniającego wymagań oraz ponad 4,8 tys. ton odpadów ulegających biodegradacji. Cel? Ograniczenie składowania i zminimalizowanie smrodu.
  • Zatrudnienie technologa odpowiedzialnego za kontrolę procesów biologicznych oraz osoby od monitoringu powietrza, a także utworzenie własnego laboratorium.
  • Przygotowania do rekultywacji zamkniętej już kwatery składowania odpadów.
  • Monitoring odorowy i wytypowanie konkretnych miejsc i czynności w zakładzie, które generują zapachy. Zmieniono godziny przeprowadzania niektórych czynności np. przerzucanie pryzm kompostu, przeniesiono także lokalizację magazynu kompostu.

Pierwsze efekty programu miały być odczuwalne jesienią ubiegłego roku. O rezultaty zapytaliśmy w ZU.

- Ważną częścią programu REDU jest prowadzenie rejestru zgłoszeń uciążliwości zapachowych. W roku 2022 otrzymano mniej skarg od mieszkańców niż w roku 2021. Jednocześnie zwiększyła się liczba zgłoszeń wewnętrznych ze względu na ustalenie stałej grupy pracowników, zgłaszających uciążliwości – wyjaśnia Olimpia Schneider.

W 2021 roku gdańskie wysypisko odnotowało 147 zgłoszeń od mieszkańców, w 2022 – 103. Jednak trudno jednoznacznie stwierdzić czy mniej zgłoszeń gdańszczan to rzeczywiście dowód na poprawę sytuacji, a może utratę przez mieszkańców nadziei, że ich zawiadomienia coś zmienią.

Inwestycje a jakość życia

- W imieniu mieszkańców wielokrotnie pytaliśmy władze zakładu „kiedy przestanie śmierdzieć?” – mówi Tomasz Komorowski, radny dzielnicy Jasień, który przez dwa lata zasiadał w Radzie Interesariuszy ZU. - Nigdy nie otrzymaliśmy jasnej deklaracji. W ubiegłym roku ogłoszono program REDU, zmieniono zarząd i prezesa zakładu. Moim zdaniem nie są to większe działania techniczne ograniczające odory, lecz głównie dotychczasowe działania ubrane w ładne komunikaty wizerunkowe.

Mieszkańcy tracą cierpliwość, bo zakład realizuje szereg inwestycji, które nie przynoszą oczekiwanej ulgi. W styczniu 2020 roku uroczyście otwarto nową kompostownię. Budowa ciągnęła się od połowy 2018 roku i pochłonęła 48 mln zł. Za sprawą inwestycji problem uciążliwych zapachów miał zostać rozwiązany. Ale tak się nie stało.

W grudniu ubiegłego roku zakończyły się warte 68,8 mln zł prace przy modernizacji sortowni. Inwestycja pozwoli odzyskać więcej surowców z odpadów resztkowych i spełnić restrykcyjne normy recyklingu (w 2022 roku samorządy musiały odzyskiwać 25 proc. odpadów, od 2025 będzie to już 55 proc.). Natomiast władze spółki od początku nie kryły, że sortownia przetworzy odpady, które nie generują przykrych zapachów, nie wpłynie więc na redukcję uciążliwych zapachów.

- Wśród mieszkańców słychać głosy, że zakład inwestuje masę pieniędzy w działania naprawcze. I nawet jeśli odczuwamy chwilową poprawę, problem wraca jak bumerang, mamy kolejne dni z odorami. Przed podjęciem tych wielomilionowych działań, chciałbym dostać do ręki dowód na to, że przyniosą one efekt, a nie będą tylko działaniami pozorowanymi – mówi Tomasz Komorowski. – Od działań podejmowanych przez władze zakładu zależy przecież, czy nam, mieszkańcom, będzie się dobrze żyło – dodaje.

Czy spalarnia pomoże? „Czas pokaże”

Zapytaliśmy przedstawicieli Portu Czystej Energii czy gigantyczna inwestycja, jaką jest budowa spalarni, pomoże w rozwiązaniu problemu.

