Chcemy, żeby media zobaczyły, że clickbait się nie opłaca

Na co dzień analizują prawie 300 nagłówków, poświęcając niemal pełny etat na demaskowanie clickbaitów. Czytają niemal tyle samo artykułów, wielokrotnie miernej jakości, by dotrzeć do kontekstu tytułów i zapobiec manipulacji. Aby móc rzetelnie wykonywać swoją pracę, unikając presji ze strony dużych wydawców, zachowują anonimowość. Z pandemicznych hobbystów stali się sygnalistami walczącymi o powrót jakościowych treści, “grożącymi palcem” kiepskiemu dziennikarstwu. O codziennej pracy z ciemną stroną internetu - dla Biznesu Pomorza - opowiada administrator fanpage’a “Streszczam clickbaitowe artykuły, żebyś nie musiał klikać”.

Aleksandra Tatarczuk: Czy pamiętasz pierwszy clickbait, który przyciągnął twoją uwagę?

Administrator “SCAżNMK”: Jeden z pierwszych? To było na pewno w okolicach pandemii. Wtedy zaczęła się nasza frustracja, gdy oglądaliśmy tablice na Facebooku zalane “czerwonymi nagłówkami”, które straszyły, działały na emocje, a po wejściu w artykuł wiadomości okazywały się często mało dramatyczne. To właśnie tamte tytuły zmobilizowały nas do działania. Mieliśmy wrażenie, że zagraniczne media potrafiły odróżnić informacje błahe od poważnych, których w dobie pandemii oczywiście nie brakowało. Tymczasem u nas, każdy temat serwowany był tak jakby świat miał się już skończyć. Pandemia nadwyrężyła nasze zdrowie, ale to media przeorały je bez litości.

Czy są jeszcze jakieś inne clickbaity, które szczególnie zapadły ci w pamięć?

Szczególnie w pamięć zapadły nam “pogodowe clickbaity”. Na pierwszy rzut oka wydają się błahe, ale jednak bardzo potrafią zmylić czytelników. Kiedyś ktoś napisał pod naszym postem znamienne słowa, że dawniej media były miejscem, w którym ufało się przynajmniej prognozie pogody, a teraz nawet takim wiadomościom nie można wierzyć! Ostatnio jeden z pogodowych portali wrzucił nagłówek o treści “26 stopni w kwietniu!”, a po wejściu w artykuł okazało się, że tytuł odnosił się do sytuacji sprzed roku. Takie zabiegi działają internautom na nerwy.

Czy istnieją tematy tabu, których clickbait jeszcze nie dotyka?

Niestety nie. Clickbait jest wszędzie – w polityce, społeczeństwie, w newsach o celebrytach, pogodzie, a nawet w wątkach religijnych. Ostatnio zauważyliśmy, że coraz więcej portali wykorzystuje wrażliwość religijną internautów, by przyciągnąć ich uwagę. Nie ma już tematu wolnego od clickbaitu.

Czy znalazłeś takie clickbaity, które mimo wszystko były ciekawe albo kreatywne – takie, w które kliknąłeś z ciekawości, a nie z oburzenia?

Tak! “Strzelanina w Mińsku. Ranni piłkarze z Teresina”. Tymczasem tytuł traktował o… meczu piłkarskim i strzelonej dużej ilości bramek. Niby śmieszne, ale ludzie się na poważnie przestraszyli. Istnieje bardzo cienka granica między zabawą w sprytne nagłówki, a manipulowaniem internautów w coś zupełnie innego. Oczywiście rozumiem, że media muszą na siebie zarabiać, a w tym celu potrzebują przyciągać uwagę odbiorców. Natomiast naprawdę, tak szczerze z ręką na sercu, nie pamiętam takiego clickbaitu, gdzie powiedziałem "Okej, oni to zrobili superdobrze". Pewnie takie tytuły też istnieją, ale my analizujemy bardzo dużo treści – dziesiątki tysięcy tytułów rocznie – i w tej masie - niestety dobre, zgodne z dziennikarskim sumieniem przykłady to rzadkość.

Wow! To ogromna liczna! Czy kontakt z tak ogromną ilością trudnych i kontrowersyjnych treści nie przytłacza was? Jak radzicie sobie z tą masą negatywnych treści?

Jeszcze nikt nie zadał nam takiego pytania (śmieje się). Ja, po kilku miesiącach pracy z clickbaitami przeżyłem moment załamania. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak ogromna jest skala tego zjawiska. Początkowo traktowaliśmy to jako coś śmiesznego. Nie mieliśmy jednak świadomości jak powszechny jest clickbat. I że używają go wszyscy! Ci mali, i ci duzi. I o zgrozo, zwłaszcza ci, którzy na co dzień lubią chwalić się pozycją “rzetelnych mediów”, czy “wolnych mediów”. Hipokryzja na całego! Z czasem stało się dla nas coraz bardziej jasne, że tak ogromna ilość manipulacji ma realny wpływ na społeczeństwo. Z perspektywy kilku lat naszych działań widzimy, jak jest źle. I to mocno nas obciążyło psychicznie. Jest nam po prostu cholernie smutno, że tak wyglądają polskie media.

