„Życie jest tajemnicą”

Marta Dworak
czwartek, Maj 25, 2023 - 12:21

Galeria Pinakoteka Design

O drodze, podróży i czasie rozmawiamy z Piotrem Czajkowskim w przededniu jego wernisażu wystawy „METRO” w galerii sztuki Pinakoteka Design.

Już 1 czerwca wernisaż Pana wystawy „Metro” w Pinakotece na gdańskim Garnizonie. Zanim do niej przejdziemy chciałabym zapytać, od czego zaczęła się Pana przygoda ze sztuką?

Chyba tak jak w większości przypadków u dzieci – od entuzjazmu podczas rysowania, gdy miałem kilka lat. Z czasem zdałem sobie sprawę, że to może być sposób na zawodowe życie. I tak rozpoczęła się po szkole podstawowej moja przygoda z liceum plastycznym, a później studia na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi i to już były świadome wybory. 

A dzisiaj Piotr Czajkowski to artysta, ale i wykładowca. W jakiej roli najlepiej się Pan czuje?

Nie rozdzieliłbym tego, nie umiałbym i chyba nie chciałbym tego dzielić, bo jedna przestrzeń i druga absolutnie mnie spełnia, uzupełnia i dopełnia. Czuję ogrom satysfakcji z tego, że jestem dydaktykiem, że mam kontakt z młodymi ludźmi, że mogę, chcę i potrafię zmieniać ich oblicze, ich percepcję życia i rozumienia różnych zjawisk. Jeżeli w takim studencie w ciągu semestru, dwóch mocno dostrzegalne są zmiany, to mnie ogromnie cieszy, bo to znaczy, że jest skuteczność w tej metodyce i umiejętność, która wyraża się właśnie zmianą jakości. 

Z kolei moja aktywność poza uczelnią, którą realizuję w swoim atelier, jest pracą twórczą – pochłonęło mnie malarstwo. To również obszar, gdzie szukam raz spełnienia, a dwa satysfakcji. Ta długa i uczciwa droga stała się też szczęśliwie sposobem na życie. Sama radość tworzenia i entuzjastyczny odbiór prac to jedno, idealnie, gdy łączy się to także z aspektem finansowym, co daje frajdę, motywację do dalszych działań oraz zapewnia warunki dla dalszego rozwoju. 

Jakie były początki cyklu „Metro” i co stało u jego podstaw? 

Zaczęło się to bardzo zwyczajnie i niezwyczajnie. Mówią, że podróże kształcą i to jest prawda, kształcą, kiedy głowa jest otwarta, pokorna na naukę i doświadczenie, emocje i wnioski. Moje pobyty w Paryżu spowodowały, że to miasto pozostało gdzieś w moim sercu.

A na to wszystko nałożyło się doświadczenie licealne związane z liternictwem. To dzisiaj przedmiot mało popularny, a kiedyś – pokaźna dawka wiedzy o kaligrafii i typografii. Było to dla mnie trudną i żmudną drogą w kontekście surowego nauczyciela. Tak to w życiu jest, że czas przynosi zrozumienie pewnych rzeczy. W moim przypadku musiało minąć ponad 20 lat, gdy nagle pewnego dnia okazało się, że ta dawno zdobyta umiejętność i wiedza stały się skarbnicą nie do przecenienia. Dlatego mówię studentom: bądźcie czujni, wypełniajcie swoje wszystkie należności edukacyjne, bo nigdy nie wiecie, z jakiego obszaru dokonacie największej użyteczności życiowej. Trzeba pokory, żeby odrabiać swoje życiowe lekcje, bo życie jest tajemnicą. 

A kiedy dokładnie to lekcja życiowa do Pana wróciła i zaczął się cykl „Metro”? 

Pierwsze próby malarskie formułowania tego zapisu graficznego przypadły na rok 2012, w mojej małej pracowni w piwnicy. To tam zaczął się cykl, który rozrósł się i tak naprawdę dotknął niemal wszystkich kontynentów, jeśli chodzi o obecność fizyczną tych prac. To też daje ogromne poczucie sensu i spełnienia, że właśnie z doświadczeń, emocji, różnego rodzaju historii można stworzyć rzecz autonomiczną, która i spełnia mnie jako artystę i daje ogrom satysfakcji odbiorcom. 

Czyli cykl zaczął się w 2012 roku i trwa do dziś, a w międzyczasie pojawiały się jeszcze podcykle Metro/White i Metro/Gold?

