Najbliższe dwie dekady mogą przynieść fundamentalne zmiany. Czas gospodarki opartej na ropie dobiega końca, a jej miejsce zajmie energia odnawialna: wiatrowa i słoneczna. Świat czeka nowa rewolucja przemysłowa, a Polska już wkrótce może stać się jej częścią.
W 2008 roku ceny ropy naftowej na globalnych rynkach sięgnęły 147 dolarów za baryłkę. Tymczasem, jeszcze niecałe 5 lat wcześniej notowania „czarnego złota” oscylowały wokół 25 dolarów i nikomu w głowie się nie mieściło, by mogły przekroczyć choćby 50 dolarów za baryłkę.
Wpływ tego wydarzenia na globalną gospodarką był większy, niż można było przypuszczać na pierwszy rzut oka. Wyższe ceny ropy to nie tylko droższy transport. Wykorzystuje się ją również do produkcji cementu, materiałów budowlanych, odzieży, a przede wszystkim energii elektrycznej. Ropa zawarta jest nawet w pestycydach i nawozach wspierających uprawy żywności. Nic dziwnego, że wraz z notowaniami, trzykrotnie wzrosły ceny pszenicy (od 2003 roku), a pięciokrotnie podrożał ryż. Konsekwencją było nie tylko załamanie gospodarcze, ale także problemy żywnościowe na świecie. Aż w dwudziestu dwóch krajach wybuchły zamieszki: protesty „tortillowe” w Meksyku, „makaronowe” we Włoszech czy „ryżowe” w krajach Azji.
Gwałtowny wzrost cen paliw energetycznych przypomniał dziennikarzom, analitykom i ekonomistom, że czas ropy musi się kiedyś skończyć. O prognozy zwiastujące szczyt wydobycia ropy kłótnie toczą się już od dawna. Optymiści mówili o latach 2030-40, pesymiści stawiali raczej na najbliższe 10 lat. Tymczasem Międzynarodowa Agencja Energii w swoim raporcie z 2010 roku wydała wyrok: szczyt wydobycia ropy już był – w 2006 roku. Co to oznacza dla naszych kieszeni? Cała trzecia rewolucja przemysłowa zapoczątkowana w latach 70. właśnie dobiegła końca. Misterna konstrukcja gospodarki napędzanej ropą naftową właśnie odchodzi w przeszłość. Jej miejsce będzie musiała zająć energetyka odnawialna. Czekają nas rewolucyjne zmiany, wbrew pozorom, wcale nie na gorsze.
Gdy w latach 2000 i 2001 w Europie toczyła się poważna dyskusja o wyznaczeniu docelowego odsetka energii generowanej ze źródeł odnawialnych jako 20 proc., nie do końca było jednak jasne, jak się do tego zabrać. Pierwszy pomysł polegał na tym, żeby zbierać daną energię tam gdzie jest jej pod dostatkiem: słoneczną na wybrzeżu Morza Śródziemnego, a wiatrową na przykład w Irlandii. Innymi słowy, na południu Starego Kontynentu powstałyby gigantyczne parki solarne, a na północy farmy wiatraków. Jednak już około roku 2006, urzędnicy, politycy i przedsiębiorcy zaczęli zdawać sobie sprawę, że nie tędy droga. Uświadomili sobie, że wciąż wykorzystywali przestarzały sposób myślenia, gdzie ogromne elektrownie budowało się tam, gdzie było źródło kopalin, a następnie rozsyłało po całym kraju.
Energetyka odnawialna działa zupełnie inaczej. Słońce pada, a wiatr wieje praktycznie w każdym miejscu na ziemi, więc niewielkie elektrownie mogłyby powstawać w praktycznie każdym miejscu w kraju. System energetyczny będzie rozproszony, stworzony przez dziesiątki tysięcy niewielkich elektrowni zakładanych przez przedsiębiorstwa czy gospodarstwa domowe. Cała zmiana będzie przypominać proces tworzenia Wikipedii. Nie będzie już centralnego wydawcy, tylko każdy uczestnik sieci będzie tworzył swój ułamek składający się na globalną całość. Czeka nas rewolucję na miarę powstania Internetu. W pierwszej dekadzie XXI wieku liczba użytkowników Internetu podwoiła się i osiągnęła w 2010 roku 2 miliardy. Obecnie co dwa, rzy lata obserwujemy podwajanie się instalacji słonecznych i wiatrowych. Na naszych oczach twarzy się nowa sieć energetyczna.
Na zmianach ma szansę zyskać cała gospodarka. Mogą one przynieść dodatkowy wzrost gospodarczy i nowe miejsca pracy. W Hiszpanii, która bardzo dynamicznie zwróciła się w kierunku zielonych źródeł energii, już w 2007 roku w przeszło 1000 firm zajmujących się energetyką odnawialną pracowało niemal 190 tysięcy osób. W globalnej rewolucji ma szansę wziąć udział także Polska. Już wkrótce przyjęta zostanie nowa ustawa o odnawialnych źródłach energii, która po długim okresie oczekiwania ustabilizuje rynek. Im szybciej zostanie ona przyjęta, tym szybciej krajowi inwestorzy i przedsiębiorcy uzyskają komfort prawny, by przyłączyć się do zmian na globalnym rynku energetycznym.