Z Michałem wśród zwierząt lato, lato i po lecie
Mała gereza i mama z młodym.
Dla nas dzień 1 września to koniec wakacji i początek roku szkolnego. Dla mieszkańców oliwskiego ZOO za to nastaje czas spokoju i przygotowywania się do mroźnej zimy. Jednocześnie młode zwierzaki również się uczą - przede wszystkim jak być dzielnymi i walecznymi!
Panie dyrektorze, wkrótce skończy się lato. Co zmienia się w życiu zwierzaków wraz z początkiem jesieni?
Od 1 września w ogrodzie zoologicznym jest znacznie spokojniej. To bardzo wpływa na zachowanie zwierząt. Stają się one bardziej naturalne, nie muszą już szukać zacienionych miejsc i czują się swobodnie. Zwierzęta doskonale wyczuwają zmiany pór roku i nadchodzące chłody, więc stopniowo się do nich przygotowują. Pogoda jest w tym roku bardzo sprzyjająca, ale jeśli temperatura spadnie do kilu stopni, wówczas dla części zwierząt, np. dla kangurów jest już zdecydowanie za zimno.
Których zwierzaków już wkrótce nie zobaczymy na wybiegach?
Do pierwszych mrozów i pierwszego śniegu raczej wszystkie pozostają na zewnątrz. Na obecną chwilę nie ma już np. dużych, chińskich żółwi. Zimne noce i chłodna woda w basenie sprawiły, że stały się już odrętwiałe i nie chciały jeść, więc musieliśmy je odłowić i przenieść do pawilonu dla ptaków i gadów. Tam panuje temperatura 27oC. W październiku będziemy łapać również te mniejsze żółwie. Odleciały już bociany. Kluczowym momentem jest jednak pierwszy śnieg, wówczas wszystkie ciepłolubne zwierzęta przeprowadzają się do pawilonów. Pomimo świetnych warunków, to jednak staramy się, by zwierzęta jak najdłużej były na zewnątrz. Słonce i ruch są bardzo ważne dla ich rozwoju, szczególnie dla tych najmłodszych, które niedawno pojawiły się na świecie. Stąd też staramy się tak regulować czas narodzin, by młode rodziły się na wiosnę. Wówczas jesienią są już na tyle odchowane, że spokojnie mogą przetrwać zimowy czas.
Wróćmy jeszcze do kangurów. Czy to prawda, że kangurze mamy, choć noszą małe w torbie, są dość „wyrodne”?
Coś w tym rzeczywiście jest. Obecnie mamy małe kangurki, choć jeszcze nie wiemy jakiej są płci, bo jedynie wystawiają pyszczki z torby. Tak naprawdę na świat przyszły pół roku wcześniej. Kangur, gdy się rodzi jest kompletnie bezradny, malusieńki, trochę większy od ziarnka fasoli. Wygląda jak nieuformowany zarodek. Po porodzie przesuwa się z dróg rodnych do torby i tam przysysa się do gruczołu mlecznego. W 6-7 miesiącu widać, że torba zaczyna się ruszać. Chwilę później główka wychodzi już na zewnątrz. Jest już jednak pokryta sierścią i przypomina dorosłego kangura. Pierwsze samodzielne spacery naszych maluchów odbędą się, gdy będzie już dość chłodno. Kangury jednak żyją w dużych grupach i chronią siebie nawzajem. Największe niebezpieczeństwo pojawia się, gdy taki mały kangur jest wyrzucony przez matkę z torby.
Dlaczego matka wyrzuca swoje dziecko z torby?
Dzieje się tak z różnych powodów. W zoo najczęściej dlatego, że samica się czegoś przestraszyła, np. agresywnego samca, czy chociażby burzy. W środowisku naturalnym zagrożeniem są psy dingo i człowiek, niestety. To naturalny, instynktowny odruch. Matka poświęca dziecko, a sama ucieka. Z punktu widzenia biologii jest to po prostu korzystniejsze, bo jeśli zginie samica, od razu zginie też małe. Ta od razu może zajść w kolejną ciążę i urodzić małe. U nas na wybiegu również dochodziło do takich sytuacji. Przychodzimy do pracy i widzimy nagie, niezdarne maleństwo, które leży na sianku. Najpierw próbujemy przywrócić je do torby, ale zazwyczaj taka próba kończy się niepowodzeniem. Dlatego co jakiś czas stajemy przed wielkim wyzwaniem odchowania takiego malucha.
Pamiętam historię sprzed dwóch lat, kiedy to w mediach pojawiała się mała kangurzyca Tosia wychowywana przez opiekunkę z oliwskiego Zoo. To rzeczywiście nie lada wyzwanie...
Kilka lat temu udało nam się uratować Gacka, a dwa lata temu właśnie Tosię. Po roku opieki wróciła do stada. Trzyma się jednak trochę na uboczu, bo jest bardziej przyzwyczajona do ludzi. Takie wychowanie kangura jest bardzo trudne dla opiekuna. Tak naprawdę to opieka 24 godziny na dobę. Przede wszystkim najpierw trzeba uszyć z ciepłego, przyjemnego materiału torbę. Nosi się ją przywieszoną na szyi w zasadzie cały czas. Co chwilę trzeba też małego karmić butelką ze smoczkiem. Kangur rozwija się i robi się coraz większy i cięższy. Beata Ciechowska, która wychowywała Tosię nosiła ją w zasadzie bez przerwy w torbie, bo gdy tylko na chwilę ją zdjęła, wówczas maluch się denerwował, bo nie czuł ciepła brzuszka. Po pół roku ważył ponad 2 kilogramy, a ona wyglądała, jakby była w zaawansowanej ciąży, gdy nosiła go pod kurtką. Potem musiała się na osiedlu tłumaczyć, co stało się z dzieckiem (śmiech). Gdy już wyskoczył z torby, była to wielka ulga.
Jakie jeszcze maluchy zobaczymy teraz w oliwskim ZOO?
Mamy np. małe gerezy. To małpy wąskonose. Co ciekawe, kiedy te małpki się rodzą, są śnieżnobiałe, zaś dorosłe osobniki są czarne i mają jedynie białe pióropusze po bokach. Maluchy gerez siedzą jeszcze wtulone w sierść mamy. W zasadzie nic nie robią, tylko obserwują świat. Nawet ponad pół roku są w ścisłej więzi z matką, przyczepione do jej brzucha. Z czasem przesuwają się na jej grzbiet i wówczas zmienia się ich perspektywa obserwowania. Gdy kończą rok, rozpoczynają już spacery. Boją się jednak jakichkolwiek zmian w otoczeniu. Gdy się coś dzieje, z powrotem wtulają się w mamine futro. U gerez opieka nad małymi jest zbiorowa. Dlatego, gdy trochę podrosną, szukają opieki u starszej siostry, czy u ciotki, które chętnie się nimi zajmą. Obecnie też wychowują się u nas młode, rude patasy. Gdy dorosną będą miały kolor piaskowy, by bardziej wpasowywały się w pustynne otoczenie. Stąd też zwane są „psami pustynnymi”.
Na koniec naszej rozmowy chciałam zapytać jeszcze o wielkie zmiany, jakie już wkrótce czekają ZOO w Oliwie.
Na początku października zamieszkają u nas długo oczekiwane lwy. Będzie to doskonałe zwieńczenie obchodów 60-lecia ogrodu zoologicznego. Już teraz zapraszam w sobotę 11 października na dzień otwarty, który będzie znakomitą okazją do zobaczenia nowych mieszkańców.