Chyba dawno nie było tak gorącej i intensywnej końcówki roku. Z reguły w tym ostatnim miesiącu czas dzielimy pomiędzy pracą, podsumowaniem mijającego roku, planowaniem kolejnego, spotkaniami świątecznymi, a szukaniem prezentów i przygotowaniami do tygodnia świąteczno – sylwestrowego. Wszystko naokoło nieco spowalnia, a medialnych wydarzeń jest nieco mniej.
Nie w tym roku. I nie tylko z powodu wojny w Ukrainie, ale dynamicznie zmieniającej się sytuacji gospodarczej. Gorąco jest też w polityce. Wiadomości TVP nieustannie produkują tysiące godzin materiałów o Donaldzie Tusku sięgając po coraz bardziej historyczne wydarzenia z życia PO, które mają pokazać widzom kto jest odpowiedzialny za całe całe jakie nas otacza. Rząd i partia rządząca toną w kolejnych aferach, kwitnie kolesiostwo. Głośnym echem odbiła się nominacja Jacka Kurskiego do Banku Światowego. Jak podał sam zainteresowany – stanowisko jest zgodne z jego wykształceniem. Nikodem Dyzma też trafił najpierw do banku, a potem został premierem. Być może Kurski ma podobny plan.
Wykorzystuje to opozycja. Wytyka afery, ale to też okazja do popuszczenia hamulców również i po tej stronie politycznej barykady. „Skoro oni mogli zmarnować 70 mln to czym jest przy tym nasz milion” – może powiedzieć nie jeden marszałek, prezydent czy też wójt. W cieniu tych wielkich, rządowych afer kwitną więc setki i tysiące mniejszych, lokalnych geszeftów. A samorządowcy dwoją się i troją, by jak w największym stopniu obciążyć rząd fatalną kondycją finansową samorządów. Wina rządu jest bezsporna, co nie wyklucza, że samorządowcy też podejmują złe decyzje i mają swoje brudy.
Temperaturę grudnia podkręciła jeszcze piłka nożna. Mundial w Katarze – tak jak miał się odbyć, tak się odbył. FIFA postawiła na swoim. Opasek na rękach piłkarzy nie było, piwa na stadionach też nie. Była za to wielka kasa, a politycy i możni tego świata latali na mecze. Magazyn „Le Point” wyliczył, że podróże prezydenta Francji Emmanuela Macrona na mecze do Kataru kosztowały pół miliona euro, co odpowiada 31 lat pracy jednego Francuza, a pozostawiony ślad węglowy to 480 ton CO2 (53 lata jednego Francuza).
Błędem byłoby jednak stwierdzenie, że na nic zdały się działania tysięcy aktywistów, społeczników, czy też praca mediów na całym świecie, by nieustannie nagłaśniać kulisy mundialu i gangsterski charakter działalności FIFA. Presja ma sens, a kropla drąży skałę. Im bardziej będzie obnażony wizerunek piłkarskiej mafii tym więcej szans na odwrócenie się od niej sponsorów i rewolucję. Wygląda na to, że opinia na temat FIFA jest chyba najgorsza w jej historii, a wiele krajów jawnie się już buntuje.
Katarski mundial pokazał też jak nigdy dotąd – patologię polskiej piłki. W zasadzie trudno cokolwiek tutaj cokolwiek odkrywczego napisać, bo czego się nie tknąć – to dramat. O antygrze piłkarzy napisano już wiele, gorzej, że ten wizerunek poszedł w świat. Z racji, że piłka nożna to przecież największa religia – polscy piłkarze robią nam po prostu koszmarny PR. Krytyka i żarty rozlewały się po świecie, nasi zawodnicy trafili do najgorszej jedenastki turnieju, a nasz mecz z Meksykiem został uznany najgorszym meczem. Największym antybohaterem jest z pewnością Czesław Michniewicz. Nie tylko za „taktykę” na mundialu, ale i za fatalne, momentami wręcz żenujące zachowania. Wisienką na torcie jest awantura wokół wielkiej premii jaka miała trafić do piłkarzy. Dzięki presji i determinacji mediów zobaczyliśmy kadrę od środka - skłóconych ze sobą ludzi z niskim morale. Choć media też nie są bez winy, gdyż swoje dokładają popularni dziennikarze i komentatorzy od piłki nożnej, spleceni niejasnymi układami i zależnościami z piłkarzami i klubami. O tyle dobrze, że ten problem widzi samo środowisko dziennikarskie, trwa dyskusje, czy to nie już patodziennikarstwo.
Patologia, horrendalne pieniądze nie biorą się jednak znikąd. Jeżeli ktoś kupować bilety na mecze, abonament telewizyjny, prywatne firmy chcą sponsorować ligę lub kadrę – proszę bardzo. Wolny wybór. Rzecz w tym, że piłka nożna jest bogata także dzięki ogromnym funduszom publicznym. Każdy samorząd to prawie, że dojna krowa dla lokalnych klubów, kasa idzie też od instytucji centralnych i państwowych spółek. Wszystkie pieniądze trafiają do jednego, wielkiego krwiobiegu. Gdy w kraju pogłębia się kryzys kadra leci do Kataru rządowym samolotem. Racjonalnego wytłumaczenia nie ma - piłkarze nie wożą ze sobą ponadgabarytowych sprzętów sportowych jak inni sportowcy. A eskorta ich lotu przez dwa F-16 jest już totalnym absurdem, tym bardziej, godzina lotu takiego myśliwca kosztuje kilkadziesiąt tys. zł. O ekologii nie wspominam.
Sam mundial to świetna idea. Dzięki niemu oglądamy drużyny z całego świata, podziwiamy ich różnorodność, odmienny styl gry, zachowanie, mentalność, kulturę. Do historii przejdzie widok szatni japońskich zawodników po meczu, czy też Maroka pokonującego po kolei drużyny z dawnych krajów kolonialnych - Belgię, Hiszpanię i Portugalię. To także wielobarwni kibice. Trzeba jednak powalczyć o normalność, a najpierw uwierzyć, że w ogóle jest możliwa. Także w polskiej piłce. Konieczny jest totalny reset, mocna presja na wszystkich decydentów piłki, a także weryfikacja publicznych wydatków.
Nie lubię populizmu, ale w tym przypadku trudno się powstrzymać – kasa wydana na myśliwce pokryłaby z pewnością kilkadziesiąt stypendiów sportowych dla ambitnych i utalentowanych sportowców.
Ktoś powie – jest grudzień, wstępniak mógłby być miły niczym świąteczna kartka. Jasne. Ale rzeczywistość taka nie jest, co nie znaczy, że nie będzie. Czego Wam i sobie mocno życzę.
Milej lektury, w środku już będzie lżej i bardzo ciekawie!