Przemysław Tarnacki
Życie morzem pisane
Przemysław Tarnacki
Życie morzem pisane

Pod hasłem żeglarstwo kryje się nie tylko rywalizacja sportowa, ale także sposób na życie albo na biznes. Można być żeglarzem regatowym, rekreacyjnym, podróżnikiem albo po prostu właścicielem jachtu lub członkiem klubu. Można organizować regaty albo sprzedawać jachty. Możliwości jest wiele. A gdyby tak połączyć te wszystkie role? Tak jak gdynianin Przemysław Tarnacki, założyciel i komandor Ocean Yacht Club Challenge i Super Yachts. Nie dość, że sam się ściga (i to z sukcesami), to tworzy teamy sportowe, które rywalizują na całym świecie, organizuje wydarzenia , a także sprzedaje jachty. W rozmowie z Prestiżem zdradza m.in., jak wyglądają kulisy morskiej rywalizacji, kto bierze w niej udział, jakie warunki trzeba spełnić i czy Polacy chętnie angażują swój czas i pieniądze na jachting.
Gdzie startujesz w tym roku? Masz już gotowy kalendarz swoich startów?
Po kilku latach poszukiwania właściwego jachtu wracamy w grudniu na regaty Sydney Hobart do Australii. Jestem absolutnie szczęśliwy. Te regaty to metafizyka: mental, okoliczności atmosferyczne, trudne wody, start w centrum Sydney to australijski Super Bowl i kilkaset tysięcy kibiców. Meta w tajemniczej Tasmanii, po drodze Cieśnina Bassa, która ma złą sławę. Przygoda życia!
Gdzieś jeszcze?
Każdego roku kończymy sezon prestiżowymi regatami Les Voiles de St. Tropez. Wspaniały festiwal żeglarstwa i francuskiej kultury śródziemnomorskiej, 400 największych jachtów świata. W zeszłym roku naszą grupę wygrał Król Danii Fryderyk X. W sezonie realizuję sporo wyjazdów na Morze Śródziemne i Karaiby, gdzie odbieramy nowe jachty naszych klientów.
To chyba ciągłe życie na walizkach. Czego jest najwięcej w tych startach: przygody, ścigania się, wiatru we włosach, czy też prozy przygotowań i ciężkiej pracy organizacyjnej?
Wszystkiego po trochu. Przygotowanie w jachtingu to podstawa. Jeśli nie antycypujesz to giniesz w tej branży. Po prostu jest zbyt wiele zmiennych, które nie zależą od ciebie, więc te, na które masz wpływ muszą być dopilnowane. Czy to w racingu, cruisingu czy dostawach jachtów. Większość widzi oczywiście efekt końcowy, który, owszem, w tej branży jest obrazkowy. Ale codzienność to ciężka i systematyczna praca, wymaganie od siebie i innych, ciągłe kwestionowanie, sprawdzanie co kryje się pod każdym kamieniem. Jest łatwiej, jeśli się to kocha bezwarunkowo. Ja tak mam i to pewnie spora część mojego przepisu na szczęście.



