Legenda, wokół której krążą mity. Artysta, który przez 35 lat na scenie zapracował na miano ikony. Jest symbolem wolności, nonkonformizmu i prześmiewczego protestu przeciwko szarej rzeczywistości. Jest też historią naszych czasów, świadectwem przemian i sztandarowym przykładem charyzmy i siły osobowości, dzięki której na jego muzyce wychowały się pokolenia. Z głośników słychać do widzenia, które zwiastuje obietnicę i pewność, że to co za chwilę zrobi Muniek Staszczyk, wokalista zespołu T.Love, kolejny raz spowoduje aplauz.
Co teraz gdy ostatni zgasi światło?
Życie, które decyduje, że najwyższy czas na przerwę. Postanowiłem zawiesić działalność zespołu od stycznia 2018.
T.Love stanie się historią?
To zawieszenie koncertów. T.Love się nie rozwiązał. Jesteśmy, żyjemy, gramy, ale czas na przerwę. Koncertujemy od 35 lat i taki „full time” zawodowy powoduje, że trzeba zluzować. Zespół to duże przedsiębiorstwo. Jest 7 muzyków, dwójka managerów, kierowca, akustyk, facet od świateł i dwójka technicznych. Poważna sytuacja, w której uznałem, że chcąc być lojalnym muszę na pewien czas odbić. Decyzja zapadła już dawno. Wszystko uzgodniliśmy i nie zostawiam nikogo na lodzie. Nie jestem w stanie powiedzieć, że zamykam, bo wiem, że jest szansa, aby za parę lat wrócić z fajną płytą. Na dziś musimy zrobić stop.
Przecież rock’n’rolla masz we krwi..
Miałem już rok przerwy, który upłynął bardzo szybko. Sporo podróżowałem. Fakt, bardzo kocham to moje najstarsze dziecko jakim jest T.Love, ale nie jestem gościem, który ma uzależnienie od sceny i musi to robić. W przerwie z pewnością będę występował. Teraz też pojawiam się gościnnie na zaproszenia. Jestem jako ja – Muniek. Zespół osiągnął na polskiej scenie to wszystko czego chciałem. Będziemy grać jeszcze do końca roku. Nie wiem jak będzie za rok, dwa, ale dalej funkcjonować tak nie chcę.
Czyli jak?
Dochodząc do momentu, że bardzo znielubiłbym swój zespół.
Takie zmęczenie?
Straszne.
Wydawało się, że to bardzo fajne życie?
Fajne życie to mają Rolling Stonesi, którym optyka pozwala machnąć trasę raz na 5 lat podróżując po całym świecie. My gramy głównie w Polsce, kalendarz z roku na rok jest podobny. Oczywiście to świetna praca i ciągle pasja, jednak nie zapominajmy, że to aż 35 lat.
Te 35 lat na scenie dają status legendy?
Nie lubię górnolotnych określeń. Zdaję sobie sprawę, że wnieśliśmy swój wkład w historię polskiej muzyki. Fajnie jest. Z okazji jubileuszu, który mieliśmy podczas Polsat Superhit Festival w Operze Leśnej w Sopocie, pojawili się z nami super goście. Z każdym z nich dobrze się znamy. Prócz Korteza, którego poznaliśmy niedawno.
Dlaczego Sopot, a nie Opole? To byłby show!
Z uwagi na Ninę Terentiew, którą cenię i znam długo. Była zawsze przychylna T.Love i różnym moim projektom, jak np. Szwagierkolaska. Robiliśmy wspólnie wiele recitali dla telewizji. Nina nigdy o nas nie zapomina, więc powiedziałem, że mamy 35 lat i czy zrobimy coś razem. To było oczywiste.
Zaczynaliście niekomercyjnie, takie zakończenie nie kłóci się z ideologią? Jarocin przestał pasować?
Pasuje, ale nas tam nie chcieli. Po prostu zostaliśmy wydymani. T.Love jest kapelą jarocińską i chciałem jubileusz mieć tam. Woodstock odpadł, bo otwieraliśmy festiwal dwa lata temu, więc decyzję Jurka Owsiaka rozumiem. Decyzji Jarocina już nie. Na liście są artyści, którzy mają żaden lub niewielki związek z festiwalem. Cóż, przebolałem wydymanie, ale i tak szkoda.
To jednak komercja bardziej sprzyja...
Przecież komercyjni jesteśmy od 1991 roku, kiedy „Warszawa” stała się ogólnopolskim hitem. Zespół w undergroundzie był w latach 80-tych, a mamy 2017. Takich festiwali jak Polsat Superhit zagraliśmy już z 15, to nie debiut. Opole, Sopot, Polsat, TVN, byliśmy wszędzie. Gramy w klubach, eventy dla firm, dla studentów.
Jak to będzie na wolnym? Co jeszcze? Ogródek, książka, podróże?
