Powodów inwestowania w sztukę w zasadzie jest tyle, ilu inwestorów. Inwestowanie w sztukę zawsze było kojarzone z prestiżem – pewnym rodzajem inwestycji dostępnym tylko dla wybranych. Jest tak pewnie z racji cen płaconych za dzieła o których czytamy w codziennej prasie, jak i konieczności posiadania przynajmniej minimalnej wiedzy w zakresie sztuki i rynku sztuki, po stronie kupującego.
Finanse są również częstym bodźcem do dokonywania inwestycji w sztukę z racji potencjalnie wysokiej stopy zwrotu osiąganej z inwestycji, która może dochodzić nawet do kilku tysięcy procent. Inwestorzy kupują również dzieła ze względów estetyczno – emocjonalnych, ponieważ po prostu lubią dany nurt sztuki lub artystę, choć w tym przypadku właściwie powinniśmy te osoby nazwać kolekcjonerami, nie zaś inwestorami.
Co kupować?
Kolekcje tworzone są nie tylko przez osoby indywidualne, ale również przez korporacje celem wystroju wnętrz firmy. Dobrze dobrana kolekcja o stosownej wartości zawsze stanowi pewien wyznacznik klasy firmy lub/i jej właściciela. Warto brać pod uwagę kupowanie dzieł sztuki bezpośrednio od artystów, ponieważ galerie stosują narzuty od 40 do 150 procent. Oznacza to, że potencjalny zysk z pierwszych kilku lat inwestycji pochłania marża galerii.
– Inwestować możemy albo w te dzieła, które naszym zdaniem przyniosą stosowny zysk bez oglądania się na ich walor estetyczny, albo w takie, które nam się podobają i jednocześnie przyniosą zysk – mówi Antoni Koprowski, adwokat, kolekcjoner i doradca inwestycyjny na rynku sztuki z firmy Art Investment. – Jestem zwolennikiem drugiego rodzaju inwestycji, ponieważ zakup obrazu nie będącego kompletnie w guście kupującego, tylko w celu spekulacyjnym, wiąże się z dużym ryzykiem. Moim zdaniem inwestowanie w sztukę powinno łączyć w sobie jednocześnie trzy cele: cel inwestycyjny, cel estetyczny oraz cel prestiżowy – dodaje Antoni Koprowski.
Przed rozpoczęciem inwestowania w sztukę warto zapoznać się z rynkiem sztuki, panującymi trendami oraz nurtami. Antoni Koprowski zachęca swoich klientów do inwestycji w polski surrealizm i realizm magiczny. To nurt w polskiej sztuce zyskujący na popularności.
– Co istotne, polscy artyści tworzący w tej konwencji, zyskują również uznanie za granicą – o czym świadczą liczne wystawy w zagranicznych galeriach. Ważne, że prace tych artystów oprócz tzw. pomysłu są również bardzo dobre warsztatowo, w związku z czym z racji poświęconego czasu na wykonanie dzieła, same w sobie przedstawiają stosowną wartość – przekonuje Antoni Koprowski.
Rynek sztuki w Polsce
Rynek sztuki w Polsce jest aktualnie traktowany jako rynek wschodzący, co oznacza, że najwyższe wzrosty jeszcze przed nim. Z drugiej strony jest to rynek już na tyle dojrzały, iż warto na niego zwrócić uwagę przy planowaniu działań inwestycyjnych.
– O potencjale polskiego rynku sztuki powinien świadczyć fakt, iż pomimo, że gospodarka zwalnia to wolumen transakcji na rynku sztuki się stale powiększa. O dojrzewaniu polskiego rynku sztuki powinno również świadczyć zjawisko powoływania w bankach działów tzw. artbankingu dla zamożniejszych klientów – mówi Antoni Koprowski.
W świecie rośnie także popularność tak zwanych art fundów, czyli inwestycji w sztukę za pomocą funduszy sztuki. Rynek sztuki okazał się odporny na kryzys finansowy, a fundusze na nim inwestujące mogą się poszczycić nieprzerwalnie wysokimi, dodatnimi rocznymi stopami zwrotu deklasując stopy zwrotu ze światowych indeksów giełdowych. Jedyny dostępny w Polsce fundusz sztuki Abbey Art Fund FIZ AN (założony w sierpniu 2011 roku) zarobił dla swoich inwestorów podczas pierwszych 16 miesięcy 16,67 procent.
