Trójmiejskie celebrity
Warszawka – znienawidzona, pożądana, marzenie wielu. Każde miasto czy aglomeracja buduje swoją historię, potęgę i kult. Jednak gdzieś tam z tyłu głowy zawsze jest ta Warszawa. Kiedy mówimy jadę do Warszawy rozmówca myśli - na pewno w ważnych sprawach. No bo z całym szacunkiem, ale po co miałby jechać do Jeleniej Góry? W Warszawie, stolicy znaczy, jest wszystko. Jest kasa, telewizja, bankiety, palma, wieżowce, Pałac Kultury i Nauki, mosty na Wiśle, Kolumna Zygmunta, Stadion Narodowy i Kinga Rusin. A my w Trójmieście mamy Kingę Rusin albo choćby córkę A. Wajdy?
Nie mamy. Kiedy spotykamy się na naszych trójmiejskich bankietach jest trochę jak na imieninach. Całe szczęście, że Nergal cały czas w trasie, a Skawiński olewa te przyjęcia, bo byliby etatowymi celebrytami. Mówi się na mieście, że to płatna usługa. Tzn. za zapraszanie znanych osób na bankiety trzeba zapłacić. Bo to w sumie obcy ludzie są i dlaczego mieliby dobrowolnie przychodzić na bankiet, na którym nikogo nie znają. W Warszawie dziennie odbywa się od kilku do kilkunastu ważnych i mniej ważnych bankietów. Rangę każdego z nich wyznaczają nie marki, a właśnie zaproszeni goście.
No i mają tam naprawdę problem, bo Jandy nie sklonujesz, Stuhr nie wszędzie jest mile widziany, Lewandowski na treningu, Anka jego żona na siłowni do 23, Torbicka na festiwalu, Wojewódzki właśnie odbiera nowe Lamborghini, Kondrat we Włoszech, Makłowicz na Węgrzech a Ibisz na wakacjach na Borneo. Tylko pogodynki są zawsze zwarte i gotowe, bo po 20:10 mają już wolne. Ale ile jest wart warszawski bankiet z tylko pogodynką? Warszawski niewiele, ale w Trójmieście to już ranga. Pogodynka dostała nawet kiedyś nagrodę filmową w Sopocie. Co to było za wydarzenie, molo, czerwony dywan, ścianka, władze, trzech fotoreporterów.
Ale przecież nie o to chodzi. Wszak w Trójmieście spotykamy się z powodów towarzyskich. Relacjonujemy to potem w lokalnych mediach, próbujemy gdzieś tam siebie na zdjęciach odnaleźć, a tam znów Figura. Pani Kasia nie ma łatwo, bo jest dziś najbardziej znaną mieszkanką Trójmiasta i każdy chce się przy niej ogrzać. Nie dość, że roboty w teatrze ma od cholery to jeszcze nagrywa spoty reklamowe, wręcza nagrody i jeszcze te gale, festiwale, premiery aut, butików. Ludzie, zostawcie ją już. Mamy przecież jeszcze Tajgera. Tajger też nie pasuje? To może inni sportowcy? Żeglarze? Ale kto ten sport, poza nimi samymi, ogląda? Może piłkarze? Hm, wiem że są dwa kluby w Trójmieście, ale kto tam gra? Byłem kiedyś na gali pewnej nagrody i odbierali ją piłkarze chyba gdyńskiej Arki. Jedyne co pamiętam to, że nagrodę wręczała Kasia Figura w wystrzałowej, teatralnej fryzurze. Gala była w teatrze, więc była po robocie znów na robocie.
No i wychodzi na to, że to Wy bywalcy trójmiejskich salonów jesteście największymi celebrytami. Gazety, portale publikują relacje z różnych imprez, galerie, na tych zdjęciach Wy, podpisani z imienia, nazwiska, często podana firma, stanowisko. Jednym na tym zależy, nawet bardzo, bo łechta ich ego, zaspokaja próżność, bądź też jest elementem budowania wizerunku, inni zaś nie przywiązują do tego żadnej wagi i mają gdzieś, czy są podpisani np. Jan Nowak z małżonką, co dla małżonki może już być mniej komfortowe, czy też może Aneta i Jan Nowakowie, firma Podnośniki i Żurawie, co z kolei bardziej zaznacza pozycję i markę danej osoby w życiu publicznym. Nie ma żartów kochani. W tych galeriach przewijam się też i ja, ale nie chciałbym być przedstawiany jako Ewa Hronowska – Oczi Cziorne, SPATiF, B90, Ulica Elektryków z małżonkiem. Generalnie samo słowo małżonek brzmi już okropnie.
Ale przyznam, że Trójmiasto ma również swoje podziemie towarzyskie i to całkiem niezłej jakości, jak się okazuje. Niedawno udało się zorganizować wernisaż prac nieznanej artystki oraz trochę znanego artysty, którzy dla bardzo znanego artysty wykonali piękne dzieła. Wernisaż oraz bankiet odbył się w miejscu, do którego trójmiejscy celebryci raczej nie uczęszczają, jeśli premiera nowego sedana ich do tego nie zmusi. Na miejscu pojawiły się dwie setki gości. Wrażenia były totalne, atmosfera z najwyższej półki. Ludzie niesamowici, pięknie ubrani, uśmiechnięci i niezawistni. Alkohole też zacne. Jednym słowem: Świat. Pomyślałem sobie, że to się dzieje i może być prestiżowe bez zbędnego mydła. Tylko istnieje pewna obawa, jak z tymi undergroundowymi zespołami. Kiedy taki podziemny zespół gra po piwnicach, ma swoją wierną i szczerą publiczność i nagle jakimś cudem staje się popularny na mieście, zaczyna tracić tą swoją oryginalność i szczerość. A może właśnie Trójmiasto jest takie fajne, bo nie ma tego całego wyścigu celebrytów?