Zanim trafiła do Trójmiasta, zwiedziła kawał świata. Głównie dlatego, że nie chciała już dłużej być prawnikiem. Ciekawość i twórczy niepokój przezwyciężyły potrzebę poprawnej kariery i stabilizacji. W ciągłym biegu, z tysiącem pomysłów – taka jest Magda Kalisz, która dała wybór trójmiejskim miłośnikom kultury – wraz z Pawłem Szopowskim stworzyła Sztukę Wyboru, miejsce przystępne znacznie bardziej niż instytucje, które poza sztuką, nie oferują dobrej kawy i domowej atmosfery.
Zanim zostałaś inicjatorką jednego z najbardziej rozpoznawalnych, kulturotwórczych miejsc w Gdańsku, przeszłaś długą drogę. Chciałaś zostać prawnikiem...
Na studia pojechałam do Warszawy. Studiowałam prawo i amerykanistykę. Dużo się na tych studiach nauczyłam, ale jednak jestem człowiekiem terenowym, muszę być w ciągłym ruchu, działaniu. Po studiach w kancelarii wytrzymałam trzy lata i czułam, że już nie dam rady. Miałam wtedy 28 lat i byłam już dość mocno zmęczona. Szukałam możliwości ucieczki z miasta i z pracy.
Dlatego postanowiłaś ruszyć w podróż?
Większość moich znajomych była na etapie ślubów, kredytów, pierwszych dzieci i pracy w korporacjach. Ja byłam w zupełnie innym miejscu w życiu. Interesowała mnie wolność i poszukiwanie tego, co chcę robić. Coraz częściej podróżowałam. Jeździłam początkowo na tydzień lub dwa, na przykład na wyprawy rowerowe do Skandynawii. Pomyślałam, że mogłabym przez pół roku pracować, a kolejne pół roku podróżować. Idealnym rozwiązaniem okazała się praca sezonowa. Wynajęłam swoje mieszkanie, pożegnałam się ze wszystkimi i wyjechałam z kraju.
Dokąd?
To był 2004 rok, Polska była już w Unii Europejskiej i można było pracować w kilkunastu krajach. Najpierw trafiłam do Anglii, gdzie zarobiłam trochę pieniędzy, które przeznaczyłam na podróż do Australii i Nowej Zelandii. Potem nadeszła zima, więc pojechałam w Alpy uczyć jazdy na nartach. Od dziecka świetnie na nich jeździłam. Z kolei latem pracowałam na Islandii jako przewodnik na łodzi do obserwacji wielorybów, a także w hotelu. Po sezonie jechałam znów w podróż, na przykład do RPA i Mozambiku, czy Japonii. Od czasu do czasu wracałam do Polski, żeby przepakować plecak z rzeczy letnich na zimowe i ruszałam dalej.
Co zadecydowało o powrocie do Polski?
W 2013 roku to przypadek zadecydował, że nie wyjechałam kolejny raz z Warszawy. Spotkałam Pawła, mojego obecnego partnera i wspólnika. Wpadliśmy na pomysł wydawania przewodników po polskich miastach. Do tej pory wszystko było bardzo tymczasowe w moim życiu. Co pół roku zmieniałam pracę, miejsce zamieszkania i znajomych. W gruncie rzeczy byłam bardzo rozbita tym wszystkim, szukałam swojego miejsca w życiu.
Co przywiozłaś mentalnie z tych podróży, co wpłynęło na to co robisz i kim jesteś dzisiaj?
Nowa Zelandia i Islandia najbardziej zachwyciły mnie swoją atmosferą: puste przestrzenie, małe zaludnienie, ocean, fiordy i lodowce, przyroda w najczystszej postaci. Te kraje z każdej strony zachwycają jakimś naturalnym cudem. Z kolei w Australii szczególnie zachwyciły mnie kultura, sztuka i życie kawiarniane. Na początku mieszkałam tam u znajomej znajomych – pani profesor z uniwersytetu w Brisbane, w starym postkolonialnym domu. Kolekcjonowała w nim sztukę Aborygenów, to właśnie było przedmiotem jej badań naukowych. Będąc tam wybrałam się również na odosobnienie do samowystarczalnego ośrodka w buszu. Uprawialiśmy ogródek i wszystko, co jedliśmy pochodziło z jego zbiorów. Wtedy trend na ekologię był już tam bardzo powszechny. Ogródki kawiarniane, dobrej jakości kawa, świeże jedzenie były tam częścią kultury. W Polsce dotychczas nigdy tego nie doświadczyłam. Dopiero po moim powrocie zaczęły się rozwijać takie trendy. To tam zobaczyłam małe autorskie kawiarnie prezentujące sztukę, czy połączone z księgarniami. Z kolei Islandia i Nowa Zelandia nauczyły mnie świeżego podejścia do turystyki. Że z każdego najmniejszego miejsca można zrobić super atrakcję. To doświadczenie przełożyłam później na cykl przewodników „Ogarnij Miasto”. Chodziło o to, żeby pokazać coś lokalnego oraz, że niekoniecznie musisz jechać na koniec świata, żeby zobaczyć czy coś fajnego zrobić.
Wracasz w 2013 roku do Warszawy i wiele się zmienia.
Warszawa obraca się w stronę Wisły. Powstaje wiele nowych miejsc: kawiarni, klubów, prywatnych galerii sztuki. To czas Placu Zbaw, Soho Factory, Barki, SAM-u i Wrzenia Świata. Moi znajomi otwierają Muzeum Neonów na Pradze. Zmienia się przestrzeń miejska, pojawiają się nowe architektoniczne osiągnięcia. Nagle okazuje się, że Warszawa nie jest taka zła, że ludzie mają świetne pomysły i potrafią je wcielić w życie. Wiele kawiarni to po prostu przeniesienie przestrzeni domowej. Okazje się, że możesz tam zejść rano w kapciach na śniadanie i będziesz się świetnie czuć. Zaczyna wyodrębniać się mocna dzielnicowość. Mokotów i Żoliborz to były pierwsze dzielnice, które zaczynały żyć własnym życiem.
