W dobie kryzysu uwagi, każdy nagłówek walczy choć o ułamek sekundy naszego zainteresowania. Sztuka przyciągania wzroku czytelnika stała się równie cenna co sama treść artykułu. Czy jednak powszechnie stosowana w tym celu strategia - clickbait - jest sztuką czy raczej jej zaprzeczeniem.
Szokujący tytuł, krzykliwa obietnica, emocjonalna manipulacja – to przynęta, która ma nas zwabić. I wielokrotnie okazuje się bardzo skuteczna, bo głównym powodem, dla którego ludzie czytają prasę nie jest chęć “bycia na bieżąco”, czy zdobycie wiedzy, ale … zaspokojenie ciekawości. I właśnie na tej podstawowej, ludzkiej potrzebie żerują twórcy clickbaitów. Czy więc clickbaity działają, bo w nie w klikamy, czy są właśnie tym czego szukamy w internecie?
Przynęta z linkiem, czyli czym jest clickbait?
Clickbaity to nagłówki artykułów w formie równoważnika lub krótkiego zdania, napisane w prowokacyjnym stylu. Są publikowane w mediach społecznościowych, gdzie mają zachęcić użytkowników do kliknięcia linku w nagłówku i w celu przeczytania treści na konkretnej stronie internetowej. Są jednym z najpopularniejszych narzędzi pozwalających na wyróżnienie się z “cyfrowego hałasu” i przyciągnięcia uwagi czytelników.
Nazwa clickbait powstała z połączenia dwóch angielskich słów: “click” oznaczające “kliknięcie” oraz “bait” - przynętę. I właśnie ten mechanizm podstępu i przynęty stosowany jest w clickbaitach w celu zwabienia użytkowników na stronę internetową. Większy ruch na stronie oznacza nabicie statystyk wyświetleń, zwielokrotnianie ilości odsłon treści czy zamieszczonych na stronie reklam. Wpływ na ruch ceniony jest przede wszystkim przez portale publikujące reklamy na swoich stronach. Każdy wchodzący na portal czytelnik to nowa odsłona reklamy - a tym samym - kolejna “złotówka” wpadająca do portfela wydawcy. Clickbaity nie są jednak tylko domeną mediów. Korzystają z nich również influencerzy czy twórcy publikujący na portalach, które płacą niemal za każde wyświetlenie (jak YouTybe czy TikTok). Wszystko to prowadzi do monetyzowania opublikowanej treści i generowania przychodów dla jej właścicieli.
Niezależnie czy oglądamy nagłówek na stronie poważanego magazynu informującego o skandalu związanym z celebrytą czy miniaturką wideo influencerki fitness o treści “czas się pożegnać…” mamy do czynienia z tą samą strategią polegającą na przyciągania uwagi przez rozbudzenie ciekawości i obietnicą jej zaspokojenia po kliknięciu w link.




