Bo to kobiety dźwigały Solidarność. Recenzja spektaklu "1989"

Michał Stankiewicz
środa, 23 Listopad 2022
Nikola Leleń

Starsi odnajdą tutaj wspomnienia młodości, nawet jeżeli niektóre mogą być trudne. Młodsi poznają historię, ale bez zbędnego patosu i pomników, za to w rytmie hip – hopu i dynamicznej choreografii. Co jednak najważniejsze - po raz pierwszy w opowiadaniu o Solidarności na pierwszy plan tak mocno wysunięto kobiety. „1989”, którego prapremiera odbyła się w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim pokazuje, że hasło – porozmawiajmy o bohaterach Sierpnia – nie musi się kojarzyć ani z awanturą ani czymś skostniałym.

„1989” to spektakl, który można analizować pod wieloma względami – gry aktorskiej, wokaliz, choreografii, tekstów, muzyki, aż wreszcie narracji historycznej. To ostatnie szczególnie wydawało się ciekawe, bo historia Solidarności w Polsce to przecież nieustanny spór, podgrzewany przez dwa, skłócone, wrogie postsolidarnościowe obozy i polityków. „1989” na szczęście niczego nie rozstrzyga, co nie znaczy, że jest nijakie. Wręcz odwrotnie. Emocje są gdzie indziej. Zamiast pomnikowych bohaterów ze spiżu i nudnej martyrologii widzimy ludzi, którzy chcą podróżować, kochać się, imprezować. Nie ma tutaj postaci bosko idealnych, niczym Karol Wojtyła czy Jan III Sobieski z filmowych apologii. Są żywe osoby, z problemami, marzeniami, osobistymi potrzebami. Coś czego mocno brakuje w skostniałej narracji historycznej.

Kuroń moralistą

Tak więc w „1989” mamy historię podziemia i Solidarności w pigułce – od lat 50., aż do tytułowego 1989 roku. Przedstawioną nie wg ścisłej chronologii, ale poprzez najważniejsze wydarzenia z życia każdej rodzin. W „1989” widzimy więc rodzinę Frasyniuków, Wałęsów, Borusewiczów, Kuroniów. Wszyscy walczą razem przeciwko systemowi, a jednocześnie każdy sam zmaga się z własnym życiem i codziennymi problemami. Władysław Frasyniuk grany przez Mateusza Bieryta to prawie playboy. Młody, przystojny, ciągnie go do Europy. Chce jeździć ciężarówką i zarabiać, niekoniecznie protestować. Waha się, by okazać się jednym z bardziej zadziornych i odważnych opozycjonistów. Lech Wałęsa (Rafał Szumera) to młody elektryk, który początkowo nie grzeszy elokwencją, a do ruchu podziemnego trafia chyba przypadkiem, by po czasie przeobrazić się w zdecydowanego lidera stanowczo broniącego swoich. Te dwie postaci są momentami karykaturalne, a momentami śmiertelnie poważne. Tak jak w życiu. W ich tle są też Bronisław Geremek (Bartosz Bandura), czy też Bohdan Borusewicz (Daniel Malchar). I wreszcie Jacek Kuroń (Marcin Czarnik), który w „1989” wydaje się być postacią pierwszoplanową, najbliższą jego twórcom, spinającą całą opowieść. To ideowy lewicowiec i socjalista, pełen bolesnych doświadczeń osobistych – począwszy od tragedii na Wiśle w 1955 roku, gdy pod jego okiem, jako instruktora utonęła trójka dzieci. To najważniejszy autorytet moralny dla pozostałych. Wykreowana przez Marcina Czarnika postać najwięcej ma do powiedzenia – nie tylko nawiązuje do wydarzeń nad rzeką, gdzie poznał swoją przyszłą żonę Gają, ale w przejmująco opowiada o jej wielomiesięcznym umieraniu na chorobę płuc w trakcie jego pobytu w więzieniu. Już po jej śmierci w 1982 roku i wyjściu znajduje kawałek cielęciny z napisem „amnestia”, którą schowała w zamrażarce w oczekiwaniu na jego wyjście. Sceniczny Kuroń mocno tuli tą cielęcinę brudząc się przy tym krwią. W tle jest tragedia z 1955 roku. Wtedy z kolei - dzięki amnestii - unika więzienia. Ideowość, suma życiowych doświadczeń stawia go na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o bycie autorytetem moralnym, wygłaszanie opinii, ocenę sytuacji, czy też przewidywanie przyszłości. Bohaterowie Solidarności z „1989” nie są nudnymi Skrzetuskimi. To Kmicice przez co cała historia nabiera pełnych barw. Są też postaci z drugiej strony – Kiszczak (Dominik Stroka), Jaruzelski (Rafał Dziwisz). Są złowieszczy, ale również wieloznaczni. Jaruzelski po oddaniu władzy w ręce opozycji wręcz prorokuje: „spojrzycie na świat przez moje czarne okulary”. Wreszcie Aleksander Kwaśniewski (Antek Sztaba), tutaj pokazany niczym yuppies z lat 80. staje się łącznikiem starych i nowych czasów.

