Kajaki używane są do pływania po wodach śródlądowych. Zarówno w wyprawach turystycznych jak i zawodach sportowych. Wymogi: jak najprostsza i najlżejsza konstrukcja. Co jednak zrobić, gdy kajak ma przepłynąć… Atlantyk?
Ztakim też zagadnieniem pewnego dnia pojawił się u Andrzeja Armińskiego, szczecińskiego konstruktora i budowniczego jachtów – Aleksander Doba. Ten doświadczony, bo blisko 70 – letni kajakarz postanowił przepłynąć ocean.
– Przyszedł do mnie z pomysłem transatlantyckiej wyprawy kajakowej. Przeprowadziliśmy merytoryczną rozmowę i po dwóch godzinach zdecydowałem, że włączę się w to przedsięwzięcie jako projektant i budowniczy kajaka, oraz jako sponsor i organizator wyprawy – wspomina Andrzej Armiński.
Pół tony kajaka
Aleksander Doba nie miał wielkich wymagań co do kajaka. Chciał coś z kabiną i daszkiem, o długości 7m i szerokości 1m. To wszystko. Zadaniem konstruktora było zapewnienie takiej stateczności, niezatapialności i prędkości, aby kajak mógł bezpiecznie przepłynąć ocean. To dzięki doświadczeniu Andrzeja Armińskiego Olek, sympatyczny emerytowany inżynier mechanik mógł podjąć się nieprawdopodobnie trudnego wyzwania.
Był to czas, gdy Armiński zatrudnił właśnie trzech nowych pracowników. Dostali pierwsze zadanie: na przetarcie mieli zająć się niezbędnymi obliczeniami, analizami, projektami oraz nadzorowaniem budowy kajaka, który jako pierwszy w świecie przepłynie ocean z kontynentu na kontynent. Oczywiście pod okiem szefa.
- Młodzi inżynierowie poczuli odpowiedzialność za rejs Olka. Projekt i budowa zajął nam rok – wspomina pan Andrzej. – Ponieważ kajak musiał być maksymalnie lekki, do budowy wykorzystaliśmy włókno węglowe.
Budowa dla konstruktorów była czymś zupełnie nowym.
– Nie mieliśmy żadnych wzorców. W efekcie podjęliśmy się zbudowania kajaka ale zastosowaliśmy technologię jachtową. Wymagało to wielu godzin obliczeń i ciężkiej pracy. Zbudowaliśmy coś, co nie jest wywrotne. Coś, co nie ma nic wspólnego z kajakiem pływającym po jeziorach ważącym zwykle 20 kilogramów – przyznaje.
Bez wyposażenia kajak waży około 35 kilogramów. Z kajakarzem wewnątrz i pełnym rynsztunkiem – również z uzupełnionym 120-litrowym zbiornikiem na wodę – dochodzi nawet do 550 kilogramów.
– Stateczność jest zachowana dzięki zastosowanym pałąkom. Są one naszym pionierskim pomysłem. Chyba jeszcze nikt tego nie próbował. Do dyspozycji kajakarza jest kabina, do której może się schować. Są tam również instalacja elektryczna oraz miękkie schowki i pokrowce, w której Olek trzymał swoje rzeczy.
W kajaku jest kuchenka turystyczna gazowa, niezawodna. Druga – zapasowa podczas wypraw nie została użyta.
Szykują kolejne wyprawy
W swój pierwszy rejs Aleksander Doba wypłynął w 2010 roku. Z Dakaru w Senegalu do brazylijskiej Fortalezy. Kajak sprawdził się. W Brazylii spłynął Amazonką. Tam został napadnięty przez bandziorów. W pobliżu zginęło dwoje innych Polaków. On na szczęście wyszedł z tego cało, dzięki przytomności umysłu. Z Brazylii do Europy kajak został przetransportowany na pokładzie katamaranu Cabrio 2, na którym to kpt. Joanna Pajkowska wystartowała w regatach OSTAR 2013.
W drugą wyprawę wyruszył w 2013 roku z Lizbony na Florydę. Na oceanie nie obyło się bez problemów. Przez 47 dni Olek nie miał łączności z najbliższymi i panem Andrzejem. Zdryfował za daleko na północ, co zmusiło go do międzylądowania na Bermudach. W końcu jednak Olek dopiął swego i dowiosłował do Florydy.
– Gdy zaczynaliśmy nasz pierwszy projekt w 2010 roku byliśmy sami. Pomysł przepłynięcia Atlantyku w kajaku środowisko zbywało wymownym milczeniem. Gdy udało się i Olek został rozpoznawalną osobą na całym świecie, przybyło mnóstwo przyjaciół – mówi Armiński. Jednocześnie zapewnia, że nie ma zamiaru poprzestać na dotychczasowych dokonaniach i chce dalej wspierać ekstremalne wyprawy Olka.
– Olek zaimponował mi swoja konsekwencją, która doprowadziła do sukcesu jego poprzednich, bezprecedensowych wyprawach kajakowych. Jest odpowiedzialny i niesamowicie twardy, nie spotkałem takiego drugiego. Cieszę się, że mogę mu pomóc i że doskonale układa się nasza współpraca. Zapewniam, że będzie o nim jeszcze bardzo głośno – podsumowuje.