Co pomogło Wam działać dalej?

Zaczęliśmy podchodzić do clickbaitów z humorem. Nasi stali odbiorcy zwrócili uwagę, że jakiś czas temu zmieniliśmy nieco formułę naszych postów. Zamiast skupiać się tylko na chłodnej analizie, zaczęliśmy je również wyśmiewać. “Reperuje” nas to pod kątem psychicznym i dostrzegamy, że i nasi odbiorcy lepiej reagują na treści w tym formacie. Gdy analizujemy codziennie 200 -300 nagłówków, humor pozwala nam utrzymać dystans i odreagować.

Czy clickbaity są też wykorzystywane jako narzędzie propagandy? I czy są wykorzystywane politycznie?

Długo unikaliśmy polityki, bo nie chcieliśmy tworzyć kolejnych podziałów. Niestety te treści “same do nas wpadały” i gdy zaczęliśmy je analizować zauważyliśmy, że tak samo jak wiadomości, clickbaity też są polityczne. Co gorsza, łączą one manipulacje z brakiem kontekstu. Po wejściu w “zwykły” clickbait najgorsze co nas spotka to rozczarowanie, że treść artykułu nie była tak atrakcyjna jak nagłówek. W przypadku clickbaitu politycznego w treści nagłówka znajdziemy często opinię podaną jako fakt, i to bez źródła do weryfikacji. To bardzo niebezpieczne manipulacje, bo mogą wpływać na wybory poprzez kształtowanie opinii publicznej na bazie półprawd i niedopowiedzeń. Politycy to straszliwi clickbaiciarze. Często też rozsiewają w ten sposób fake newsy.

Czyli clickbaity i fake newsy idą w parze?

Zdecydowanie tak! Clickbait w połączeniu z niedopowiedzeniem i manipulacją to doskonałe narzędzie do szerzenia fake newsów. Zdarza się, że analizując tytuł, mimowolnie demaskujemy fake newsa. Musimy się nawet pilnować, żeby się wchodzić w paradę innym stronom, które właśnie zajmują się walką z fake newsami. Niestety jest też druga strona tego problemu - ludzie nie lubią czytać artykułów, ale lubią się wypowiadać na każdy temat. Dlatego czytają tylko tytuł i nie wchodzą głębiej w kontekst. Najpierw komentują, potem czytają i sami dają zasięgi fake’owym clickbaitom, czy fake-newsom, wpadając w ich sidła. Wymagamy dużo od mediów, ale jeszcze więcej musimy wymagać od siebie samych. Najpierw czytajmy, potem komentujmy!

Jakie strony analizujecie? Czy tylko prawdziwe media, czy też portale o mniej legalnej proweniencji?

Skupiamy się głównie na portalach mediowych, ale jako że większość naszej pracy wykonujemy na Facebooku, to algorytm portalu sam nam podsuwa nowe treści. W większości pochodzą one właśnie z portali prasowych. Mamy też listę z 400 mediów, które losowo przeglądamy. Ale kiedy zainteresowaliśmy się stronami wyglądającymi jak te szerzące propagandę, algorytm zaczął podsuwać nam mnóstwo podobnych. Tak odkryliśmy, jak dużo jest stron założonych przez propagandzistów związanych np. z Rosją, podszywających się pod polskie portale oraz sympatyzujących jawnie z niektórymi partiami politycznymi. Dość mocno przyjrzeliśmy się wtedy kilku stronom, które praktycznie kopiowały informacje z rosyjskich propagandowych portali. Lekko je tylko przeredagowawały i publikowały propagandę 2-3 dni później. Po pewnym czasie dotarliśmy do kolejnych “stron słupów” prowadzonych przez niby prywatne osoby czy polityków. Tak naprawdę służyły tylko do zalewania polskiego internetu prorosyjską propagandą. Zaczynaliśmy więc od analizy mediów mainstreamowych, a dotarliśmy do bardzo ciemnych zakątków internetu.

A co z prasą i telewizją? Czy tam też są clickbaity?

W tradycyjnych mediach, coś na wzór clickbaitów pojawia się na okładkach tzw. prasy kolorowej. One temu właśnie służą - przyciągnięciu czytelnika i skłonienia go do zakupu gazety poprzez prezentację na okładce treści nastawionej na tanią sensację, najczęściej wyrwaną z kontekstu i przedstawiającą manipulację lub półprawdę. Jednak po otwarciu gazety - clickbait dość często znika, bo nie jest już potrzebny, bo kupiłeś już gazetę. Niestety w internecie każdy nagłówek pełni rolę takiej strony tytułowej– i przez to każdy narażony jest na clickbait, bo każdy stanowi indywidualny byt do generowania wyświetleń i zarobku.