Połowa z 10 milionów

Ale to nie wyżej wymienieni faceci, których znamy z pierwszych stron gazet są najważniejsi. „1989” to przede wszystkim spektakl o kobietach, chyba po raz pierwszy tak dobitnie pokazujący ich rolę w historii Solidarności. Danuta Wałęsa (Karolina Kazoń), Gaja Kuroń (Magdalena Osińska) wydają się wręcz silniejsze od ich partnerów. Dźwigają na swoich barkach ich życie, dom i dzieci, a do tego są czynnie zaangażowane w walkę podziemną. Występują więc w podwójnej roli. Rano bibuła, wieczorem pralka Frania. Do tego nieustanna niepewność, samotność, brak informacji o mężu, inwigilacja, brutalne naloty do domu milicji i SB, a między nimi liczne odwiedziny znajomych, przynoszących alkohol i tysiące wiadomości i złowieszczych plotek. Szczególnie ciężko przeżyła Krystyna Frasyniuk zagrana przez Katarzynę Zawiślak – Dolny. I chyba właśnie rola kobiet jest głównym przesłaniem twórców spektaklu. Widać to w twardej postawie Anny Walentynowicz (Małgosia Majerska), widać to w Gai Kuroń, która nie zgodziła się na zagraniczne leczenie w obawie, że władze nie wpuszczą z powrotem jej męża, wreszcie najwyraźniej widać w scenie gdy Danuta Wałęsa odbiera nagrodę Nobla. Moment dla niej symboliczny, ukoronowanie jej wysiłków, żony i matki ósemki dzieci, trzymającej wszystko w ryzach i zdanej na siebie samą. W spektaklu pokazany jako jeden z kluczowych. Razem z Kuroniową, Frasyniukową, Walentynowicz śpiewają, a wręcz krzyczą do widowni, że „kobiety są połową z owych mitycznych 10 milionów”. Wałęsowa schodzi nawet ze sceny do widowni, by wykrzyczeć to widzom dosłownie w twarz.

Bez lukru, za to z dystansem

Atutem spektaklu są niewątpliwie nie tylko bardzo młodzi artyści, którzy świetnie odnaleźli się wokalnie i choreograficznie w stylistyce musicalu. Młodzi są też twórcy. Reżyserka Katarzyna Szyngiera, czy też pomysłodawca Marcin Napiórkowski to pokolenie urodzone po sierpniu 80. Współtworzący z tą dwójką scenariusz Mirosław Wlekły to rocznik 1978. Wśród autorów tekstów są raperzy - Adam „Łona” Zieliński, i Patryk „Bober” Bobrek, a także najmłodszy ze wszystkich, bo raptem 21 - letni Antek Sztaba. Za muzykę odpowiada z kolei Andrzej „Webber” Mikosz, druga połowa gwiazdorskiego duetu - Łona i Webber. Jeden z numerów jest od Young Leosi, raperki bijącej dzisiaj rekordy popularności wśród nastolatków. Tutaj warto wspomnieć, że ci muzyczni twórcy (Łona, Webber, Young Leosia) to szczecinianie, być może dlatego w spektaklu, który choć opowiada o mieszkańcach Trójmiasta, Warszawy i Wrocławia pada też nazwa Szczecin. To miasto w którym skala protestów i ofiar była na równi z Gdańskiem, mimo to od lat przegrywa w wielkim wyścigu opowiadania o najnowszej historii Polski. Mamy więc nowoczesne środki i nawiązania do współczesnej popkultury, np. Aleksander Kwaśniewski przypominający wyglądem Matę z reklamy McDonalds’a i numer „Olo, game changer”. Napisane i zaśpiewane przez 21 - letniego Antka Sztabę. Bo to jego rówieśnicy i młodsi będą prawdziwym recenzentem i sprawdzianem dla „1989”. Dzięki temu jest więc długo oczekiwany dystans do wydarzeń. Nie ma tutaj więc ani lukrowania, ale też jednoznacznego oceniania. Poruszany jest zarówno wątek współpracy Wałęsy z SB w mocnych słowach Walentynowicz, która rzuca „bądź mężczyzną” jak i impreza z Magdalenki w „1989”. Tutaj pokazana jako wesele przy muzyce disco polo i prawdziwym nagraniem opozycji pijącej wódkę z komunistyczną czołówką. Są obawy o przyszłość w numerze „Co jeżeli wygramy” autorstwa Łony, śpiewanym przez Kuronia. Niemniej nadrzędne przesłanie jest jasne i pozytywne – rok 1989 był zwycięstwem. Choć okupionym obawami o przyszłość i utratą ideałów o których śpiewa Kuroń, ale zwycięstwem, które można i powinno się celebrować.

„1989” 

Prapremiera spektaklu „1989” miała miejsce 19 listopada w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. To wspólna produkcja GTS kierowanego przez Agatę Grendę i Teatru im. Słowackiego w Krakowie pod dyrekcją Krzysztofa Głuchowskiego. 

Reżyseria - Katarzyna Szyngiera, pomysł - Marcin Napiórkowski, Muzyka - Andrzej „Webber” Mikosz, Scenariusz – Marcin Napiórkowski, Katarzyna Szyngiera, Mirosław Wlekły, teksty piosenek i szkice linii wokalnych – Marcin Napiórkowski, redakcja rapów i tekst utworu „Debata” i „Porozmawiajmy” – Patryk „Bober” Bobrek, tekst utworu „Olo, game changer” – Patryk „Bober” Bobrek i Antoni Sztaba, tekst utworu „A co jeśli wygramy” – Adam „Łona” Zieliński, partie wokalne – Mateusz Bieryt, choreografia – Barbara Olech, scenografia – Milena Czarnik, kostiumy – Arek Ślesiński, światło – Paulina Góral.