Obawiam się, że na terenach postoczniowych powstaje dzielnica na wynajem

Krzysztof Koprowski

Zamieniono śródmieście – cenną część Gdańska –  w miejsce, które służy głównie zarabianiu pieniędzy,  a nie tworzy już dobrych warunków dla mieszkańców. Mam wrażenie, że na terenach postoczniowych będzie podobnie – mówi prof. Jacek Dominiczak,  architekt i urbanista.

Ewa Karendys: Na Młodym Mieście marzyła się panu dzielnica dla kreatywnych ludzi, miejsce nie tylko dla najmożniejszych, ale i tych mieszkańców, którzy żyją przeciętnie. Co powstaje…?

Prof. Jacek Dominiczak: Zaplecze dla Airbnb i innych korporacji turystycznych. Tego się obawiam. Nie mam wrażenia, że jest to miejsce zapraszające młodych, kreatywnych ludzi, którzy niekoniecznie całe swoje życie koncentrują na wysokości dochodów. Budowana jest dzielnica na wynajem, obszar do inwestowania w nieruchomości.

Druga Wyspa Spichrzów?

Bardzo się tego obawiam. Powstaje wiele mieszkań na krótki wynajem dla turystów. Wykupywane są przez inwestorów, często przez duże korporacje, które traktują te mieszkania prawie jak hotele.

Czyja to jest wina? Dziś Miasto rozkłada ręce: nie mamy narzędzi prawnych, żeby regulować krótki najem – mówią urzędnicy. Z kolei deweloperzy skupieni na zysku, budują klitki na wynajem, bo to im się opłaca.

Nie mogę zgodzić się z tym, że deweloperzy mają prawo, by koncentrować się na zysku. To tak, jakby powiedzieć, że lekarze mają prawo, by koncentrować się na zysku. Jeżeli ktoś bierze odpowiedzialność za budowanie miasta, to nie może być zapatrzony w zysk. Owszem, jak każda działalność w kapitalizmie, działalność deweloperska musi spinać się również finansowo, jednak budowanie miasta to nie jest projekt nakręcania korzyści dla deweloperów, to ma być budowanie korzyści dla przestrzeni i w ten sposób – dla mieszkańców miasta. Niestety dziś miasto i jego budowanie zostały zhakowane przez wynajem krótkoterminowy.

Ale rząd zapowiada regulacje krótkoterminowego najmu. Czy nowe prawo coś zmieni?

W Berlinie, w Barcelonie i w Lizbonie – zmieniło. Jeżeli u nas nie zmieni, to będzie znaczyło, że mamy słabych legislatorów.

Na Młodym Mieście planowano nowoczesną dzielnicę, wizytówkę miasta. Pana zdaniem powstająca dziś zabudowa jest godna nowej dzielnicy, z którą wiązaliśmy wielkie nadzieje?

Rzeczywiście budowana jest nowoczesna dzielnica, ale nowoczesna przez duże N, co oznacza styl Nowoczesny i jego sposób myślenia, który dominuje już od 100 lat. Podstawy architektury Nowoczesnej, Modernizmu, opisał Le Corbusier w latach 20. XX w. Oznacza to, że niemal od tamtego czasu mechanicznie reprodukujemy budynki, a każdy fragment budowany przez jednego dewelopera jest powielaniem typu budynku, którym ten deweloper się posługuje. Jestem zaskoczony tym, jak architekci zamarli w swoich przemyśleniach, czym jest prawdziwe miasto.

Zwykle szanse na lepszą zabudowę są wtedy, gdy projekt jest wybierany w architektonicznym konkursie.

Zgadzam się, ale problemem tkwi w tym, że teoria architektury w Polsce zatrzymała się na Nowoczesności. Albo, po prostu, niemal nikt już jej nie uprawia — pisze o tym Filip Springer w swojej ostatniej książce. Jeśli się zastanowić, to niemal nikt już nie myśli o architekturze, a prawie wszyscy ją jedynie produkują; nikt nie myśli o tym, jak współczesność miasta różnić się powinna od starej nowoczesności.

Czego brakuje na Młodym Mieście, żebyśmy mogli powiedzieć, że to dzielnica dla wszystkich?

Urodziłem się na Głównym Mieście w Gdańsku, które zrealizowało ideę miasta 15-minutowego. Oznacza to, że tu były szkoły, przedszkola, żłobki, kościoły, kina, sklepy z żywnością, z gwoździami, księgarnie. Wszystko, czego ludzie potrzebują do życia. Natomiast zostało to niemal całkowicie zdemontowane. Główne Miasto zamieniono w park tematyczny, a mieszkańców skłoniono do tego, by wynajęli swoje mieszkanie dla zarobku, a sami przeprowadzili się na suburbia. Jak na ironię wspaniały wzór miasta 15-minutowego na Głównym Mieście zniszczono w momencie, kiedy deweloperzy mówią dziś, że chcą budować 15-minutowe miasto!

