Gospodarka w literaturze pięknej
Wzbogaceni na wojnie
(Bolesław Prus „Lalka”)
Gospodarka w literaturze pięknej
Wzbogaceni na wojnie
(Bolesław Prus „Lalka”)
Stanisław Wokulski, główny bohater powieści Bolesława Prusa „Lalka”, kojarzony jest przede wszystkim z nieszczęśliwym uczuciem, jakim obdarzył Izabelę Łęcką. Z kolei jako jego majątek najczęściej postrzegany jest sklep, w którego posiadanie wszedł zawierając związek małżeński z wdową po kupcu Janie Minclu. Mniej liczni czytelnicy zwracają uwagę na fakt, że źródła niezwykle mocnej finansowej pozycji Wokulskiego – przynajmniej od pewnego etapu w jego życiu – znajdowały się zupełnie gdzie indziej.
Traktat pokojowy podpisany w San Stefano przez Rosję i Imperium Osmańskie w dniu 3 marca 1878 roku zakończył wojnę, jaką dwa mocarstwa od prawie roku toczyły ze sobą na Bałkanach. Zwycięstwo wojsk rosyjskich sprawiło, że spod panowania tureckiego wyzwolona została Bułgaria (za to wojska rosyjskie miały pozostać na jej terytorium przez najbliższe dwa lata), a jednocześnie niepodległość uzyskały Serbia, Czarnogóra i Rumunia. Dokładnie w tym historycznym momencie – wedle tekstu „Lalki” w „szkaradny dzień marcowy” – Stanisław Wokulski powraca z Bułgarii do Warszawy. Nie było go przez osiem miesięcy (co wyrzuca mu stary subiekt, Ignacy Rzecki), a zatem spędził w okolicach bałkańskiego frontu niemal cały okres wojny. O charakterze interesów, które tam prowadził, dowiadujemy się niewiele. Tylko tyle, że miał bogatego wspólnika, że ryzykował życiem i że znakomicie zarobił – trzydzieści tysięcy rubli w gotówce, które ze sobą zabrał, przeobraziły się w dwieście pięćdziesiąt tysięcy, z czego duża część była w złocie; planowana sprzedaż posiadanych papierów wartościowych miała podnieść tę kwotę do przeszło trzystu tysięcy rubli. Chełpiąc się przed Rzeckim dziesięciokrotnym pomnożeniem kapitału, Wokulski jednocześnie z drwiną przyznaje, że „nie został tureckim Wallenrodem”, co nie wprost, ale przecież wystarczająco wyraźnie wskazuje na fakt, że był lojalnym dostawcą armii rosyjskiej.
Trudno ocenić, na ile osiągnięta przez Wokulskiego w osiem miesięcy stopa zwrotu z zainwestowanych środków wynikała z realistycznego spojrzenia Prusa na operacje finansowe czasu wojny, a na ile zrodziła się w jego literackiej fantazji i miała za zadanie postawić mocny akcent w fabule. Wokulskiego dręczy wszak wspomnienie o początkach kariery u boku wdowy po Janie Minclu i w pomieszaniu dumy z gniewem - „zaciskając pięści” - wykrzykuje: „Sam jeden przez pół roku zarobiłem dziesięć razy więcej aniżeli dwa pokolenia Minclów przez pół wieku. Na zdobycie tego, com ja zdobył pomiędzy kulą, nożem i tyfusem, tysiąc Minclów musiałoby się pocić w swoich sklepikach i szlafmycach”.
