
Lekkoatletki z Komendy Portu Wojennego
Hasło „za mundurem panny sznurem” powoli odchodzi do lamusa. Polskie wojsko, wzorem sojuszniczych armii, otwiera się na panie, a one z tego dobrodziejstwa skwapliwie korzystają.
Trzy lata temu służbę zawodową w Marynarce Wojennej RP odbywało ich nieco ponad 200, coraz więcej kobiet decyduje się też na studia w Akademii Marynarki Wojennej – kuźni oficerów.
MAGIA MUNDURU
Przedstawicielki płci pięknej wyższe stopniem w samej Marynarce Wojennej już pewnie nikogo nie dziwią, ale na ulicy kobieta w mundurze galowym wciąż wywołuje ciekawość, czasem nawet zdumienie.
– Nie ukrywam, że panowie, których mijam, oglądają się i to jest miłe – śmieje się Marta Jeschke, w Marynarce Wojennej RP od sześciu lat, od niedawna po kursie podoficerskim, który uprawnia do otrzymania stopnia mata – odpowiednika kaprala w wojskach lądowych. Póki co, zadowala się jednak szarżą starszego marynarza.
- Mundur w ogóle ma w sobie moc przyciągania, niezależnie od tego czy nosi go kobieta, czy mężczyzna. Być może wynika to też z szacunku, jakim darzeni są żołnierze i marynarze – dodaje Angelika Cichocka, która po przejściu czteromiesięcznego szkolenia ze służbą oswaja się od września.
NAM STRZELAĆ NIE KAZANO
Macierzystą jednostką obu pań jest Komenda Portu Wojennego w Gdyni, pełniąca rolę zaplecza logistyczno - gospodarczego dla marynarzy służących na okrętach. Oficjalne stanowiska pracy sopockich lekkoatletek: strzelcy.
- Do tej pory zdarzyło mi się zaledwie dwukrotnie brać udział w strzelaniach na poligonie w Ustce i żałuję, że tak niewiele. Niestety, poszło mi nienajlepiej, ten element wymaga dłuższego i bardziej intensywnego treningu - przyznaje z zakłopotaniem starsza rangą Jeschke.
Jeśli narzekania na zdolności bojowe w kontekście stanu floty mają sens, to w przypadku zawodowych lekkoatletek już niekoniecznie. Zarówno Angelika Cichocka, jak i Marta Jeschke dokładają cegiełkę do sportowej wartości bojowej Wojskowego Zespołu Sportowego. W strukturze Marynarki to pododdział w ramach 3 Flotylli Okrętów. Złożony ze sportowców, reprezentantów rozmaitych dyscyplin: żeglarzy, biegów na orientację, judo, strzelectwa, pięcioboju morskiego i właśnie lekkoatletyki. Profesjonalistów, wznoszących średnią sprawność fizyczną marynarzy na wyższy poziom.
WYKONAĆ ROZKAZ, CZYLI PLAN
W przeciwieństwie do kolegów, służących na okrętach wojennych, sportowcy na chwałę morskich sił zbrojnych pracują, osiągając sukcesy na arenach sportowych. Otrzymują rozkaz ustanowienia określonego wyniku i nie ma zmiłuj – muszą go wykonać. Marynarz Cichocka podczas Światowych Igrzysk Wojskowych polecenie dowódcy zrealizowała w stu procentach.
- Dostałam rozkaz zdobycia medalu podczas rywalizacji w Korei Południowej. Łatwo nie było, rywalki mocne, ale, na szczęście, udało się podołać zadaniu i sięgnęłam po „brąz” w biegu na 800 metrów, finiszując za plecami „zawodowej” mistrzyni świata, Białorusinki Maryny Arzamasovej. Nasi przełożeni wymagają od nas osiągania celów sportowych, jeśli nie będziemy ich realizować, mogą w każdym momencie podziękować nam za służbę – mówi Cichocka.
Marta Jeschke, podobnie jak cztery lata temu w Rio de Janeiro też chciała stanąć na podium.
Niestety, nie udało się. Zajęła jednak czwarte miejsce w sztafecie 4x400 metrów, co było tym cenniejszym doświadczeniem, że debiutowała na dystansie jednego okrążenia.
