Jestem lokalną patriotką, naprawdę. To nic, że po raz kolejny muszę wycierać buty po wdepnięciu w psie odchody (że, to niby na szczęście wymyślili, albo ci którzy powinni to sprzątać albo mieszkańcy cywilizacji, w których takie wdepnięci jest równie niemożliwe, jak znalezienie u nas uprzejmego kierowcy, który przepuszcza pieszych na pasach). Nieważne, że muszę stać w korku, bo kolejna modernizacja skrzyżowania doprowadziła do tego, że kolejka samochodów zamiast być krótsza zdecydowanie się wydłużyła. I już nie tylko w godzinach szczytu, w przypadku stłuczki, czy wypadku, ale permanentnie. Nieistotne, że co raz częściej znalezienie miejsca parkingowego nie tylko w centrum graniczy z cudem. Gdańsk ma gest – pozwala na budowę kilkudziesięciopiętrowych wieżowców, biurowców, centrów handlowych, przy nich miejsc parkingowych oczywiście tyle, ile mówią przepisy. A, że to nie wystarczy wie każdy, kto potrafi logicznie myśleć, nawet jeśli matematyki nie zdawał na maturze. Wiem, wiem – podobno żyjemy w metropolii i taka sytuacja jest nieunikniona. Tyle, że w rankingu europejskich metropolii Gdańska, czy Trójmiasta nie udało mi się znaleźć w pierwszej 10, ba - nawet w 20-tce. Rozumiem, że urzędnicy mają swój, subiektywny ranking metropolii. Naprawdę kocham mój Gdańsk z ponad 1000-letnią historią, wspaniałymi zabytkami i duchem wolności. Za to, że leży nad Zatoką Gdańską i piękny Bałtyk podziwiać można każdego dnia. Mimo tego, gdy nadchodzi kolejny sezon turystyczny nie mogę się nadziwić, że znajdują się chętni, którzy tu właśnie nad Bałtykiem spędzić chcą dwa tygodnie wakacji. Cieszę się, że chcą – tylko nie rozumiem. Może dlatego, że próbuje im się wmówić, że nasze wybrzeże jest pod względem tego, co oferuje, na poziomie najsłynniejszych kurortów. Albo, że ceny za wypoczynek, posiłki, napoje w barach i restauracjach, są atrakcyjne. Staram się w to uwierzyć i nic. W ubiegłe lato w szczycie sezonu wybrałam się, jak prawdziwy turysta, na plażę – poopalać się i popływać. Po przedarciu się pomiędzy wypoczywającymi turystami, po kilku minutach znalazłam kawałek plaży wielkości dwóch metrów na 80 cm i rozłożyłam ręcznik. Nic to. Bo za jakiś czas stanęłam przed kolejną zagadką – gdzie w takim publicznym miejscu znajduje się toaleta. A już nie mówię o natrysku, takim żeby można było wypłukać się po kąpieli w morzu, czy odkleić od nakremowanego ciała przylegające ziarenka piasku. Wytrzymałam na plaży 40 minut, leżąc od innych turystów w odległość 50 cm. Po powrocie do domu dotarło do mnie, że i tak miałam szczęście, i ja i ci wszyscy plażowicze. Bo świeciło słońce, temperatura powietrza przekroczyła 25 stopni, a wody doszła do 19 - tu. Przypomniało mi się to teraz, gdy nadchodzi kolejny sezon urlopowy, a ja patrzę za okno – pada deszcz, jest szaro, i do tego coraz więcej znajomych zaczyna mi mówić, że według ostatnich prognoz takie ma być całe lato! Może to tajni współpracownicy obcych kurortów, czy biur turystycznych, którzy chcą zniechęcić nas do wypoczywania w ojczyźnie. Może. Ale tak sobie myślę: jak to dobrze, że znajduje się tylu chętnych, którzy tu u nas chcą spędzać wakacje. Pomimo wszystko. Bo dzięki temu ja z mniejszymi wyrzutami mogę pojechać na urlop, gdzieś indziej. Tam, gdzie słońce świeci non stop, woda jest gorąca, a za dzień wypoczynku średnio pewnie zapłacę mniej, niż za przyjemności nad Bałtykiem. I wrócę zadowolona i szczęśliwa na ukochane gdańskie wybrzeże. I tu będę się cieszyła z czegoś zupełnie innego. I nie będzie mi przeszkadzało zachmurzone niebo, a nawet padający letni deszcz. Małgorzata Rakowiec
dziennikarka, prezenter Panoramy TVP Gdańsk. Wieloletnia korespondentka Polskiej Agencji Prasowej i Agencji Reuters. Laureatka Ostrego Pióra, nagrody przyznawanej przez Business Centre Club.
Małgorzata Rakowiec