Jest dużo rzeczy a najgorsze to planować. Nie jestem człowiekiem, który się nudzi, jest tyle ciekawych rzeczy dookoła.
To może jak Kukiz, w politykę?
Nie nadawałbym się do tego. Nie mój żywioł.
Świata nie chcesz zmieniać? Ideologicznie lub dla cyfr na koncie?
Co tam można zmienić? To degeneracja. Jedynie co można, to wpaść w bagno. Władza zmienia. Polityka z natury jest brudna i musi istnieć. Nie potrzebuję nieczystych układów. Wole mieć porządek w relacjach z rodziną, żoną, kolegami. Wszystko jest u mnie jasne i nie pierdolę kocopołów, że w coś gram. To gra dla chłopców, którzy się lubią bawić bronią. Nie dla mnie.
Taki konkretny z Ciebie gość?
Nie, ale ja piszę piosenki więc jeśli ktoś ma chęć poznać moje poglądy, to tam je znajdzie. Po co mi polityka? Jako wierzący mam wciąż szereg wątpliwości, wątpię w jakąkolwiek partię polityczną. Każdy komuś służy.
Kościół to też pewnego rodzaju korporacja. W służbie wielkich pieniędzy. Wierzysz i praktykujesz?
Zależy. Historia Kościoła jest bardzo skomplikowana. Gdyby nie on, bylibyśmy dziś Republiką Radziecką. Gdyby nie Kościół, ten kraj nie przetrwałby komunizmu. Jasne, swoje ma za uszami, ale to są tylko ludzie. Kto bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem. To jakby powiedzieć, że Bóg jest winien holocaustu. To zrobił człowiek człowiekowi. Czy Kościół stosuje się do Biblii? Nie do końca. Ja wierzę. Tyle. Mam swój punkt widzenia, ale nie jestem gościem, który będzie nawracał.
Drogowskaz to kamienne tablice z dekalogiem?
Upadam oczywiście, ale się stosuję.
Początek roku 2018 będzie dla Ciebie zupełnie nową rzeczywistością?
Nie wiem do końca jak będzie. Czekam na ten 2018. Dziś jest fajnie, ale bardzo mnie interesuje, co przyniesie czas. Jak to będzie. Ten rok przerwy, który miałem upłynął szybko i nie chciało mi się wracać. To był moment, w którym rzuciłem się na podróże. Postanowiłem, że w rok zwiedzę prawie że cały świat. W efekcie byłem zmęczony tymi wszystkimi wycieczkami, mapami, przewodnikami Pascala, itp.
Podróżowałeś jak typowy turysta?
W jednym roku to za dużo. W marcu poleciałem z kumplem do RPA, w kwietniu z żoną do Mejugorje samochodem, w maju na południe USA do muzycznych stanów, jak Missisipi, Arkansas, Nowy Orlean. Potem była Kanada, w lipcu znowu gdzieś, potem na Ukrainie, znów z żoną w Tanzanii i Kenii i później na Białorusi. Przejebane, byłem głupi. Wiesz, chodzi o to, że nie wiem co będzie i fajnie tak nie wiedzieć.
Zespół dawał młodość?
Sranie w banie z tą młodością.
Przecież kiedyś musisz siąść na tyłku? Pesel nie kłamie...
Nie muszę na tyłku, bo zawsze da się zrobić coś wartościowego. Jakąś płytę, niekoniecznie z T.Love. Z T.Love nagraliśmy kilkanaście albumów, ostatni ubiegłoroczny nagrany w Trójmieście rzutem na taśmę.
Jest jakiś bliski sercu?
Ciężko określić. Kilka było dobrych. „King”, „Prymityw”. W każdym momencie byłem innym człowiekiem. Zaczynałem mając 17 lat, pierwszy album kiedy skończyłem 25. Graliśmy w komunie, na przełomie, gdy przyszedł Mazowiecki, były porażki kapitalizmu. Jak zaczynaliśmy nie było komórek i internetu (śmiech). Jest zajebiście, że dotrwaliśmy do momentu, że można temat zamknąć. Po co robić kolejną płytę na siłę? Chodziłoby tylko o hajs. Nie jestem pazerny i mam z czego żyć.
Fajnie sobie ten świat poukładałeś.
Nawet nie planowałem. Jestem wdzięczny losowi. Był łaskawy dla zespołu, dla mnie. Spoko. Trzeba znać umiar a ja nie jestem dożywotnim estradowcem. Jestem wyluzowany. Sam wymyśliłem zespół, jestem sobie sterem, żeglarzem i okrętem, mogę go też rozwiązać. To nie wynika z ego.
Z czego w takim razie?
Dochodzisz do takiej ściany i jak czegoś nie przewietrzysz, to się udusisz. Nikt nie jest winien. Trzeba coś zmienić i zobaczyć jak się żyje bez. Trzeba popatrzeć na inne rzeczy. Jechać gdzieś. Takie mogę, ale nie muszę, bo się już w życiu po prostu nagrałem.