- Krawiec powinien najzwyczajniej w świecie lubić ludzi i umieć ich słuchać – mówi Janusz Wiśniewski, jeden z najbardziej znanych krawców w Trójmieście. Chociaż przedstawicieli tego zawodu systematycznie ubywa, wciąż można znaleźć pracownie, które od podstaw uszyją każde, nawet najbardziej wyszukane ubranie. Zgodnie z zasadami sztuki, korzystając z najlepszej jakości materiałów, a co najważniejsze tak, by podkreślić atuty naszego ciała i ukryć jego wady lepiej niż filtr na Instagramie. Ceny takich usług wahają się od kilkuset, nawet do kilkunastu tysięcy złotych.

Spodnie, prosta tunika czy klasyczna spódnica z krytym zamkiem to zadania, z którymi doświadczony krawiec i krawcowa poradzą sobie najszybciej. Największe wyzwanie to zawsze marynarka i koszula, przy szyciu których trzeba wykazać się cierpliwością, dokładnością i znajomością określonych technik krawieckich.

– Doskonała jakość materiału, precyzyjnie zdjęte wymiary, odpowiednie usztywnienia i technika szycia – wszystko to decyduje o efekcie końcowym – podkreśla Janusz Wiśniewski, jeden z najbardziej znanych w Trójmieście krawców. – Poprawne wszycie rękawa marynarki to, moim zdaniem, jedna z najtrudniejszych krawieckich technik. Jeśli tę część garderoby chcemy np. skrócić, lepiej nie robić tego w przypadkowej pracowni.

Do zestawu najbardziej wymagających produktów należy dołożyć jeszcze kobiece suknie – tutaj sprawę komplikuje nie tylko rodzaj tkaniny (te najdelikatniejsze i najbardziej szlachetne wymagają specjalnych maszyn i nici), ale też wizje klientek, często niedookreślone lub, delikatnie rzecz ujmując, nierealne w konfrontacji z określonym typem prezentowanych przez nie sylwetek.

- Nie każda kobieta będzie dobrze prezentować się w sukience typu etui czy rozkloszowanym fasonie odcinanym z koła. Ale odpowiednio poprowadzone szwy, marszczenia czy kształt dekoltu mogą pomóc nam osiągnąć wymarzony efekt – podkreśla z kolei Monika Erdener z gdyńskiego Atelier Mody.

Czwarte pokolenie

Janusz Wiśniewski to jeden z najbardziej znanych w Trójmieście przedstawicieli tego zawodu – jego pracownia z kojarzonym przez większość gdynian szyldem „Krawiec Wiśniewski” to charakterystyczny punkt na mapie miasta. Prawie każdy słyszał tu o eleganckim starszym panu, spod igły którego od lat wychodziły najlepsze i najbardziej wytworne elementy męskiej garderoby. Janusz Wiśniewski kilka lat temu przekazał stery w firmie swojemu synowi, Tomaszowi. Ze swoim zakładem czynnie związany był przez ponad pół wieku.

- Krawiectwo to moje życie i wielka pasja. W pracowni spędziłem w sumie blisko 62 lata, poznałem niezliczoną ilość ludzi, ich historie, nadzieje i lęki, ich sylwetki. Zawodu uczyłem się od stryja, kilka lat temu przekazałem interes swojemu synowi – opowiada. - Tomek to w naszej rodzinie czwarte z kolei pokolenie zajmujące się krawiectwem, ale nie wiem, czy po nim będzie ktoś, kto zechce kontynuować tę tradycję – mówi Janusz Wiśniewski i dodaje: – Kiedyś na samej Starowiejskiej było jedenaście zakładów krawieckich oferujących wysokiej jakości szycie na miarę. Dziś jest nas, mistrzów krawiectwa zaledwie kilku w całym Trójmieście. Od blisko 20 lat nie mieliśmy w pracowni praktykanta, choć w sumie wykształciliśmy blisko 50 zawodowców, część z nich pracuje u nas do tej pory.

Nowe spojrzenie

Lepiej sytuacja przedstawia się w przypadku pracowni krawieckich, które oferują szycie konfekcji damskiej lub po prostu nie ograniczają swojej oferty do żadnej z płci. Jolanta Jankowska - Pilipajć, krawcowa z 32-letnim stażem swoje Atelier Mody przy ulicy Cechowej w Gdyni prowadzi razem z córką, Moniką Erdener.