Rozpoczynając cykl „Metro”, miałem zupełnie inną świadomość i dlatego, tworząc podcykl White, obrazów o bardzo niskim kontraście, właściwie często malowanych bielą na bieli, zacząłem je numerować, co daje dodatkową wartość kolekcjonerską. Z kolei cykl Gold, powstał z chęci uczczenia 10-lecia „Metra”. Złoto nigdy nie było moim faworytem kolorystycznym, ale pokusiłem się o jakiś rodzaj eksperymentu i zrealizowałem pierwszą pracę w tej tonacji. Okazało się, że wzbudziła ogromny zachwyt podczas aukcji charytatywnej. I tak powstało 10 obrazów w ramach tego podcyklu. Co ciekawe, jeden z nich już 3 czerwca będzie licytowany na kolejnej aukcji charytatywnej w pałacu w Wilanowie. 

Ile łącznie obrazów wchodzi w cykl „Metro” i ile z nich zobaczymy w Pinakotece?  

To ciekawe pytanie, gdyż przez wiele lat nie liczyłem tych obrazów i tak naprawdę mogę tylko domyślać się, biorąc pod uwagę mój stały rygor codziennej pracy, że powstało ich około 300 łącznie z rysunkami. W Pinakotece wystawione zostanie 10 najnowszych prac z tego i poprzedniego roku. Każda z nich jest opowieścią o drodze i czasie, które zawierają się w opowieści przewodniej cyklu „Metro”. 

To czym jest to tytułowe Metro? 

Metro jest metaforą życia, podróży, czasu, przystanków, przesiadek, zatrzymań, początków i różnych dystansów. To tak, jak w życiu człowiek odbywa jakąś podróż, zmienia trasę, przerywa, przesiada… To też metafora zbudowana na frazach autentycznie brzmiących stacji metra paryskiego. 

Co chciał Pan przekazać odbiorcom tym cyklem? 

Nie chciałbym narzucać tu jakiejś narracji. Często odbiorca nie wie, z czym ma do czynienia, a poddany tylko temu, co widzi, już budzi w sobie jakąś dobrą emocję. Z rozmów z ludźmi wynika, że najczęściej są to właśnie pozytywne odczucia. A, gdy jeszcze ich uposażam w tę świadomość, czym jest to malarstwo,to rodzi się jeszcze większy entuzjazm i głębsze zrozumienie. 

Pana prace porównywane są do estetyki street art’u czy też nurtu abstrakcyjnego. Jak by Pan je określił?

Nie zbliżałbym się tu do abstrakcji, dlatego że jest to jednak rzecz literalna, którą możemy opisać, odczytać, dotknąć słowem. Może te kilka obrazów bardziej malarskich zbliża się właśnie do abstrakcji, aczkolwiek nie do końca, bo pojawiają się tam różnego rodzaju cytaty z form ludzkich, z elementów naszego otoczenia. 

Zdecydowanie bliżej im do street art’u w tym znaczeniu, że mamy jakby do czynienia ze słupem, plakatem, tablicą, ktoś przyszedł coś namalował, inny coś zdrapał czy dokleił, zasprejował, spadł deszcz, tu coś się urwało, tam coś się przedziurawiło. To upływ czasu prowadzi tę nieświadomą narrację, a ja, dokładając swoje, robię z tego jakąś formę, autonomicznego dzieła.

W jednym z wywiadów przywołał Pan słowa Krzysztofa Kieślowskiego „Najważniejsza jest droga”. Czym dla Pana jest droga, a może raczej podróż, czas czy też samo życie ?

Droga to jest po prostu uważne życie, życie w poczuciu jakiegoś sensu, pasji, entuzjazmu względem świata, siebie, ludzi. Bardzo często wracam do tego w rozmowach ze studentami, życząc im szczęścia w postaci spotkania z drugim człowiekiem. Chodzi mi tu o szczęście do mądrych ludzi, bo takich ważnych spotkań w życiu – tj. takich, które wpływają na naszą egzystencję, kształtują ją i determinują – jest tak naprawdę tylko kilka. Mówię im „żebyście mieli wtedy otwarte oczy, głowę i serca i czuli, że to jest jedna z takich chwil. Nawet, gdy tego w danej chwili nie rozumiecie, żebyście zatrzymali się i to poczuli, a to zrozumienie przyjdzie za chwilę.”