GRZECZNA NIE BYŁAM
Czteromiesięczne szkolenie w jednostce przed złożeniem przysięgi przeszła też Angelika Cichocka. Jak sama przyznaje, wiele się nauczyła i mimo krótkiego stażu wojskowego, nie czuje się laikiem.
- Trenowaliśmy musztrę, strzelania na poligonie, brałam udział w ćwiczeniach bojowych, uczyliśmy się regulaminów wojskowych na pamięć – słowem naszym udziałem stały się wszystkie dobrodziejstwa, jakie oferuje armia. Świetne doświadczenie. Zresztą będąc małą dziewczynką, wymykałam się wyobrażeniom o grzecznej, bawiącej się lalkami dziewczynce; zawsze wolałam biegać po dworze z chłopakami, starszymi braćmi - mówi Cichocka.
Dziewczyny zgodnie przyznają, że do Marynarki Wojennej wstąpiły przede wszystkim z pobudek patriotycznych. Zarówno Angelika, jak i Marta pochodzą stąd, z Pomorza. Cichocka urodziła się w Kartuzach, zawsze sportowo związana z Kaszubami i silnie identyfikująca się z regionem. Podobnie Jeschke, która także nie „emigrowała” poza Pomorze.
- Od dziecka chciałam być marynarzem, kontynuuję morskie tradycje rodzinne – tata, brat i wujek pływali na statkach, co prawda nie w marynarce wojennej, ale jednak. Pewnie dzięki nim, chcąc nie chcąc, złapałam bakcyla – zaznacza Marta.
SZKOLENIE WOJSKOWE
Kibicom „królowej sportu” obie panie są doskonale znane. Cichocka w 2014 roku została halową wicemistrzynią świata, a w 2015 roku przynależność do światowej czołówki w biegach średniodystansowych potwierdziła srebrnym krążkiem na Halowych Mistrzostwach Europy. Jeschke zaś szczyci się dwoma brązowymi medalami w sztafecie 4x100 metrów, wywalczonymi na Mistrzostwach Europy w 2010 i 2012 roku.
Marynarka Wojenna nie rekrutuje zatem byle kogo. Stawia na sprawdzonych w międzynarodowych zmaganiach i tych, którzy zaznali smaku sukcesu. Żywot profesjonalnych lekkoatletek, zobligowanych do ścisłego przestrzegania reżimu treningowego, raczej wyklucza stałe uczestnictwo w tym, co jest kwintesencją służby w Marynarce Wojennej RP: działaniach operacyjnych.
- Gdybym otrzymała rozkaz wzięcia udziału w szkoleniu na okręcie czy w strzelaniach na poligonie, chętnie bym w nich uczestniczyła, bo to jest po prostu fajne i daje to, co uwielbiamy jako sportowcy – adrenalinę. Jej namiastkę mogłam poczuć podczas szkolenia podoficerskiego – mówi Marta Jeschke.
Nie jest tajemnicą, że jakkolwiek lekkoatletki są sportowcami z krwi i kości to, jednak kariera sportowca nie trwa długo, a i obarczona jest ryzykiem kontuzji.
MARYNARKA TO STABILIZACJA
Dzięki służbie w wojsku obie mogą na szczęście liczyć na stabilizację i nie wykluczają, że po zakończeniu kariery swoją przyszłość zwiążą z Marynarką Wojenną.
- Nie wykluczam takiego scenariusza - mówi Angelika Cichocka. - Marynarka Wojenna działa na wyobraźnię. Budzi powszechny podziw i szacunek. Wydaje mi się, że wojsko miałoby z nas pożytek. Jako zawodowe sportsmenki mogłybyśmy dzielić się naszymi doświadczeniami, choćby zajmując się sportowym szkoleniem marynarzy - dodaje Angelika.
Marta Jeschke i Angelika Cichocka – piękne lekkoatletki z Sopotu. Ujmujące delikatnością, nad wyraz kobiece. Równocześnie aspirujące do roli, zastrzeżonej do niedawna dla płci brzydkiej.
- O tym, czy ktoś nadaje się na żołnierza czy marynarza nie decyduje postura, wygląd zewnętrzny, ale charakter – ucina marynarz Angelika Cichocka.