– Pierwsze lekcje szycia pobierałam u babci, podpatrując jej pracę przy maszynie krawieckiej. Potem była 3-letnia edukacja praktyczna w nieistniejącej już szkole przy Zespole Szkół Odzieżowych we Wrzeszczu i prace w kolejnych trójmiejskich zakładach odzieżowych - Fortex i Pierre Paco. Za odprawę z postawionego w stan upadłości Pierre Paco kupiłam pierwszą własną maszynę i rozpoczęłam pracę na własny rachunek. Od tego czasu minęło już ponad 20 lat, a ja ciągle się czegoś uczę. – opowiada.

Także w jej Atelier Mody od dawna nie było regularnego praktykanta. Za to jest Monika, która chętnie dzieli się z mamą nowym spojrzeniem na modę, doradza w kwestii nowoczesnych technik krawieckich. Tym bardziej, że studiuje projektowanie w prestiżowej MSKPiU w Warszawie i regularnie dokształca się na prowadzonych w Polsce i za granicą kursach on line.

-Córka dużo czyta na temat szycia, sama projektuje swoje kolekcje i prowadzi własną stronę internetową. Bez jej energii i świeżego spojrzenia byłabym o wiele mniej konkurencyjna na rynku. Ja natomiast uczę ją starych, sprawdzonych technik, bez których ciężko uszyć dobrej jakości sztukę odzieży. Jako zespół doskonale się uzupełniamy – dodaje Jolanta Jankowska - Pilipajć.

Cierpliwość, precyzja, zmysł estetyczny

Na pytanie o zestaw cech, którymi powinien wyróżniać się dobry krawiec i krawcowa, rozmówcy udzielają zbliżonych i uzupełniających się odpowiedzi.

Jolanta Jankowska - Pilipajć z Atelier Mody: – Dobra krawcowa to pojęcie, które łączy w sobie rzemiosło i zmysł estetyczny. Na nic zdadzą się nawet najbardziej oryginalne pomysły, jeśli nie pójdzie za tym znajomość fizycznych właściwości tkaniny, technik szycia i precyzja wykończenia.

- Oprócz codziennej praktyki (nierzadko 6 dni w tygodniu i po kilkanaście godzin dziennie) dobry rzemieślnik powinien być po prostu ciekawy świata i nieustannie podnosić swoje kwalifikacje. Wiedza raz zdobyta i potwierdzona egzaminem to za mało. Ja w poszukiwaniu inspiracji dużo podróżowałem, głównie do Włoch, które dla wszystkich miłośników dobrego stylu zawsze były kolebką wysokiego krawiectwa – dodaje Janusz Wiśniewski. – Fachu uczyłem się m.in. od Ermenegildo Zegni, przez cały okres czynnego funkcjonowania w zawodzie sprowadzałem z Włoch katalogi mody męskiej, szukałem doskonałych tkanin i nowinek technicznych. Poza tym, krawiec powinien najzwyczajniej w świecie lubić ludzi i umieć ich słuchać. Sama chęć zysku nie pomoże w zbudowaniu silnej marki, do której klienci będą chcieli wracać – wyjaśnia.

Sport dla zamożnych

Według naszych rozmówców nietrudno z ulicznego tłumu wyłowić osoby, które korzystają z usług krawca.

– Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak niedoskonałe bywa ludzkie ciało. Większość z nas ma obniżoną linię jednego z ramion, rozmaite wady kręgosłupa. W dobrze skrojonym i uszytym garniturze jesteśmy w stanie ukryć większość mankamentów ludzkiej sylwetki, ale też podkreślić jej atuty tak, by każdy z nas wyglądał doskonale i czuł się jak gwiazda filmu! – mówi Janusz Wiśniewski, sam ubrany nienagannie i zgodnie z kanonami klasycznej elegancji, stosownie do pory roku i dnia.