- Dzięki spalarni mniej odpadów trafi na składowisko – mówi Sławomir Kiszkurno. - Z sortowni Zakładu Utylizacyjnego w Gdańsku odpady będą od razu wiezione do bunkra spalarni. Obecnie czekają na wywóz odpowiednim transportem albo też są poddawane różnym procesom na miejscu, w celu ich zagospodarowania. Teraz kontaktu z powietrzem będzie mniej. Można spodziewać się więc, że spalarnia będzie miała pewien wpływ na ograniczenie uciążliwości zapachowych. Ale czy bardzo znaczący i odczuwalny dla mieszkańców? Czas pokaże.

W ograniczenie odorów za sprawą budowy spalarni nie wierzy Jarosław Paczos, prezes Stowarzyszenia Sąsiadów Zakładu Utylizacyjnego Gdańsk Szadółki.

- Spalana będzie frakcja, która nie ma większego związku z odorem – podkreśla Jarosław Paczos, który w ubiegłym roku zrezygnował z zasiadania w Radzie Interesariuszy Zakładu Utylizacyjnego. Reprezentował w niej stronę społeczną. Powód?

- W mieście nie ma wizji i długofalowych planów związanych z gospodarką odpadami. Wszystko opiera się na tym, że jeśli jest program unijny, przyznana dotacja, to zakład realizuje daną inwestycję. Ale nie stoi za tym żadna refleksja, jakie cele spełni, co dzięki niej uda się osiągnąć – twierdzi Paczos.

Na jego decyzję o rezygnacji wpłynęła budowa nowej kompostowni, która mimo pokładanych nadziei, nie przyniosła poprawy.

– Ta inwestycja to porażka – uważa Jarosław Paczos. - Bo nie spełnia swoich założeń i nie produkuje dobrej jakości kompostu, a masę biologiczną, która jest składowana w zakładzie. Główną przyczyną jest zła jakość wsadu - odpady z brązowych pojemników są tak zanieczyszczone, że nie można prawidłowo przeprowadzić procesu kompostowania. Natomiast władze spółki wzięły pieniądze z Unii, coś wybudowały, zrobiły sobie pamiątkowe zdjęcia. I uznały, że inwestycja spełnia swoje założenia. Przeciwko temu jest mój protest. Uczestniczyłbym w czymś co podąża w nieznanym kierunku. A czas nagli, bo w Zakładzie Utylizacyjnym zaczyna brakować miejsca na wszystkie pełnione funkcje.

W dodatku strona społeczna obawia się, że sytuacja może się jeszcze pogorszyć. – W planie zakładu jest bowiem budowa instalacji beztlenowej fermentacji odpadów – mówi Jarosław Paczos. - Wielokrotnie pytałem władze ZU jaki jest cel, po co ta inwestycja, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Ta budowa zwiększa ryzyko pojawienia się dodatkowych uciążliwości odorowych. Podążamy w złym kierunku.

Szukanie rozwiązań

Jesienią 2021 roku radni dzielnicy Jasień wysłali pismo do prezydentki Gdańska Aleksandry Dulkiewicz. Wnioskowali w nim o zawarcie w strategii rozwoju ZU deklaracji działań zmierzających do "wyznaczenia bezpiecznego i spełniającego najwyższe standardy składowiska odpadów komunalnych w nowej lokalizacji". Postulowali też o to, by instalacja beztlenowej fermentacji powstała w innej lokalizacji niż Szadółki i z dala od dużych skupisk mieszkańców.

Zakład Utylizacyjny na pytania o przeniesienie wysypiska w inną lokalizację jest przygotowany. Ze strony internetowej: „Obecnie na terenie zakładu zdeponowanych jest kilkanaście mln m3 odpadów, na zamkniętej i czynnej kwaterze. Wymagają one ciągłego dozoru, odgazowywania czy rekultywacji. Funkcjonuje tu również kilka bardzo istotnych dla zagospodarowania obiektów: sortownia czy np. kompostownie. Trudno jest sobie wyobrazić przeniesienie tych instalacji bez szkody dla funkcjonowania obecnego systemu gospodarki komunalnej w mieście. Pamiętajmy, że zdeponowane tu odpady wymagają „stałej obsługi”, czyli monitorowania, wydobywania biogazu, serwisowania instalacji przez kilkadziesiąt kolejnych lat, co oznacza, że trzeba się nimi w tym miejscu opiekować na bieżąco”.

- Tylko znalezienie nowej lokalizacji dla przetwarzania biologicznego może przynieść długofalowe efekty – uważa z kolei Jarosław Paczos. - Miejsce dla takiej działalności widzimy w pobliżu oczyszczalni ścieków Gdańsk Wschód. Ale ten pomysł wykracza poza kadencję obecnych władz i nikt nie chce pociągnąć tematu.

