Całkiem niedawno jeden z moich znajomych próbował wywołać publiczną debatę na temat jakości usług public relations na Pomorzu. Trochę słabo mu to wyszło, bo branża „piarowa” poczuła się nieco obrażona wystosowanym zaproszeniem na debatę, którego wydźwięk był dość dosadny - chodźcie miernoty, podyskutujemy o waszej miernocie. Trochę mnie to zdziwiło, ale z perspektywy czasu chyba jestem w stanie kolegę zrozumieć. O naszych redakcyjnych przygodach z „piarowcami” mógłbym napisać książkę.
Całkiem niedawno pewną Panią od „piaru” lifestylowej imprezy sygnowanej marką dość znanej firmy, złapałem na ewidentnym krętactwie. Mniejsza o szczegóły, ale chodziło o wypracowanie partnerskich zasad współpracy. Ale jeśli Pani mi mówi o czymś, co według niej jest białe, a gołym okiem widać, że jednak jest czarne, to nic dziwnego, że wzbudziła mój niepokój i lekką irytację. Gdy jednak w bardzo subtelny sposób zasygnalizowałem Pani, że jej słowa nie mają pokrycia w rzeczywistości, to usłyszałem tylko, że ona nie musi mi się tłumaczyć i że swoją dociekliwością „pogarszam tylko swoją sytuację”. Kurczę, poczułem się przez chwilę tak, jakbym omawiał zasady współpracy z Pałacem Buckingham. Grzecznie podziękowałem za rozmowę zapewniając jednocześnie, że pozostanę z Panią w kontakcie. Ale „specjalistka” od „piaru” kontaktem chyba nie była zainteresowana, bo nie raczyła nawet odpowiedzieć na maile.
Wtedy właśnie sobie przypomniałem słowa mojego znajomego o miernotach. Cóż, ludzie są tylko ludźmi, ale jednego nie potrafię zrozumieć. Dlaczego prestiżowe firmy pozwalają na to, aby ich wizerunek kształtowały osoby, które o istocie dobrego public relations nie mają pojęcia. A przecież public relations to proces oparty na zaufaniu i współpracy, na posługiwaniu się informacjami prawdziwymi. I podstawowa zasada, nie można prowadzić dobrej strategii pr bez mówienia prawdy. Każdy w tej branży wie, że pr-owiec złapany na kłamstwie to zawodowa śmierć. Bo jeżeli okłamuje tych, dzięki którym dobry wizerunek firmy ma kreować, to czy nie okłamuje również swojego zleceniodawcy?
Piszę to, by zwrócić uwagę na na fakt, że jest mnóstwo ciekawych projektów, zjawisk, które pozostają albo nieodkryte, albo też kompletnie zaprzepaszczone. Do takich właśnie projektów, zjawisk, niebanalnych ludzi docierają dziennikarze magazynu Prestiż. Przykładem niech będzie chociażby Pani z okładki - o Marcie Sziłajtis - Obiegło, która przez rok samotnie opływała świat głośniej zrobiło się dopiero po zakończeniu rejsu. A ta młoda kobieta dokonała przecież rzeczy niezwykłej, którą można było znakomicie wykorzystać do promocji żeglarstwa, wszak to cudowny sport, a nawet sposób na życie.
Wie o tym doskonale Mateusz Kusznierewicz, który dla promocji żeglarstwa zrobił wiele dobrego. Na stronie 24 przeczytacie o nim oraz o innych żeglarskich znakomitościach związanych z Trójmiastem. Numer Prestiżu, który trzymacie w rękach w ogóle naznaczony jest żeglarstwem, ale nie ma się co dziwić. Wiosna zawitała już na dobre, a to odpowiedni czas, by zejść na wodę. Jest takie żeglarskie powiedzenie: „żeglarz zawsze gdzieś wypłynie. To podobnie jak „piarowe” miernoty, jakaś zawsze zdryfuje na szerokie wody. Tylko, że dobry żeglarz na szerokich wodach sobie poradzi, a miernota zatonie. Zatem, dla tych pierwszych trzy stopy wody i dobrej pogody, a tym drugim foka w grota. Ahoj!
Jakub Jakubowski