Realizacja indywidualnych zamówień to dziś, w przypadku krawiectwa męskiego sport dla zamożnych – lub tych najbardziej zdeterminowanych. Uszycie garnituru w pracowniach trójmiejskich mistrzów to koszt rzędu od około 5 tys. zł wzwyż i blisko miesiąc potrzebny na wykonanie zamówienia. W zależności od użytej tkaniny, cena finalnego produktu może wzrosnąć nawet do kilkunastu tys. zł, ale nieliczne już pracownie krawieckie oferujące szycie eleganckiej odzieży dla mężczyzn nie biorą w tej kwestii przysłowiowych jeńców – garnitury i marynarki powstają tam tylko z najwyższej jakości tkanin, najczęściej wełny, lnu, jedwabiu i kaszmiru.

Zakład krawiecki to nie tania wytwórnia

Monika Erdener z Atelier Mody podkreśla, że szycie na miarę to dziś głównie domena kobiet, które w pracowniach krawieckich zlecają nie tylko klasyczne elementy konfekcji takie jak żakiety i spódnice, chętnie eksperymentują także z innymi częściami garderoby i, w porównaniu z mężczyznami, mogą sobie pozwolić na tym polu na dużo większą fantazję i szeroki wybór fasonów oraz tkanin. Często zjawiają się w pracowni z własnym projektem lub przynajmniej pomysłem na look.

- Nie wszystkie koncepcje udaje się zrealizować, niestety klientki często mylą zakład krawiecki z tanią wytwórnią, która za połowę ceny uszyje im produkt upatrzony na kartach kolorowego czasopisma. Mało kto zdaje sobie sprawę z wysiłku, który trzeba włożyć w uszycie sukienki tak, by idealnie dopasować ją do figury i naszych oczekiwań, nie wspominając już o cenie materiałów, które w przypadku dobrej jakości wełny czy jedwabiu tak naprawdę generują większą część kosztów. Nie da się uszyć jedwabnej sukienki za 150 zł, a z takim założeniem pojawia się u nas duża część klientek.

Lepsza marka niż jakość

Czy w konfrontacji z szybką i tanią produkcją, zmieniającym się profilem klienta wysokie krawiectwo ma przed sobą przyszłość? Nie ma tutaj prostej odpowiedzi. Zdecydowana większość panów wybiera gotowe wyroby popularnych marek, mimo, że niektóre z nich kosztują tyle samo co garnitur na zamówienie.

- Jako społeczeństwo, na co dzień lubimy wprawdzie wydawać pieniądze na ubrania, ale jeśli mamy na zakup garnituru czy płaszcza przeznaczyć kilka tysięcy złotych, większość z nas wybierze przecież odzież z widocznym logo znanego projektanta. Można ją kupić od ręki, a metka czy wspomniane logo dodatkowo ”pomogą” nam w zdobyciu uznania otoczenia. Jakość materiału i wykończenia jest dla nas kwestią drugorzędną, a przecież to właśnie za nie powinniśmy płacić, nie za fikcyjny prestiż.

W samym tylko Trójmieście drastycznie spada liczba chętnych do nauki zawodu, oprócz dwóch placówek edukacyjnych (Zespół Szkół Kreowania Wizerunku (ZSKW) w Gdańsku i Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 2 w Gdyni) nie ma już w zasadzie miejsc, gdzie w tym zakresie można odebrać rzetelną edukację. Są jeszcze komercyjne kursy szycia i projektowania, które choć mnożą się jak grzyby po deszczu to nie dają szans na gruntowne opanowanie technik wytwarzania odzieży. Pomagają symbolicznie ”dotknąć” tematu i poznać podstawy związanych z nim zagadnień.

Możliwe do uzyskania zarobki też nie są magnesem dla potencjalnych adeptów sztuki krawieckiej.

Początkujący krawiec / krawcowa w osiedlowym zakładzie może liczyć na niewiele ponad minimalną stawkę za etat.

- Dopiero zdobywane latami doświadczenie, konkretne umiejętności i prestiż salonu, w którym pracujemy podnoszą finansową poprzeczkę – podkreśla Monika Erdener. - Rzemieślnik z wieloletnim doświadczeniem i odpowiednią renomą, pracujący na własny rachunek lub dla najlepszych salonów w dużych miastach może zarobić do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Ale to poziom, do którego dąży się w tym zawodzie latami, na trójmiejskim rynku tylko nieliczni mistrzowie mogą pochwalić się osiągnięciem tego pułapu – wyjaśnia.