Według niego dobrym, choć dość radykalnym, pomysłem jest poprawa jakości wsadu do kompostowni. - Ale organizacyjnie miasta na to nie stać. Niektóre wspólnoty dobrze segregują śmieci, inne robią to fatalnie – dodaje.

Zdaniem Zakładu Utylizacyjnego największą trudnością w redukowaniu uciążliwości jest kontrolowanie procesów związanych z wytwarzaniem i emisją gazów składowiskowych na zamkniętej już kwaterze.

- Dzięki identyfikacji tego zjawiska zaplanowano kolejne prace zmierzające do minimalizacji potencjalnych uciążliwości – mówi Olimpia Schneider. - W ramach zamknięcia kwatery realizowana będzie finalna modernizacja systemu odgazowania. Ponadto projekt zakłada zdublowanie niektórych rozwiązań w celu zapewnienia wielu „linii obrony” przed emisją gazu. Wprowadzenie tak kompleksowych rozwiązań nie było możliwe w trakcie eksploatacji. Dlatego też robimy to już na zamkniętej kwaterze. Kolejnym wyzwaniem jest ilość bio odpadów, która co roku zwiększa się. Ilość ta jest większa niż możliwości przerobowe kompostowni komorowej, z tego też powodu część odpadów wywożona jest poza zakład. W przyszłości bio odpady zbierane selektywnie trafiają do kompostowni, a te pochodzące z resztkowych trafiać będą do spalarni. Tym samym ograniczymy potencjał wytwarzania gazu na obecnie eksploatowanej kwaterze.

Tymczasem zaangażowani w walkę ze smrodem społecznicy tracą nadzieję na rozwiązanie problemu. Choć samo stowarzyszenie Sąsiadów Zakładu Utylizacyjnego nie zostało zlikwidowane, a Jarosław Paczos dalej pełni funkcję jej prezesa, z czasem organizacja planuje zakończyć swoją działalność.

– Mamy za sobą 10 lat pracy, ale jak pokazuje przykład kompostowni, nasze możliwości są ograniczone – mówi prezes Stowarzyszenia Sąsiadów ZU. – Czas, żeby inni mieszkańcy, nowe pokolenie, zajęli się tym problemem.

Budowa spalarni.
Ile to kosztuje?

Koszty budowy spalarni odpadów obecnie wynoszą ok 670 mln zł netto. Do inwestycji ponad 270 mln zł dołożyła Unia Europejska, a blisko 330 mln zł pochodzi z pożyczki od NFOŚiGW. Reszta to kredyty komercyjne, które, podobnie jak pożyczka z NFOŚiGW, będą spłacane z przychodów Portu Czystej Energii. Te z kolei pochodzić będą z utylizacji odpadów komunalnych w spalarni oraz sprzedaży energii elektrycznej i cieplnej powstałej w wyniku spalania.

Jarosław Paczos
Prezes Stowarzyszenia Sąsiadów Zakładu Utylizacyjnego Gdańsk Szadółki

W gdańskiej spalarni spalana będzie frakcja, która nie ma większego związku z odorem

PPP

Budowa spalarni odpadów powstaje w oparciu o Ustawę o Partnerstwie Publiczno-Prywatnym (PPP). Na tę samą formułę miasto zdecydowało się przy zabudowie północnego cypla Wyspy Spichrzów, rewitalizacji Dolnego Miasta oraz zagospodarowaniu Targu Siennego. Włosko-francuskie konsorcjum Astaldi (WeBuild), Termomeccanica Ecologia oraz TIRU (TIRU Paprec Energies) odpowiada za projekt, budowę oraz eksploatację spalarni przez 25 lat. Strona publiczna gwarantuje dostawę strumienia odpadów do utylizacji oraz zadba o to, by cały proces budowy i eksploatacji zakładu przebiegał zgodnie z założeniami umowy PPP.

Sławomir Kiszkurno
Prezes miejskiej spółki Port Czystej Energii

Można spodziewać się, że spalarnia będzie miała pewien wpływ na ograniczenie uciążliwości zapachowych. Ale czy bardzo znaczący i odczuwalny dla mieszkańców? Czas pokaże.