Bezpieczeństwo w funduszu
Jakie są inne zalety inwestowania poprzez fundusze sztuki? Przede wszystkim nad realizacją celu inwestycyjnego nadzór sprawują organy nadzoru. W Polsce jest to Komisja Nadzoru Finansowego.
– W przypadku spółek celowych, czy domów aukcyjnych, które są niepubliczne, brak jest zewnętrznego ciała audytującego realizowanie celów inwestycyjnych, co w obecnych czasach jest postulatem wielu inwestorów – mówi Jakub Kokoszka, prezes Domu Aukcyjnego Abbey House, który zarządza funduszem Abbey Art Fund FIZ AN.
Inną zaletą jest minimalizacja ryzyka nietrafionego doboru. Nabywając pracę nieżyjącego już artysty bywa, że nie możemy być pewni jej autentyczności. W przypadku sztuki dawnej również stosunek prawny może pozostawać nieuregulowany.
Wreszcie kariera artysty, na którego zakup pracy się zdecydujemy, może nie potoczyć się w wymarzony przez nas sposób. Fundusze sztuki dywersyfikując, lokują w portfel prac. Z dostępnych danych wynika, że tego typu fundusze posiadają często kilkaset prac w portfelu, co znacznie zmniejsza ryzyko niewłaściwego doboru.
Inwestycje dla cierpliwych
Inwestycje w sztukę powinny być bardziej elementem dywersyfikacji portfela, niż lokatą całości posiadanych środków. To zdecydowanie inwestycja długoterminowa. Na rynku istnieje kilka wyspecjalizowanych podmiotów zajmujących się doradztwem na rynku sztuki. Współpracę zwykle rozpoczyna się od określenia celów inwestycyjnych klienta oraz jego upodobań artystycznych, a także możliwości i potrzeb wnętrz, w których będzie prezentowana kolekcja. Podejmowana jest decyzja, czy kolekcja ma składać się z dzieł wykonanych różnymi technikami, czy też wyłącznie np. olej na desce, olej na płótnie, pastel lub serigrafie (lub inne).
Ponadto określa się, czy inwestycje mają być dokonywane w dzieła uznanych artystów (większa pewność lokaty kapitału, lecz mniejsza stopa zwrotu i mniejszy wolumen dzieł), czy też we wschodzące talenty (mniejsza pewność lokaty, większa stopa zwrotu i większa ilość dzieł). Dobrze dobrana kolekcja powinna zawierać dzieła zarówno jednych, jak i drugich. Następnie określa się wartość planowanej kolekcji oraz horyzont czasowy jej zgromadzenia. Minimalna wartość kolekcji to zwykle około 50 000 PLN, jednakże optymalna kwota to 100 000/200 000 PLN.
Polska a świat
W sztukę warto inwestować, najlepiej z pomocą fachowców. Podczas zorganizowanej niedawno konferencji poświęconej „Sztuce inwestowania w sztukę”, Wojciech Fibak – były znakomity tenisista, aktualnie kolekcjoner sztuki i inwestor – zapytany o to jak się przestrzec przed nabyciem nadmiernie wycenionego dzieła odparł, że w Polsce jest to niemożliwe, ponieważ cały rynek sztuki pozostaje mocno niedowartościowany. Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie dzieła sprzedane na ubiegłorocznych aukcjach w Polsce okazały się być warte mniej, niż jeden autoportret Andy Warhola, który 4 maja 2010 roku na aukcji w Sotheby’s osiągnął cenę 32,5 miliona dolarów.
Dotychczas najdrożej sprzedanym w Polsce dziełem sztuki pozostaje „Rozbitek” Henryka Siemiradzkiego, który w 2000 roku został wylicytowany za sumę 2,13 miliona złotych. Dla porównania, londyński dom aukcyjny Christie’s podczas aukcji 4 maja 2010 roku, zlicytował pracę Pabla Picasso „Nude. Green Leaves and Bust” za 106,5 miliona dolarów. Co więcej praca ta jest warta więcej niż cały polski rynek sztuki, który w świetle dostępnych analiz, notowań aukcyjnych oraz deklaracji osób tworzących go, generuje rocznie obroty na poziomie pomiędzy 200 a 300 milionów złotych.