Kiedyś Gdańsk stał na handlu zbożem, a Wyspa Spichrzów była jego składem. W tej chwili Wyspa zdaje się być składem turystów, bo na turystyce stoi dzisiaj Gdańsk. To może i konsekwentne — szkoda tylko, że to nowe przeznaczenie Wyspy Spichrzów rozprzestrzeniane jest na całe śródmieście. I o to mam żal – że zmieniono cenną część miasta w miejsce, które służy głównie zarabianiu pieniędzy, a nie tworzy już dobrych warunków dla mieszkańców.

Gdańsk mógłby być 15-minutowym miastem dla kolejnego pokolenia młodych ludzi. Ale dzisiaj skromne i pożądane 40-metrowe mieszkania w kamienicach na Głównym Mieście zamiast służyć młodym, przebudowywane są na 20-metrowe mikroapartamenty dla turystów. To są poważne zmiany w architektonicznej i budowlanej strukturze miasta. W tak przebudowanych mieszkaniach nie będzie dało się zamieszkać na stałe. Dzieje się coś niepokojącego, a ani Biuro Rozwoju Gdańska, ani środowisko architektów – o tym nie mówią. Coś jest nie tak.

Jacek Dominiczak

Architekt i urbanista, profesor sztuki. Na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku prowadzi zajęcia poświęcone autorskiej teorii Miasta Dialogicznego i narzędziom pomocnym w jego projektowaniu. Przez 12 lat pracował w podróży: wykładał i uczył projektowania dialogicznego w USA, Meksyku i Portugalii. Przy pomocy programów Fulbrighta i Fundacji Kościuszkowskiej, europejskich programów SEAS i CORNERS, badał miejsca i miasta.

Jak to wszystko ma się do Młodego Miasta?

Mam wrażenie, że na terenach postoczniowych będzie podobnie. Nie powstaje tam żadna struktura społeczna. Wydaje się, że wszystko budowane jest z myślą o robieniu pieniędzy z turystyki. Brakuje tam codzienności - tak myślę.

Życie na teren Młodego Miasta wprowadzają oddolne inicjatyw, jak Elektryków, 100cznia, czy działający na terenach postoczniowych artyści. Dzięki nim mieszkańcy na terenach postoczniowych spotykają się, chodzą na koncerty i festiwale, latem pod gołym niebem oglądają filmy, czy uprawiają jogę.

Owszem, artyści mają tu swoje pracownie, aktywiści próbują ożywić teren. Jednocześnie jak słyszę o 100czni i ulicy Elektryków, to zastanawiam się ilu ludzi nie zamieszka na tych terenach, bo do codziennego życia potrzebny jest czas nocnej ciszy.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, stocznia i jej kluby wytworzyły fantastyczną subkulturę młodych ludzi. Jeśli tam się spotykają – świetnie! Jednocześnie obawiam się, że jeśli bywalcy tych miejsc nie dostosują się do tego, że tworzą kulturę śródmiejską, to w okolicy ulicy Elektryków będą tylko mieszkania na wynajem. Bo przez imprezy generujące hałas – nikt nie zdecyduje się tam zamieszkać na stałe. I wcale nie chodzi o to, żeby powiedzieć organizatorom: przestańcie grać. Przeciwnie. Chodzi o to, żebyśmy wszyscy nauczyli się kultury miejskiej i mieli świadomość, że dookoła mieszkają ludzie, którzy pracują, chcą się wyspać, rano wstają do szkoły, do pracy. Mieszkałem w krajach zachodnich i mitem jest, że miasta żyją 24 godziny na dobę. Byłem na imprezie w Kopenhadze, gdy o północy ochrona klubu poprosiła wszystkich stojących na zewnątrz, żeby weszli do środka. Zamknęli okna i drzwi, ściszyli muzykę, bo nadeszła cisza nocna. A my, zdaje się, ciągle nie widzimy różnicy między wolnością, a swawolą.

Nie widzimy?

Wystarczy zobaczyć co dzieje się na Głównym Mieście: o północy już nie ma policji, nie ma straży miejskiej. Można już wtedy krzyczeć w niebogłosy, można robić, co się chce, a czego robić nie wolno nawet w dzień.

Chcemy budować miasto, a brakuje nam miejskiej kultury współżycia i umiejętności jej kreowania.

Zostańmy przy Młodym Mieście. Już dekadę temu eksperci podnosili, że plany zagospodarowania dla terenów postoczniowych są przestarzałe, zbyt liberalne i trzeba je zmienić. Tak się nie stało. To błąd?

Oczywiście. Urzędnicy wiedzą, że plany są złe, ale przez lata twierdzili, że na zmianę nie można sobie pozwolić, bo to długo potrwa. Planów nie uaktualniono, a Młode Miasto tak naprawdę dopiero teraz się buduje.

