Często na moich zajęciach pytają o to, kiedy mogą w końcu zdjąć ten „uniform”. Po 21 –ej, w sobotę albo niedzielę - odpowiadam.
O tajnikach profesjonalnego wyglądu, łamaniu zasad dress code oraz modowych grzechach Polaków w rozmowie z Krzysztofem Łoszewskim - projektantem ubrań, kostiumografem, specjalistą w dziedzinie dress code oraz wykładowcą w Szkole Stylu Moniki Jaruzelskiej.
Jak postrzega Pan estetykę polskiej ulicy?
- Bardzo się zmieniła. W latach 80. i 90. mieszkałem w Brukseli, gdzie byłem projektantem mody. Gdy przyjeżdżałem do Polski pytano mnie, czy styl ubierania się Polaków różni się od tego w Paryżu? Wtedy odpowiadałem, że tak. Teraz te różnice sie zacierają. Wiele się zmieniło od tamtego czasu. Mamy ogromne sieci butików. Świetnych projektantów mody. Wiemy czym jest moda i umiemy z niej korzystać. Przede wszystkim mężczyźni uczą się mody. To oni na przestrzeni tych lat zmienili się najbardziej. Dla kobiety sprawą naturalną jest interesowanie się modą, trendami, swoim wizerunkiem. Dbają o siebie, chcą modnie wyglądać, chcą się podobać. Jeszcze nie tak dawno uważano, że zadbany mężczyzna to mężczyzna zniewieściały. Pamiętam jak wiele lat temu stylizowałem pana Leszka Millera. Powiedział do mnie: błagam, niech pan nie ubiera mnie w różową koszulę. Proszę spojrzeć jak jest teraz - połowa naszego sejmu jest ubrana w różowe koszule. W tej chwili mężczyźni noszą kolory i przestali się tych kolorów bać. Przestali postrzegać odważne kolory jako synonim zniewieściałości.
Krzysztof Łoszewski
Projektant mody, kostiumograf, specjalista w dziedzinie dress code, dziennikarz, stylista sesji zdjęciowych. W latach 1986 - 2000 projektant i stylista w belgijskiej firmie „Olivier Strelli”. Projektował kolekcje ubrań dla kobiet i mężczyzn, odpowiadał za udział firmy w Międzynarodowych Targach Prêt-à-Porter w Paryżu. W latach 1996 – 2000 był współwłaścicielem i projektantem w firmie „K. Kolberger”. W latach 2002 -2004 dyrektor artystyczny Deni Cler. Obecnie współpracuje ze Szkołą Stylu Moniki Jaruzelskiej oraz ze Szkołą Stylu Men’s Health, gdzie prowadzi szkolenia z zakresu dress code. Od lat współpracuje z branżą filmową i teatralną projektując kostiumy. Niebawem na rynku wydawniczym ukaże się książka autorstwa Krzysztofa Łoszewskiego pt.: „Dress code - tajemnice męskiej elegancji”.
- Skoro już jesteśmy przy Leszku Millerze, który polityk Pana zdaniem przeszedł największą metamorfozę - wizerunkową, modową?
- Polityk, który przeszedł wyjątkową metamorfozę to Andrzej Lepper. Od prostego faceta w kaloszach, wygniecionych spodniach, z wąsem jak z kabaretowych szopek do garnituru od Armaniego. W obciętych włosach z elegancką siwizną, w białej koszuli, niestety w podłych krawatach. To przykład mężczyzny, który bardzo chciał się zmienić i tego dokonał.
- Spróbujmy teraz rozkodować dress code…
- Czym jest dress code? Jest swoistym regulaminem, zbiorem zasad jak należy wyglądać w sytuacjach formalnych. Ubranie jest kodem, który mówi innym, jak siebie samych postrzegamy. Kim jesteśmy. Jaki jest nasz stosunek do ludzi, z którymi pracujemy. W pewnym sensie nas ogranicza, ale także pomaga. Jego zasady są bardzo określone. Często ludzie pracujący w dużych korporacjach, członkowie zarządu firm, politycy, prawnicy, od których wymaga się przestrzegania zasad dress code - narzekają na ten formalizm.
Często na moich zajęciach pytają o to, kiedy mogą w końcu zdjąć ten „uniform”. Po 21 –ej, w sobotę albo niedzielę - odpowiadam. Niestety tak to wygląda. Dlatego ubranie trzeba dostosować do sytuacji w jakiej się za chwilę znajdziemy. Czasami czas pracy jest bardzo długi. Czasami o godzinie 20. trzeba pójść na kolację, która również jest kolacją zawodową. Reprezentujemy wówczas nie tylko siebie, ale przede wszystkim firmę, dla której pracujemy. Ubranie jest naszą wizytówką. Świadczy o tym, ze respektujemy tych, z którymi pracujemy. Strój powinien współgrać z wizerunkiem firmy.
- No właśnie, biurowy dress code rządzi się twardymi zasadami. Czy musi być aż tak zachowawczy? Czy istnieją triki, którymi można przełamać te sztywne reguły?
- Wszystko zależy od firmy, dla której pracujemy. Znam takie, gdzie na przykład nie wolno nosić koszul w kratkę. Nawet bardzo delikatną. Kratki są traktowane jak ubranie sportowe. Eleganckie, ale noszone tylko w weekend do swetra. Łamać zasady dress codu mogą tylko ci, którzy je znają. Coraz częściej widzimy mężczyzn bez krawatów. Do niedawna mężczyzna elegancki zawsze był ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i krawat. Teraz spotykamy panów - w teatrze, w restauracji, w operze - w koszuli bez krawata. To jest w pewnym sensie łamanie zasad dress codu. Ale łamanie w granicach jego zasad. Natomiast w sytuacjach formalnych, noszenie koszul z krótkim rękawem zamiast z długim jest absolutnie nie do przyjęcia.
