JIMEK
Twórczy chaos,
plugawy romantyzm i hip-hop
JIMEK
Twórczy chaos,
plugawy romantyzm i hip-hop

Rozmowa z JIMKIEM, daleka jest od sztampy. Pełna za to żartów, dygresji, filozofii, odniesień do sztuki, autorskich neologizmów. JIMEK nawet jak rozmawia to tworzy – język, wizje siebie i otaczającej go rzeczywistości. W tym chaosie jest jednak logika, która nie pozwala mu wpisać się w żadne ramy.
Minęły dwa miesiące, a nie umilkły jeszcze głosy zachwytu po koncercie JIMEK i Goście SUBKLASYKA. Twoje show odbiło się szerokim echem w całej Polsce.
Jestem z tego bardzo dumny. Składam ręce jakbym miał przedmiot w złożonych dłoniach. Jakby kości do gry albo jakiegoś rodzaju kasztan. W każdym razie potrząsam nim w triumfalnym geście przy uchu jednym i drugim na zmianę! (śmiech)
Próbuję sobie to wyobrazić.
Uznałem, że jeżeli robimy wywiad, a udzielam wywiadów mało, to spróbuję być: miłym, pozytywnym, uśmiechniętym i zabawnym młodym człowiekiem. (śmiech)
Dorosłość jest dla ciebie koniecznością wyboru, dookreślenia się, porzucenia czegoś?
Nie, dorosłość jest jak bagaż, który rośnie, a my ciągle musimy utrzymywać tą samą prędkość poruszania się i tą lekkość, chociaż nie jest łatwiej, prawda? Mam na myśli to, że zmęczenie wzrasta i to piękno gdzieś nam umyka. W rezultacie zapominamy w ogóle po co żeśmy się wybrali w tą podróż.
Dorosłość jest przereklamowana?
To też mnie bardzo ciekawi, jak nie stać się kwaśnym tetrykiem. W sensie, że można stać się kwaśnym tetrykiem jeszcze nie wyglądając na takiego, a jednocześnie ciągle zdarzają się starsi ludzie, którzy zachowują beztroski optymizm i to mnie absolutnie rozczula. Reasumując – jak nie dać się „zgrawitować”?
Może stetryczenie i „zgrawitowanie” to też wybór?
Raczej rodzaj wrażliwości, czyli im większa wrażliwość, tym więcej złamanego serca. Tylko jak tą swoją wrażliwość utwardzać, jednocześnie ją zmiękczając? Cytując wybitnego dyrygenta Jerzego Semkowa: Posiadać wdzięk orchidei, jednocześnie utrzymując skórę nosorożca?
Mocno przejmujesz się swoim odbiorcą, czy starasz się w tym wszystkim zachować siebie na pierwszym miejscu?
To na pewno bolączka mojego zawodu, bo im więcej napiszemy, tym ta przestrzeń bardziej się kurczy. Coraz mniej przestrzeni, w której możemy być dobrzy. Jednocześnie jak zachować tą „siebiowość”?
To są problemy, można powiedzieć, pierwszego świata i raczej nikt nam nie będzie współczuł. Zawód muzyka raczej nie kojarzy się z cierpieniem, a jednak każdy artysta to przeżywa. Kreatywność jest wredna. Zdradliwa ta wena – raz jest, raz jej nie ma. To jest takie polowanie na trzyminutowy palec boży. Możemy napisać przez „rz”, jeżeli ktoś jest niewierzący (śmiech). Proces twórczy niekiedy jest tak karkołomny, że głowa już w pewnym momencie odpuszcza i nie pamiętamy po co się coś zaczynało. To takie przemierzanie bieguna Marka Kamińskiego czy przepływanie kajakiem oceanu – był taki wspaniały Pan, słodziak, który tego dokonał (Aleksander Doba przyp. redakcji). Poza tym w odróżnieniu od pracy w zespole, pracujesz w ogromnej samotności, a tam spotykasz swojego największego k… wroga, czyli siebie. Oj przepraszam, co tu się wydarzyło, co za rynsztok w języku!