Przyznam, że z jednej strony ucieszyłem się, gdy na ogólnopolskiej konferencji planistycznej usłyszałem, że Biuro Rozwoju Gdańska to najlepsze biuro w Polsce: dostało ostatnio wyróżnienie od Ministerstwa Rozwoju i Technologii za politykę zieleni. Ale potem pomyślałem sobie, że jeżeli uznane i nagradzane biuro wytwarza tak kiepską przestrzeń miasta, to coś jest nie tak. Może to nie jest wyłącznie wina naszego biura, może przyczyna jest w tym, że wyższe uczelnie architektoniczne zamarzają intelektualnie, że zmieniają się w szkoły zawodowe. Można mieć najlepsze biuro planowania i nadal konstruować przestrzeń rodem z lat 60. Może używamy bardziej szlachetnych materiałów, bardziej zaawansowanych technik budowlanych, mamy więcej ekologicznej wrażliwości — ale w sensie intelektualnym, koncepcyjnym – zmiana jest minimalna.

Na czym to zamrożenie polega?

Nadal budujemy modernistyczne pojemniki na mieszkania. Wystarczy spojrzeć na Morenę czy Zaspę, gdzie ustawiono kiedyś 11-piętrowe domy. Teraz stawia się budynki lepszej jakości, trwalsze, ale to nadal są pojemniki na nieskończoną liczbę mieszkań. Można powiedzieć, że budujemy kontenery na ludzi, w dodatku ustawiane jeden za drugim, znacznie gęściej, niż na osiedlach z początków optymistycznego czasu Nowoczesności!

Owszem w Gdańsku dzieją się fajne rzeczy – uważam, że wyjątkowa współczesna architektura powstała w najnowszym etapie Granarii na Wyspie Spichrzów. Ciemnobrązowe budynki od strony mariny wyglądaj znakomicie. Natomiast mam wrażenie, że choć architektura jest coraz bardziej staranna, to myśl urbanistyczna jest nadal dramatycznie zatrzymana w czasie.

Rzecz polega na tym, że jako architekt i urbanista nie uważam, że winę za to ponoszą jacyś inni ludzie, deweloperzy czy politycy.

A kto?

Myślę, że architekci, urbaniści i planiści, którzy na to wszystko się godzą, którzy takie budynki i miasta projektują.

W planach dla Młodego Miasta jest też infrastruktura: drugi etap Nowej Wałowej z tunelem pod Motławą.

Nazwa Nowa Wałowa jest przykładem na to, jaki sposób myślenie dominuje w planowaniu przestrzeni. I, niestety, to sposób sprzed 100 lat. Ulica Wałowa to ulica, która biegnie za miejskimi wałami. Jeżeli ktoś prowadzi przez stocznię nową ulicę i nazywa ją Nową Wałową to znaczy, że w ogóle się nie zastanawia nad jej sensem kulturowym. Chodzi jedynie o to, że Nowa Wałowa ma przejąć ruch samochodowy starej Wałowej. A to kwintesencja funkcjonalnego myślenia, które rujnuje jakość przestrzeni.

Myślałem, że wielka publiczna dyskusja na temat stoczni spowoduje, że miasto wycofa się z puszczenia ruchu tranzytowego przez teren stoczni i zrezygnuje z budowy tunelu. Wydawało mi się, że po wielkim doświadczeniu budowy Podwala Przedmiejskiego – o którym nikt dziś nie mówi, że był to dobry projekt - drugi raz Gdańsk błędu nie powtórzy. A to jednak się dzieje. Myślę, że Biuro Rozwoju Gdańska konsekwentnie forsuje swój projekt, którego idee są przestarzałe, kompletnie nierozumiejące jakości przestrzeni.

Konsultacje są pozorne?

Nie widziałem żadnej zmiany na terenach postoczniowych, które wynikałyby z debaty czy rozmowy o Nowej Wałowej. Wiele lat temu, na początku prac nad terenami postoczniowymi, brałem udział w organizowanym przez Miasto spotkaniu architektów miejskich z terenu Morza Bałtyckiego. Kiedy zobaczyli projekt drogowy dla Młodego Miasta, zapytali mnie jak możemy na coś takiego pozwolić, przecież w tak kulturowo cennej, poprzemysłowej, dzielnicy z tak bogatą historią chyba nigdzie w Europie nie robi się tranzytu!

Jestem zdumiony, że Gdańsk uparcie realizuje idee superstruktur funkcjonalnych, które były ideami wczesnego kapitalizmu. Myśmy się już przekonali - choćby na przykładzie wspomnianego Podwala Przedmiejskiego – że gdy coś jest funkcjonalnie, to nie znaczy jeszcze, że jest dobre i pięknie.