Niezależnie od tego, czy przebicie, jakie trafiło się Wokulskiemu, było całkiem prawdziwe, czy też z lekka naciągane, powszechnością cieszy się pogląd, że dostawy zakontraktowane przez państwo, zwłaszcza, gdy dotyczą zaopatrzenia wojska lub w inny sposób związane są z konfliktami zbrojnymi, bywają niezwykle lukratywne. Czy zawsze dzieje się to na drodze etycznej? Wokulski twardo, a może nawet cynicznie stwierdza: „Sprawiedliwe jest to, że silni mnożą się i rosną, a słabi giną. (…) Za dużo płakałem nad sobą, ażebym się miał rozczulać nad Turcją”. Wkładając takie słowa w usta swojego bohatera, Prus nie przesądza, czy byłby on zdolny do szwindli, oszustw i malwersacji. Historia wszakże uczy, że wielu zaangażowanych w działalność podobną do tej, jaką prowadził Wokulski, nie zdołało zachować uczciwości.
Jedna z najsłynniejszych afer II Rzeczypospolitej związana była ze spółką akcyjną Frankopol (Francusko-Polskie Zakłady Samochodowe i Lotnicze). Utworzona 11 maja 1921 roku miała przekształcić polskie lotnictwo wojskowe w prawdziwą potęgę – w okresie 10 lat dostarczyć 2650 samolotów i 5300 silników. Zaledwie dwa tygodnie po powstaniu spółki Główny Urząd Zaopatrzenia Armii podpisał z nią długoletni kontrakt. Dostawa pierwszych 300 samolotów (płatowce Breguet z silnikiem Hispano-Suiza) miała nastąpić już półtora roku po zawarciu kontraktu. Na te ambitne zamierzenia cień rzucały co najmniej trzy fakty: po pierwsze – spółka nie dysponowała jakimkolwiek zapleczem produkcyjnym, po drugie – silniki Hispano-Suiza nie były wcześniej montowane w płatowcach Breguet, a próby podjęte we Francji zakończyły się fiaskiem, bo zdaniem fachowców obie konstrukcje niezbyt do siebie pasowały, po trzecie wreszcie – w polskim lotnictwie służyło niespełna 150 wykwalifikowanych pilotów, a kwestia szkolenia nowych w ogóle nie została podjęta. Największe związane z Frankopolem wątpliwości musiało jednak budzić to, że jego zarząd działał wyłącznie w oparciu o zaliczki z Ministerstwa Spraw Wojskowych, a więc na koszt i ryzyko państwa. Wielomilionowe zaliczki płynęły, a po kilku latach okazało się, że posłużyły jedynie do nabycia terenów na Okęciu i sprowadzenia z zagranicy pewnej ilości samolotów o bardzo niskiej jakości (część z nich nadawała się jedynie do kasacji). Po przewrocie majowym generał Włodzimierz Ostoja-Zagórski, który w powstaniu i działaniu Frankopolu odegrał decydującą rolę, najpierw został aresztowany, później zwolniony z więzienia, a wreszcie zniknął. Do dziś nie wiadomo, czy został skrytobójczo zgładzony, czy też skutecznie ukrył się za granicą – śledczy bez efektu poszukiwali go w Wolnym Mieście Gdańsku, Czechosłowacji, Niemczech i Włoszech, a nawet w Afryce.
Po stu latach od afery Frankopolu i stu pięćdziesięciu od poczynań Wokulskiego na bałkańskim froncie nadal nie brak chętnych do szybkiego wzbogacenia się na wojennych interesach. Jeśli Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych bez przetargu udzieliła niewielkiej firmie odzieżowej - o jakże dźwięcznej nazwie „Red is Bad” – opiewającego na 351 mln złotych zlecenia na zakup agregatów prądotwórczych dla walczącej Ukrainy, a zleceniobiorca dokonał tego zakupu w Chinach za równowartość 69 mln złotych, to osiągnięte przebicie w gruncie rzeczy tylko umiarkowanie ustępowało temu, jakim na stronicach „Lalki” chełpił się Wokulski.
Jesienią 2024 roku liczni urzędnicy Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych trafili do aresztu, a właściciel współdziałającej z nimi odzieżowej firmy, ścigany czerwoną notą Interpolu, przebywał za granicą. Dociekliwe media utrzymywały, że chodzi o jeden z krajów Ameryki Południowej…