Niewielką nadzieję na utrzymanie rzemiosła krawieckiego przy życiu daje napływ specjalistów zza wschodniej granicy, zwłaszcza z Ukrainy, w której jeszcze przed wybuchem wojny funkcjonowało sporo szkół praktycznie uczących technik szycia i wykroju.

- Do Polski przyjechało ostatnio mnóstwo zdolnych dziewczyn, potrafią szyć, część z nich pięknie haftuje. Ale czy to pozwoli na wypełnienie luki, jaka od wielu lat pogłębia się na naszym rynku? – zastanawia się Monika Erdener.

 

Szkoły En Vogue

W Trójmieście zawodu krawca w tradycyjnym jego rozumieniu można nauczyć się jeszcze w dwóch placówkach. Brakuje jednak chętnych, a kryzys kadrowy dotyka też zakłady krawieckie – albo brakuje praktykantów albo ich właściciele nie mają dla nich miejsca i czasu. Równolegle jednak rozwija się kształcenie projektantów i stylistów.

Naukę zawodu krawca oferuje Zespół Szkół Kreowania Wizerunku (ZSKW) w Gdańsku. Uczy się tam teraz 115 osób na profilu technik przemysłu mody oraz 218 osób na profilu technik stylista. Projektowanie i wytwarzanie wyrobów odzieżowych w ramach kwalifikacyjnego kursu zawodowego (KKZ) ma tam jedynie 14 słuchaczy. Podobnie rzecz ma się w Gdyni – podstawowych zasad techniki wykroju, szycia i materiałoznawstwa można praktycznie nauczyć się jedynie w Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego nr 2, gdzie oprócz KKZ (53 osoby) można pobierać naukę w technikum na kierunku technik przemysłu mody (70 osób w klasach I-IV). Branżowa szkoła I stopnia działająca w ramach tej placówki ma w tym roku szkolnym już tylko 2 słuchaczy.

- Jeszcze na początku lat 90. chętnych było tak dużo, że w przypadku każdego rocznika była realna groźba, że zabraknie dla wszystkich miejsca. Potem modne zrobiło się ukończenie liceum, każdy chciał mieć wykształcenie ogólne i iść na studia, praca przy maszynie zaczęła się kojarzyć z czymś gorszym, z brakiem ambicji i talentu – mówi Beata Kępczyńska, nauczycielka z Zespołu Szkół nr 2 im. A. Mickiewicza W Chełmnie. - Kilka lat temu szkoła dostała szansę na spore dofinansowanie na wyposażenie nowej pracowni, chcieliśmy wskrzesić naukę zawodu krawieckiego w okolicy. Ale szybko okazało się, że do tego „zmartwychwstania” nie ma chętnych wśród młodzieży i projektu nie udało się zrealizować – dodaje.

- Klasycznie rozumiane krawiectwo to rzeczywiście profesja, która powoli odchodzi w niepamięć. Ale nie przesadzałabym z czarnowidztwem – szycie ubrań w przypadku uczącej się u nas młodzieży to nie tylko pasja, ale też możliwość nabycia umiejętności oraz kwalifikacji na poziomie krawca podczas nauki w technikum – kontruje Iwona Wirkus-Romanowska, dyrektorka ZSKW w Gdańsku. - Nasi uczniowie są kreatywni, biorą udział w rozmaitych konkursach i odnoszą w nich sukcesy, przede wszystkim jednak otrzymują u nas pełną edukację w zakresie podstaw technik krawieckich. Po czterech latach nauki powinni potrafić zaprojektować, wykroić i wykonać model przestrzenny sztuki odzieży, ponadto także upiąć ją na manekinie, zszyć i wykończyć, wszystko zgodnie ze standardami i zasadami krawieckiej sztuki – dodaje.