- A skoro już jesteśmy przy krawatach. Jaki kolor i wzór jest najodpowiedniejszy?
- Krawat powinien być neutralny. Stonowany i niezbyt kolorowy. Ma podkreślać osobowość, a nie rozpraszać uwagę naszego rozmówcy. Wszystko to czego mamy za dużo na sobie powoduje, że odwracamy uwagę od tego o czym mówimy. To samo dotyczy kobiet i biżuterii. Czasami przyglądam się dziennikarkom w telewizji, które mają np. długie kolczyki. Dowiaduję się, że gdzieś zawaliły się budynki, zginęło mnóstwo ludzi, ci co przeżyli stracili wszystko co mieli. I nagle pani, która nam o tym opowiada macha głową. Długie kolczyki odwracają uwagę od tragedii, o której przed chwilą nam powiedziała. Nasz ubiór powinien być na tyle neutralny, by na pierwszym miejscu eksponował twarz, na której skupia się cała uwaga rozmówcy. Chodzi tutaj o wzmocnienie poziomu komunikacji. Pamiętajmy, że strój mówi o nas bardzo wiele i stanowi naszą wizytówkę.
Czyli innymi słowy zbyt krzykliwy krawat czy nadmiar biżuterii - w przypadku kobiet - odbierają nam kompetencje i wiarygodność?
- Zdecydowanie tak. Im mniej tym lepiej. Wszystko co jest zbyt ostentacyjne wcale nam nie dodaje urody. Za dużo biżuterii, za dużo perfum, za dużo kolorów – wszystko co w nadmiarze, nigdy nie jest dobre. Prostota i minimalizm zawsze zwyciężają.
- Powiedział Pan kiedyś, że skarpety są jak krawat, świadczą o znajomości zasad dress code. Powiedział Pan też, że elegancki mężczyzna nigdy nie pokazuje gołej łydki…
- Skarpety zawsze powinny być do połowy łydki. Mężczyźni w Polsce dopiero się tego uczą. Stylowy mężczyzna nie nosi skarpet beżowych, ani białych – w żadnej sytuacji. Jeśli białe skarpety to może tylko podczas gry w tenisa, na boisku, w siłowni. Nigdy jasne, najlepiej czarne albo ciemno brązowe lub grafitowo szare. Wzorzyste skarpety są dopuszczalne, ale tylko w duecie z dżinsami, w zupełnie innych sytuacjach.
- Desenie można łączyć w męskiej garderobie?
- Jak najbardziej. Można połączyć sweter w kratę do koszuli w kratę. A nawet dorzucić krawat w inną kratkę. Trzeba jednak umieć to robić. Łączenie deseni, kolorów jest bardzo trudne dla wielu osób, zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Osoby, które mają z tym problem, powinny pozostać przy klasycznych barwach. Gama kolorów w stroju biznesowym jest niewielka. Granatowy, szary i czarny dla garniturów oraz biały, blado niebieski i jasno szary w przypadku koszul. Nie wszyscy to respektują i dlatego nasi politycy wyglądają jak przebrani.
- Gdyby miał Pan wymienić cztery rzeczy, które muszą znaleźć się w szafie stylowego mężczyzny – co by to było?
- Biała, bawełniana koszula, która pasuje zarówno do eleganckich spodni jak i dżinsów. Zarówno do garnituru jak i sztruksowych marynarek, czy skórzanej kurtki. Garnitur. Bardzo lubię czarny, ale rzeczywiście uniwersalny jest granatowy. Zawsze się przydaje. Na pewno klasyczne buty na skórzanej podeszwie, czarne z zaokrąglonym nosem oraz granatowe, klasyczne dżinsy. Klasyka męskiej garderoby.
- Główne grzechy modowe Polaków?
- Kiedy tylko robi się ciepło, wszyscy w Polsce się rozbierają. Tego nie ma na Zachodzie. Nie może być tak, że paradujemy ulicami miast rozebrani. Wszystkim jest gorąco. Starajmy się respektować innych. W szortach jak na plaży, krótkich koszulkach i gumowych klapkach pozostańmy u siebie na działce. Skarpety do sandałów, za ciasne bluzki odkrywające brzuch oraz spodnie dżinsy podwijane do kolan. Kobiety myślą, że ładnie w nich wyglądają zapominając o tym, że podwinięte spodnie do kolan skracają im nogi i poszerzają biodra. To kwestia proporcji sylwetki. Czasem wydaje mi się, że większość z nas nie ma lustra w domu.
- Kto Pana zdaniem jest ikoną stylu w Polsce? Czy w ogóle takowa Pana zdaniem istnieje?
- Ikona stylu? W Polsce? To bardzo trudne pytanie, bo co to znaczy ? Że ładna i ładnie się ubiera? Na pewno nie. To nie Anja Rubik, sławna polska modelka ani inna tego typu dziewczyna. Ikony to kobiety, które mają styl. Wyjątkowy. Taki, który się zapamiętuje, nie mający nic wspólnego z ostentacyjną modą, dyskretny, ale jednocześnie wyróżniający ją. Intrygujący. Taki, który inne kobiety chciałyby naśladować. Osobowość, urodę i dobry styl ubrania trudno ze sobą połączyć i dlatego prawdziwe ikony mody to rzadkość. W Polsce mamy ładne i mądre kobiety, niektóre mają swój własny styl, ale nie ma ikon, jeszcze nie.