Gdybyście robili tzw. prasówkę, to pewnie zaczęlibyście swój dzień pracy od przejrzenia właśnie takich magazynów. A jak wygląda wasza codzienna praca, gdy zamiast wejść do kiosku, odpalcie internet?

Nasz zespół to dwie osoby. Pracujemy głównie z telefonu – to daje nam największą dostępność i elastyczność. Niestety nasza praca mogłaby trwać 24h, ponieważ dziennie w polskim internecie tworzy się dziesiątki i setki, jeśli nie dziesiątki tysięcy newsów. Przeważnie jednak przez 5-7 godzin dziennie przeglądamy to co podrzuca nam algorytm Facebooka i analizujemy nagłówki. Sprawdzamy, czy tytuł odpowiada treści, czy zawiera kontekst i czy nie manipuluje. Czy nie straszy, nie działa na emocje i nie jest zbytnio sensacyjny. Jeśli tytuł jest mylący wtedy przeważnie robimy jedną z tych dwóch rzeczy. Po pierwsze, publikujemy pod clickbaitowym tytułem komentarz rozszerzający kontekst tego nagłówka, aby internauta wiedział, z jaką treścią ma do czynienia i czy aby tytuł nim nie manipuluje. W drugim przypadku, wybieramy co ciekawsze przypadki i robimy ich dogłębną analizę, tłumaczącą te wybrane treści. Naszym celem jest edukacja, dlatego nasze posty składają się z obrazka przedstawiającego nagłówek uzupełniony o kontekst, tak, by internauci przed kliknięciem mogli ocenić, co otrzymają po wejściu w ten artykuł. Docelowo chcielibyśmy, by ludzie przestali klikać w clickbait i zaczęli wspierać wartościowe treści.

Niestety zdajemy sobie sprawę, że sami clickbaitu nie wyeliminujemy. Ale naszą siłą jest społeczność. Jeżeli czytelnicy zaczną rozpoznawać clickbaitowe tytuły i przestaną łapać się na ich przynętę to wtedy media zauważą, że clickbait nie opłaca się. Tym rynkiem rządzą pieniądze, więc jeśli media zobaczą, że mylące i manipulujące nagłówki “nie klikają się” to może przestaną je publikować. I zaczną promować lepszej jakości tytuły. Wszystko w naszych rękach, bo to my, społeczność, musimy zacząć klikać w dobrej jakości nagłówki a przestać w clickbaity i manipulacje. Innej drogi nie ma.

Czy wasza społeczność pomaga w pracy?

Bardzo. W tym momencie większość ciekawych przykładów dostajemy od naszej społeczności. Mamy już ponad 70 tysięcy obserwatorów i widzimy, że coraz więcej ludzi komentuje i demaskuje clickbaity. To pokazuje, że mają dość. Nasz ruch nie jest przeciw mediom – chcemy tylko, by media przestały stosować manipulację. Chcemy pokazać wydawcom, autorom czy redaktorom, że clickbait już przejadł się ludziom. I widzimy, że nasza społeczność robi w tym obszarze coraz więcej.

Czy zauważasz jakieś zmiany od początku waszej działalności w porównaniu z 2025 rokiem?

Zdecydowanie tak. Niektóre media, mimo że nadal stosują clickbait, zaczęły umieszczać te “ukryte” w tytułach informacje przynajmniej na początku tekstu – to krok w dobrą stronę. Jak czytasz nagłówek “Zmarł znany aktor!” to przynajmniej w 1 akapicie dowiesz się, o kogo chodzi. Kiedyś, aby dojść do sedna, trzeba było przeklikać się przez cały, sztucznie napompowany treścią artykuł, oglądając przy tym masę reklam. Teraz coraz więcej mediów już nie stosuje tak brutalnego zabiegu. Choć niestety samych clickbaitów jest dużo więcej niż na początku naszej działalności, to i nasza społeczność urosła. Czasem nasze komentarze dekonspirujące clickbaitowe tytuły mają więcej reakcji niż sam artykuł! To pokazuje, że ludzie są z nami. Zdarzały się też sytuacje, że po naszym poście, portale zmieniły nagłówek – i to jest nasz ogromny sukces!

Jeśli spodobała Ci się działalność fanpage’a “Streszczam  clickbaitowe artykuły, żebyś nie musiał klikać” możesz wesprzeć ich pracę fundując kubek kawy na: https://buycoffee.to/clickbait oraz odwiedzić ich profil na FB i dołączyć do zmęczonej clickbaitem i manipulacją społeczności: https://www.facebook.com/StreszczamClickbait/