Błędne koło

Wątek oczekiwań potencjalnych pracodawców względem młodych adeptów sztuki krawieckiej podejmuje też Ewa Sienkiewicz, emerytowana nauczycielka w Zespole Szkół CKZ w Grubnie niedaleko Chełmna (Kujawsko - Pomorskie): - Na utyskiwania właścicieli zakładów przyjmujących młodzież na praktyki czy staże trzeba wziąć sporą poprawkę. Pamiętajmy, że trafiające tam osoby to nie specjaliści wysokiej klasy, ale ci, którzy właśnie przyuczają się do zawodu. Trzeba nad nimi roztoczyć opiekę, pokazać im, jak pracować, podzielić się z nimi wiedzą i doświadczeniem, które sami posiadamy, a nie tylko wysyłać praktykanta na pocztę i po kawę do automatu. Ale to błędne koło, bo młodemu człowiekowi trzeba przecież poświęcić czas i uwagę, tymczasem szkoły nie mają w zasadzie możliwości, by zapewnić pracowniom przyjmującym uczniów odpowiednie finansowe wsparcie, tak, by właścicielowi zakładu zrekompensować poświęcony uczniowi czas i związaną z tym utratę części zarobku. Często jest ono żadne lub jedynie symboliczne. To fatalnie skonstruowany system, który zabija istotę sensownych praktyk.

Krawiectwo nie jest en voque

Według Iwony Wirkus Romanowskiej jednym z najpoważniejszych problemów w sferze edukacji zawodowej i technicznej jest dziś... archaiczne nazewnictwo, którym jeszcze do niedawna posługiwały się chcące kształcić w zawodzie krawieckim szkoły.

- Krawiectwo jako takie, z perspektywą pracy w małym zakładzie, nie jest dzisiaj czymś , co przyciąga młodzież, etos krawca szyjącego na miarę ekskluzywną konfekcję praktycznie nie istnieje w ich świadomości. A my, jeśli chcemy o tą młodzież zawalczyć, musimy znaleźć takie formy i treści, które ona chce przyswajać i które, co ważniejsze, rezonują z zapotrzebowaniem dzisiejszego rynku pracy.

Dawny technik krawiectwa to dziś coraz częściej technik przemysłu mody, szkoły techniczne i zawodowe zastąpiono dziś branżowymi szkołami projektowania i stylizacji. Do programu zajęć wprowadza się dodatkowe zajęcia, np. podstawy fotografii, stylizacji czy rysunek żurnalowy.

- Dzisiejszy rynek potrzebuje fachowców, którzy będą mogli się odnaleźć i utrzymać w wartkim nurcie modowego przemysłu. Staramy się u naszych uczniów pobudzać kreatywność, zachęcamy ich do działania na własnych zasadach, nie zaniedbując jednocześnie praktycznego aspektu sztuki krawieckiej – podkreśla Iwona Wirkus - Romanowska.

Jak wygląda proces szycia na wymiar?

Janusz Wiśniewski

Najpierw pojawia się klient, z gotowym pomysłem lub tylko jego zarysem. Ja zwykle długo rozmawiałem z człowiekiem, jeszcze przed przystąpieniem do pracy. Zawsze lubiłem wiedzieć, dla kogo i w jakim celu będziemy szyć, chciałem poznać historię, jaka wiąże się ze stojącą przed lustrem osobą. Dziś klienci mają mniej czasu na rozmowę, są zabiegani i oczywiście nie lubią czekać na efekty zbyt długo. Kiedyś, gdy dużą część pracy trzeba było wykonywać ręcznie, a klientów zamawiających konfekcję na indywidualną miarę było więcej, na garnitur czy płaszcz trzeba było poczekać w mojej pracowni nawet rok. Dziś chętnych jest o wiele mniej, poza tym sprzęt i technologia uprościły część procesu i staramy się zamknąć go w 3, 4 tygodniach. Po zdjęciu wymiarów i ustaleniu wstępnej koncepcji wybieramy jeszcze materiał, który potem trafia na stół do krojenia. W pracowni z wykrojów powstaje pierwsza miara, utwardzana, fastrygowana z przodu i po bokach specjalną nicią (tzw. biała fastryga – słabsza i nieprzecinająca materiału, umożliwiająca potem prucie i nanoszenie poprawek – red. ) i taki model poddajemy weryfikacji już na sylwetce, w czasie pierwszej przymiarki. Kolejne etapy to nanoszenie poprawek i szycie – w zasadzie klient powinien pojawić się w pracowni minimum 3 razy, czasami częściej. Chcemy przecież, by marynarka lub płaszcz pasowały idealnie, czasami trzeba kilku przymiarek, zanim osiągniemy zadowalający efekt.