Jak Garnizon w Gdańsku Wrzeszczu kilka lat później. W jaki sposób trafiliście do Trójmiasta?
Pojawiło się w prasie ogłoszenie dewelopera, że tworzy nowe miejsce - Garnizon Kultury i poszukują ludzi do współpracy. Paweł przeczytał to ogłoszenie jadąc na Dolny Śląsk. Zgłosiliśmy się, że mamy pomysł na miejsce. Potrzebujemy 100 m kw. i chcielibyśmy stworzyć sklep z polskim wzornictwem. Mieliśmy wiele kontaktów z targów designu, bo głównie tam jeździliśmy z naszymi przewodnikami. Ostatecznie Hossa przyznała nam 850 m kw., więc trzeba było zrobić coś więcej niż sklep z designem. I tak dodatkowo powstała kawiarnia, księgarnia i galeria sztuki ze sporą przestrzenią wystawienniczą.
Łączenie sztuki i biznesu, mimo coraz częstszych inicjatyw, jest w Polsce nadal tematem trudnym. Jak Tobie udaje się połączyć te dwa obszary i jakie widzisz rozwiązania dla takiego partnerstwa?
Z jednej strony przyciągamy tu ludzi o konkretnych zainteresowaniach związanych właśnie z kulturą. Mamy też sale na wynajem i tu wkracza obszar biznesowy. Rano Sztuka Wyboru jest przestrzenią coworkingową, w której spotyka się branża kreatywna, wieczorem zamienia się w miejsce spotkań towarzyskich. Sztuka Wyboru przypomina trochę przestrzeń prywatną, domową – są wygodne, miękkie sofy, książki, na ścianach wisi sztuka. Wiele firm specjalnie wynajmuje u nas sale, żeby wytrącić swoich pracowników z określonego rytmu, wrzucić ich w inną rzeczywistość. Sercem miejsca jest na pewno kawiarnia i ona przynosi największe dochody. Przychodzą też pasjonaci dobrego wzornictwa po prezenty, czy klienci księgarni. Książki dostępne u nas są starannie selekcjonowane przez naszego księgarza.
Dlaczego? Unikacie mainstreamu?
To pozycje niszowych autorów i od niszowych wydawnictw, których nie można dostać w księgarnianej sieciówce. Są skupione wokół naszych zainteresowań czyli: sztuki, architektury, designu, grafiki, fotografii i reportażu. Naszymi działaniami wypełniliśmy pewną niszę na rynku, tworząc miejsce, które jak się okazuje, jest ludziom potrzebne. Ważna jest tu też dynamika i częste zmiany. Podobało mi się to na przykład w Nowym Jorku, albo w Japonii, gdzie wystawy sztuki trwają zaledwie tydzień. U nas też ciągle się coś dzieje. Jesteśmy rozedrganą przestrzenią, ale dzięki temu, co chwilę przychodzi do nas ktoś nowy.
Mam poczucie, że wynika to z dobrego wyczucia trendu, w którym udaje Wam się łączyć potrzeby zarówno konsumenta, jak i odbiorcy.
Na pewno pomogły nam w tym przewodniki. Sztuka Wyboru powstała z pasji podróżowania. Chcieliśmy stworzyć miejsce stworzone z różnych miejsc, które gdzieś w przeszłości zobaczyliśmy i spełniały one nasze potrzeby. To nie było jednak zaplanowane. Nigdy nie myśleliśmy, że coś takiego stworzymy. Wszystko co robimy, mieści się w granicach naszych zainteresowań. Nie napinamy się, po prostu jest
nam to bliskie.
Jakie są zatem dzisiejsze potrzeby konsumenta i odbiorcy? W jakim kierunku pójdzie ten trend?
Ludzie chcą się czuć wyjątkowo. Mają dosyć ubierania się w sieciówkach i posiadania takich samych mebli. Dlatego szukają miejsc takich jak Sztuka Wyboru, gdzie mogą znaleźć rzeczy unikatowe, produkowane w niskich nakładach, które nie wylądują nigdy w masowej produkcji. Ludzie też chcą się spotykać i coś wspólnie tworzyć. Dlatego tak chętnie przychodzą na warsztaty, które organizujemy. Nasi klienci to jednocześnie nasi goście, znajomi i przyjaciele. Tutaj toczy się nasze życie służbowe i prywatne. Granice pomiędzy pracą a czasem wolnym często się zacierają.
Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
Od Sztuki Wyboru zaczęło powstawać wiele innych projektów i zaczęliśmy wychodzić poza nią. Tak zainicjowaliśmy Alternatywne Targi Ślubne, Gdańskie Targi Książki, Sztukę Projektowania i Sztukę Fotografowania. Kolejne edycje tych wydarzeń przed nami. Prowadzimy rozmowy z Islandią, która najprawdopodobniej będzie gościem honorowym na kolejnych Gdańskich Targach Książki.
Na koniec spróbujmy podsumować czym jest Sztuka Wyboru. A zatem, Sztuka Wyboru, czyli co?
Z jednego pomysłu, jakim był sklep z polskim wzornictwem wypączkowało miejsce, które działa na wielu różnych płaszczyznach i zaspokaja różne potrzeby, głównie z obszaru: literatury, pracy twórczej, sztuki, wzornictwa i kultury kawiarni. Wchodzisz do takiej przestrzeni i masz wybór. Ale oczywiście, to musi być jedną z Twoich pasji.