Michelin. Ta nazwa zelektryzowała w tym roku środowisko gastronomiczne Trójmiasta i Pomorza. Ale nie tylko, bo przecież kultowe gwiazdki Przewodnika Michelin w międzynarodowej gastronomii znaczą tyle samo co Oskary w filmie. Stąd zainteresowanie było powszechne. Po latach oczekiwań nasze restauracje doczekały się wreszcie udziału w tym światowym projekcie. Laureatów mamy 19, a najwyższe wyróżnienie, bo jedną gwiazdkę dostało Arco by Paco Perez z gdańskiej Oliwy.

W tym wydaniu pokazujemy nie tylko laureatów, ale i kulisy tego wielkiego przedsięwzięcia, które już od dekad budzi wielkie emocje na całym świecie. Chyba każdy szef kuchni marzy o gwiazdce, a sam proces ich przyznawania jest objęty tajemnicą. Wszystko po to, by ocena lokalu była jak najbardziej obiektywna i poza zasięgiem wpływu restauracji.

Co ciekawe, wydawałoby się dość prosty temat do opisania w jednym elemencie okazał się trudny – chodzi o formalną i finansową stronę projektu. Media i Internet zalały informacje i komunikaty odnośnie lauretaów, do tego dziesiątki komentarzy i wypowiedzi na temat rangi i sukcesu wydarzenia. Od kluczowych samorządowców, po przedstawicieli branż turystycznych i gastronomicznych. I dobrze, bo jest powód do świętowania. Niemniej nasza rola, czyli mediów jest nieco inna. To obiektywne, ale i pełne opisywanie wydarzeń, wszystkich ich aspektów, gdzie gotowe komunikaty prasowe, siłą rzeczy jednostronne, bo nacechowane marketingiem, są tylko punktem wyjścia do dlaszej pracy dziennikarzy. Oczywiście co do zasady, bo praktyka jest różna. W tym więc przypadku jednym z naszych zadań – obok pokazania samych laureatów i skali ich sukcesu było opisanie kulis tej komercyjnej umowy z francuską firmą, finansowanej ze środków publicznych - skąd się wzięła, kto za nią odpowiadał, kto ją prowadził oraz kto i w jakim zakresie ją sfinansował. W czytelny i obiektywny sposób. Ku naszemu zdziwieniu ta prosta nie budząca kontrowersji rzecz, bo chyba każdy kibicuje naszym restauratorom okazała się trudna. Jedynie Gdynia udzieliła krótkiej odpowiedzi o swój udział i finansowanie. Pozostałe instytucje publiczne (stowarzyszenia turystyczne, samorządy) przekierowywały nas jedna do drugiej, a Polska Akademia Gastrononiczna (Oficjalny Partner Michelin w Polsce) nie udzieliła żadnej odpowiedzi na temat swojego udziału w projekcie.

Ta banalna wręcz sprawa w jakimś stopniu symbolizuje poważniejszy problem. To co jeszcze kilka, a raczej kilkanaście lat temu było standardem, a więc zadawanie prostych pytań wykraczających poza oficjalny komunikat, nie budziło zdziwienia przedstawicieli publicznych instytucji. Dzisiaj nawet banalne pytanie może być odbierane niezdrowe zainteresowanie. A, że samorządy mają albo swoje własne albo w jakimś stopniu zależne media, to te, które zadają jakieś pytania mogą być zbędne (np. na gali ogłaszania wyników Michelin z udziałem marszałka województwa, trójmiejskich samorządowców pominęto wiele, a może większość mediów, za to główną rolę odgrywał gdansk.pl).

Nie bez powodu liczne ośrodki zajmujące się wolnością słowa, fundacje, stowarzyszenia, a także same media biją na alarm, jeżeli chodzi o pogarszający się dostęp Polek i Polaków do obiektywnej informacji. Wydawałoby się, że po 8 latach niszczenia TVP i publicznego radia weszliśmy wreszcie w okres względnej wolności mediów. Niestety, nic bardziej mylnego.

W czerwcu b.r. Fundacja Demokracji Lokalnej (najstarsza i najbardziej zasłużona instytucja zajmująca się samorządami) w informacji zatytułowanej „Media samorządowe. Patologia pod ochroną” podała, że w 2021 roku w Polsce wydawano 728 tytułów lokalnych i uwaga (!) - 868 tytułów urzędowych. Liczba tych pierwszych stale spada, a liczba tych drugich, powoli, ale rośnie. Na portalu FDL temat rozszerzył Andrzej Andrysiak, prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych.

- Wydawnictwa samorządowe – w formie gazet, portali, stacji telewizyjnych, radiowych – nie spełniają funkcji mediów, choć za takie chcą uchodzić. Nie pełnią żadnych funkcji kontrolnych, nie opisują rzeczywistości, a jedynie jej fragment, z perspektywy atrakcyjnej dla władzy, bezpośredniego lub pośredniego wydawcy – przez instytucje podległe lub spółki. Wypełniają w ten sposób definicję propagandy – opisał Andrysiak. - Wydawnictwa samorządowe są tak skonstruowane od strony redakcyjnej, by jak najbardziej przypominały normalne media. W ten sposób z premedytacją zacierają granice między mediami niezależnymi i samorządową propagandą.

