Przyznam, że nowy jacht motorowy jaki wybudowała gdańska stocznia Conrad robi wrażenie. Ponad 44 metry długości, 4 pokłady, eleganckie wnętrza, 2 potężne silniki i zasięg 5100 mil morskich. „Extra Time”, bo taką nazwę otrzymał jacht podczas uroczystego chrztu na gdańskiej Motławie, trafił do rąk francuskiego finansisty mieszkającego w Londynie. Szczęśliwy nabywca osobiście odebrał jednostkę i przyznał, że to jego pierwszy jacht w życiu. Ile zapłacił, tego oczywiście nie ujawniono, ale wiadomo, że cena rynkowa tego modelu Conrad wynosi obecnie około 120 mln zł. Dodam, że to już druga taka jednostka (z serii C144) autorstwa Conrada, a kolejne są w budowie.
Pod tą pozornie zwykłą transakcją (ot ktoś wybudował jacht, a ktoś inny go kupił) kryje się jednak coś więcej. By zrozumieć fenomen Conrada warto znać podstawowe fakty na temat przemysłu jachtowego.
Od lat wspomina się, że Polska stała się potęgą w budowie jachtów. Owszem, ale jest i druga strona medalu. Duży udział Polski w światowej produkcji wynika z tego, że staliśmy się swego rodzaju montownią. Zagraniczne marki albo lokują tutaj swoje własne fabryki (jak np. niemiecka Hanse Yachts, która ma wielki zakład pod Szczecinem, gdzie powstają same kadłuby, a cały jacht jest już wykańczany w Greifswaldzie) albo zlecają wykonanie kadłubów polskim podwykonawcom. Warto tutaj dodać, że produkcja kadłubów jest najmniej ekologiczną częścią cyklu produkcyjnego. By zbudować od nowa taki zakład w UE trzeba spełnić ostre wymagania, stąd znacznie łatwiej mają zakłady istniejące już od dawna, jak np. w Polsce. Są też przykłady, gdy zagraniczne marki produkują cały jacht w Polsce. Tak stało się ze znaną rodzinną firmą Delphia z Olecka. Kilka lat temu ta popularna marka stała się własnością francuskiego Beneautu.
Tak więc wyzwaniem jest nie tylko sama produkcja, ale to co się pod nią kryje. Zupełnie inną rolę odgrywa podwykonawca kadłuba, czy też polski oddział zagracznej firmy, a zupełnie inną całkowicie polska marka, stosująca polską myśl techniczną, wykorzystująca polskie zasoby, czy też mocno identyfikująca się z miejscem pochodzenia, którego używa w marketingu i komunikacji. Taką marką jest właśnie Conrad. Są i kolejne wyróźniki. Jachty z serii C144 to największe i najbardziej ekskluzywne jednostki jakie produkowane są nie tylko w Gdańsku, ale i całej Polsce. Mamy jeszcze stocznię Galeon w pobliskim Straszynie produkującą jachty motorowe. Również z sukcesem. Ale to mniejsze jednostki, z nieco innego segmentu. Conrad tymczasem wdarł się na światowy rynek dużych jachtów. Z tych właśnie względów każda jednostka to gigantyczny wkład w promocję Polski i oczywiście Gdańska. Wystarczy wspomnieć, że na kwietniowy chrzest (jak i na poprzedniej jednostki) przyjechali dziennikarze zagranicznych mediów zajmujących się jachtingiem. A w takich krajach jak Francja, Hiszpania, Włochy, Wielka Brytania, czy USA jachting, a przez to i jachtowa praa ma dużo większe znaczenie niż w Polsce. Spędzili w Gdańsku dwa dni, a efektem ich pobytu będą publikacje.
Kolejna rzecz związana jest z markami luksusowymi. Model C144 to nie tylko wielki jacht, ale i luksusowy. W jednym z naszych wywiadów Mikołaj Król, prezes Conrada opowiadał, że samo przekonanie zagranicznych klientów do tego, że polska marka może być luksusowa zajęło im wiele lat ciężkiej pracy. Zanim więc doszło do powstania C144 mozolnie budowali swój sukces przy pomocy mniejszych, równie udanych jednostek. Motorowych i żaglowych, promowanych na najważniejszych targach świata i zdobywających nagrody.
Dzisiaj każda z nich, cumująca w najlepszych portach i marinach świata jest pewnego rodzaju „ambasadorem” Polski i Gdańska. Bo przecież wielkie jachty budzą zawsze zainteresowanie i podziw. I pytania: jaki to jacht, co ma w środku, ile kosztował? I za każdym razem odpowiedź będzie jedna: made in Gdańsk.
Podobnie jak Goldwasser, gdańska marka wódki, a jednocześnie i marka restauracji, w której można jej spróbować. W tym roku restauracja obchodzi 30 lecie istnienia. Inny przykład to oczywiście LPP, gdański koncern, który nie tylko rzucił wyzwanie takim gigantom jak Inditex (Zara) czy też H&M, jeżeli chodzi o skalę i zasięg działania, ale postanowił zaistnieć w najbardziej renomowanych miejscach modowych stolic jak Londyn, czy Mediolan. Do tego wprost komunikując skąd pochodzi. Takich przykładów jest więcej. To właśnie wysokojakościowe produkty i marki – czy to luksusowe, czy to innowacyjne, czy też w swojej branży budują wizerunek miejsca skąd pochodzą, są gigantyczną i chyba niedocenioną siłą promocji Gdańska, Trójmiasta i Polski.
Systemowo promocją zajmują się różne instytucje publiczne, urzędy i wszelkie organizacje turystyczne. I jak to we wszystkich organizacjach finansowanych z pieniędzy podatnika efekty ich działań bywają różne. Czasem coś wyjdzie całkiem nieźle, ale często są to działania wynikające tylko z tego, by uzasadnić swoje istnienie. Mamy więc liczne konferencje, spotkania i jeszcze liczniejsze raporty i informacje o sukcesach. Wszystko za publiczne pieniądze. Odwrotnie niż wspomnianych firm, które nie tylko, że powstały samodzielnie, są efektem kreacji i pracy ich właścicieli oraz pracowników, ale skutecznie muszą rywalizować na europejskim lub światowym rynku. Bo to właśnie rynek jest najtwardszym weryfikatorem ich działań. Stąd w interesie nas wszystkich jest przynajmniej im kibcowanie, a w przypadku instytucji publicznych bezwarunkowe wspieranie jako pomorskiego brandu.
I na koniec ciekawostka, gdy pisząc wstępniaka wpisałem w google hasło „pomorskie marki” lub też „pomorska marka” jako pierwsze pojawiają się treści... z Kujawsko – Pomorskiego.