Dopiero upływ czasu przynosi rozumienie różnych momentów z naszego życia. Wtedy ta droga jest drogą człowieka, który dokądś zmierza, rozkochał się w czymś, w coś uwierzył i za czymś poszedł. Tego też życzę moim studentom – i tego entuzjazmu i uwagi na drugiego człowieka. Może dlatego właśnie Kieślowski jest mi taki bliski, bo i dla niego ta narracja ludzka była zawsze najważniejsza, a bohater, człowiek - wręcz namaszczony. W tej wrażliwości jest mi szalenie bliski.  

Droga jest najważniejsza, bo, jakikolwiek cel człowiek sobie obierze, to tak naprawdę zachwyt nad tym trwa chwilę, a największa wartość, bogactwo człowiecze, leży między postawieniem tego pierwszego kroku, a osiągnięciem celu ostatecznego. 

Czy tego chce Pan nauczyć swoich odbiorcom, tak ich uwrażliwić?

Ja ich nie mogę tego nauczyć. Ja ich mogę przekonać do tego, że to jest wartość w życiu. Właśnie to może „nakarmić” człowieka, bo dotyka rdzenia ludzkiego, duszy ludzkiej. Świat emocji, uczuć, jest światem wartym wysiłku. 

Wróćmy na chwilę do samego Paryża – jak doszło do Pana podróży i czym był dla Pana Paryż te lata temu, a czym jest teraz? 

Teraz Paryż jest dla mnie przede wszystkim trwającym zapisem mojego malarstwa. Natomiast wtedy czyli tuż po studiach był na pewno wymarzonym kierunkiem dla artysty. Dla chłopaka, który kończy ASP i jest rozkochany w rzeźbie, propozycja pomocy przy organizacji wystawy rzeźbiarza to jak spełnienie marzeń. Co więcej, podczas mojego pobytu nad Sekwaną zmarł redaktor paryskiej „Kultury” Jerzy Giedroyć, a jego życzeniem za życia było stworzenie maski pośmiertnej, w czym też uczestniczyłem. 

I tak pewne chwile w życiu i ich sens mają odroczone zrozumienie w czasie, ale, kiedy człowiek jest uważny, to okazuje się, że to wszystko jest po coś, tylko dajmy sobie czas, bądźmy cierpliwi, żyjmy z pasją, angażujmy się w to życie i zostawiajmy po sobie wartość i jakość. Paryż czekał kilkanaście lat na mnie, abym mógł go jeszcze raz „skonsumować”. Mam też poczucie niewyczerpalności tego tematu, bo pomysłów jest nadal wiele.  

Jeśli miałby Pan wybrać 5 czy 10 słów określających wystawę, jak by one brzmiały?

To byłaby autentyczność, szczerość, droga, życie, człowiek i miłość. Może to są trochę słowa frazesy, ale, jeśli staniemy przed każdym z nich i się przejrzymy, to one są kluczem do egzystencji - ilustracją naszego prawdziwego życia.

__________________________________________________________

Organizatorzy wystawy, właściciele Pinakoteka Design - Małgorzata i Łukasz Radomscy, o Galerii:

Nasza pracownia to połączenie prawdziwego rzemiosła i produktów najwyższej jakości. Autorski koncept stworzony z pasją, artystycznymi aspiracjami, będący odzwierciedleniem naszego zamiłowania do piękna.

Kunszt ramiarski łączymy z niekonwencjonalnymi pomysłami. Każda tworzona przez nas kreacja jest indywidualnym projektem, który łączy w sobie grę światła, kolorów, kształtów, struktury oraz perspektywy.

Naszym głównym celem jest dostarczanie niestandardowych usług ramiarskich, oprócz profesjonalizmu i pasji cenimy przyjazną atmosferę i wyjątkową obsługę klienta.

W zeszłym roku stworzyliśmy wyjątkowe miejsce w Garnizonie, gdzie można doświadczyć spotkania ze sztuką w kameralnej atmosferze. Chcemy dzielić się naszą pasją i wiedzą. Lubimy, gdy otaczają nas wyjątkowe przedmioty rzemiosła artystycznego, malarstwa czy rzeźby, które zaspokajają nasze potrzeby estetyczne, inspirują i pobudzają wyobraźnię. Oferowane przez nas prace pochodzą bezpośrednio od artystów, starannie dobieramy dzieła sztuki, aby stworzyć ciekawą i różnorodną ofertę.