Z dużych miast, które najbardziej rozbudowały swoje media wymieniane są przede wszystkim Wrocław, Łódź, Gdańsk i Kraków. Co ciekawe starania mediów i obywatelskich instytucji o uregulowanie sytuacji trwają już od wielu lat. Już w 2009 roku Izba Wydawców Prasy i Helsińska Fundacja Prawa Człowieka apelowały we wspólnym oświadczeniu o zakaz wydawania mediów przez samorządy. W 2018 roku w projekcie nowelizacji prawa prasowego znalazła się propozycja zakazu wydawania mediów przez samorządy, ale finalnie projekt nie był głosowany. Helsińska Fundacja Prawa Człowieka, która poparła tę regulację, wnosiła o rozszerzenie zakazu o jednostki podległe samorządom i spółki miejskie. Sprawą wielokrotnie zajmowali się Rzecznicy Praw Obywatelskich – Adam Bodnar, a potem Marcin Wiącek, którzy wysyłali pisma do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Według samego Bodnara „z gazetami wydawanymi po kosztach i dystrybuowanymi do każdej skrzynki nie wygra żadna prywatna redakcja. Prowadzi to do zawłaszczenia medialnej przestrzeni i zacementowania rynku. A stąd już prosta droga do ograniczenia wolności wypowiedzi”.

W 2021 roku Watch Dog Polska, organizacja prawników, którzy wspierają obywatel i media w procesach sądowych o udostępnienie informacji opublikowała raport „O czym szumią gazety władzy”.

No właśnie o czym? Tutaj znów przytoczę komentarz Andrysiaka odnośnie raportu Watch Dog Polska.

- Rządzący są bardzo często proszeni przez redakcję o zabranie głosu, pojawiają się na zdjęciach, redakcje publikują z nimi wywiady, w których nie zadają trudnych pytań i nie poruszają problematycznych tematów. W tekstach nie pojawiają się mieszkańcy, nie ma ich punktu widzenia ani opinii.

W czerwcu tego roku Stowarzyszenie Gazet Lokalnych skierowało do NIK wniosek o kontrolę 4 samorządów z województwa dolnośląskiego pod kątem wydatkowania środków publicznych na media. Chodzi o Wrocław, Brzeg Dolny, Trzebnicę i Świdnicę. Autorzy wniosku przytoczyli wiele przepisów zakazujących działalności medialnej przez samorządy, nie tylko polskich, ale i unijnych. To pierwszy tak konkretny i mocny ruch, gdyż NIK w przypadku stwierdzenia uchybień dość często kieruje swoje wnioski pokontrolne do prokuratury. SGL w opisie uzasadnienia swojego wniosku wymienia też inne samorządy, w tym m.in. Gdańsk.

Są pierwsze reakcje. Miesiąc temu Andrzej Wyrobiec, wiceminister kultury w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej stwierdził: „Jednym z elementów, które musimy zaimplementować do polskiego prawa, jest kwestia przejrzystego wydatkowania publicznych pieniędzy na reklamy w mediach wszelkiego rodzaju. W tym znajduje się także kwestia wydawnia środków na biuletyny informacyjne tworzone przez samorządy. Stawiamy te sprawę jasno – rekomendujemy wprowadzenie zakazu prowadzenia działalności medialnej przez jednostki samorządu terytorialnego, czyli wydawania prasy oraz dostarczania innych usług medialnych. Obecnie mamy do czynienia z wolną amerykanką w tej kwestii. Musimy to ukrócić”.

Niezależnie od tych działań w lipcu mieliśmy inny protest mediów, tym razem wszystkich - i tych lokalnych i tych ogólnokrajowych przeciwko nowym regulacjom w prawie autorskim. Chodzi o bezpłatne wykorzystywanie treści dziennikarskich przez światowych gigantów cyfrowych jak google czy FB. Składane przez media postulaty, by nowe przepisy dawały lepszą pozycję w walce o tantiemy z zagranicznymi koncernami zostały odrzucone przez koalicję rządową. Po proteście mediów rząd obiecał pochylić się nad zmianami.

Wnioski nie są ani nowe, ani odkrywcze. Żądza posiadania lub kontroli mediów nie ma znaczenia, jeżeli chodzi o barwę polityczną, ani szczebel władzy. Stąd w interesie nas wszystkich jest istnienie obiektywnych, nie zaangażowanych politycznie (partyjnie) i nie uzależnionych od jakiejkolwiek władzy mediów. Właśnie po to, by w najprostszej, banalnej sprawie zadawać proste i oczywiste pytania, na które udzielane będą równie proste i jasne odpowiedzi.

W tym numerze zadajemy ich sporo. Nie tylko we wspomnianym materiale o Michelin. Maciej Sandecki przepytał Aleksandrę Kosiorek, prezydentkę Gdyni, a także sprawdził jak nasz region wypada pod kątem skutecznego pozyskiwania i wydatkowania funduszy unijnych. Marta Dworak podjęła się opisania zjawiska coachingu, jego dobrych, ale i negatywnych stron. To tylko wybrane tematy.

Na koniec jedno zdanie do naszych partnerów i reklamodawców.

Przedsiębiorcy szukając kanałów do promocji swoich produktów i usług najlepsze i najskuteczniejsze ich zdaniem platformy i tytuły medialne, dokonując przy tym standardowej, fachowej oceny biznesowej. Dotyczy to także nas. Przyznam, że liczba naszych partnerów z rok stale wzrasta, są to zarówno małe firmy, jak i te największe i najbardziej znane. Z Trójmiasta, Pomorza, krajowe i międzynarodowe. I choć współpraca ma aspekt biznesowy, to właśnie dzięki niej możemy robić to robimy. Czyli zwyczajne dziennikarstwo. Dziękujemy.

Zapraszam do lektury.