Zbudujmy w naszym kraju, najlepiej zamiast CPK największy na świecie rollercoaster. Taki wysoki na 100 pięter, długi na kilkanaście kilometrów, z pętlami po kilkaset metrów średnicy. Niech prędkości na niektórych odcinkach przekraczają 300 km/h, niech przeciążenia na zakrętach osiągną 5G. Wprowadźmy jako pierwsi na świecie dodatkowe atrakcje jak odcinki z ulewnym deszczem, gradem i silny wiatrami. Ja bym jeszcze wykonał pierwszą na świecie przerwę w trasie i wagonik musiałby przeleć w powietrzu jakieś 200 metrów, by trafić ponownie na swój tor. Do zrobienia, a co!

Czy ja jestem poważny? Oczywiście, gdyż uważam, że dziś naród kompletnie nie jest przygotowany na obecną sytuację ekonomiczną, gospodarczą i polityczną. Jesteśmy pasażerami pociągu, w którym każdy wagon jest z innej epoki, lokomotywa to stary model, którego części są już tylko dorabiane, torowisko raz nowe, raz stare, czasami strasznie trzęsie, czasami jest w miarę spokojnie. Nie wiemy czy nie staniemy w polu i czy dojedziemy na czas. A z drugiej strony wszyscy mamy najnowocześniejsze komunikatory, o dziwo w Warsie serwują sushi i wciąż schabowego, konduktorzy się uśmiechają i znają języki. Nikt tego nie wytrzyma na dłuższą metę. Dlatego potrzebny nam jest Narodowy Program Przetrwania, a Centralny Rollercosater będzie największym ośrodkiem szkolenia ludzi, po którym będą w stanie w miarę normalnie żyć. Kto zaliczy podstawowy program szkolenia i ćwiczeń w narodowym rollercoasterze będzie miał poczucie, że codzienne życie stanie się niewinną przejażdżką trójkołowym rowerkiem. Uważam się za dość wytrzymałego gościa. Moje doświadczenia wiele mnie nauczyły i w zasadzie większość złych informacji po mnie „spływa”. Obserwując moje najbliższe otoczenie, ale też i to odległe zastanawiam się dlaczego ja się dobrze czuję? A może tylko tak mi się wydaje i jadę na to złamanie karku. 300 km/h nie robi na mnie wrażenia, a 5G znoszę jak zrobienie dwóch uczciwych pompek. Ale jak pizgnę i wylecę z tego toru to pewnie nie zostanie ze mnie nic? Do takich właśnie dochodzę wniosków. Z jednej strony ćwiczę nudę, co mi ogromnie pomaga, z drugiej potrafię wskoczyć do tego wagonika rozpędzonego na maksa i jeszcze przeskoczyć na pętli do drugiego i do trzeciego i do czwartego. Wow! Niezły ze mnie kozak, bo wciąż robię to bez dopingu. Po drodze nawet stałem się jeszcze większym domatorem i zacząłem cieszyć się bardziej rodziną. Nie no, musi być jakiś ukryty tętniak, bo to nie może tak wyglądać. Przypomniała mi się podstawówka, kiedy każdy przedmiot był najważniejszy. Piątki z góry na dół świadczyły o tym, że jesteśmy najlepsi. Gówno prawda, już o tym pisałem. Nie można być najlepszym we wszystkim, nie da się robić kilkunastu rzeczy na raz dobrze, nie można prowadzić trzydziestu wątków mailowych jednocześnie i nie można mieć pięciu domów w pięciu różnych miejscach na świecie. A jednak próbujemy, bo wydaje się nam, że damy radę. Nie neguje tego, gdyż działam podobnie i póki co żyję i to w niezłej kondycji. Ale widzę jak ludzie odpadają z peletonu. Niektórzy świadomie, inni z wycieńczenia. Strasznie się martwię najbliższą przyszłością. Uważam, że wielu nie wytrzyma tego tempa, tego chaosu i tej niepewności. Jesteśmy narodem doświadczonym w tragedie i w genach mamy przetrwanie. Tylko dlaczego zawsze musi być tyle ofiar? Wcale nie jest fajnie być zwycięzcą na szczycie, gdzie u podnóża góry leżą same trupy. I gdzie tu cieszyć się sukcesem? Za czasów komuny ukrywanie dobrego samopoczucia było naszą cechą narodową. Zawsze na pytanie jak leci odpowiedź brzmiała tak samo - beznadziejnie. Znów mamy zacząć ukrywać nasze szczęście, nasz sukces? Znów trzeba będzie się otaczać murem by chronić nasze dobra? W zasadzie wszystko zmierza w tym kierunku, bo ten treningowy rollercoaster niestety znów nie będzie dla wszystkich. 90% straci przytomność na pierwszym zakręcie. Jest nas może 4 miliony, którzy dają w tym kraju jeszcze radę. Mamy na głowie praktycznie wszystko. Dziś nasz skład zaczyna się rozpadać i pewnie tylko pięć z trzydziestu wagonów dojedzie. Takie widać jest nasze przeznaczenie, będziemy do końca życia żyli na pełnej, ale petardzie niewypale.