Antidotum na wstydliwe problemy
Nietrzymanie moczu, koszmarne miesiączki, ból promieniujący do jąder. Wstyd się przyznać, że się to ma, bo lista dolegliwości uro i ginekologicznych do najbardziej wdzięcznych tematów nie należy. Jednak zanim nauczymy się z nimi żyć, warto przełamać wstyd i spotkać się z urofizjoterapeutą, który po kilku wizytach przywróci komfort naszego życia. - Taka „uroda”, po dziecku minie, niejeden popuszcza - to potworne mity, które najwyższa pora obalić – tłumaczy Emanuela Wolszczak, fizjoterapeutka uroginekologiczna.
Na czym polega fizjoterapia uroginekologiczna?
Ogólnie ujmując jest to dział fizjoterapii, który zajmuje się obszarem miednicy mniejszej oraz dysfunkcjami w układzie moczowo-płciowym. Przy czym należy mieć świadomość, że oddzielenie miednicy od reszty ciała nie jest możliwe, dlatego fizjoterapeuta w swojej pracy skupia się na całym ciele.
Wyłącznie kobiecym?
Nie, ten rodzaj terapii przeznaczony jest dla obu płci. Jednak skojarzenie jest jak najbardziej prawidłowe, ponieważ to panie są w ciąży, rodzą dzieci i miesiączkują. Są to stany predysponujące do pewnych dolegliwości. W przypadku panów, którzy przebyli operacje w rejonie miednicy, usunięto u nich prostatę czy hemoroidy również powinno się traktować takie sytuacje, jako predyspozycje. Dolegliwości nie wolno bagatelizować, bywa, że już pierwsza konsultacja u urofizjoterapeuty przynosi pomoc, bo odciąża mięśnie i pozwala dowiedzieć się więcej o przypadłości. Niestety mam wrażenie, że pomimo edukacji związanej z męskimi chorobami ten rodzaj terapii wciąż stanowi w Polsce tabu. Panowie są nieśmiali, dla wielu nie do pomyślenia są regularne badania u urologa. Do specjalisty trafiają w ostateczności, nie radząc sobie z problemem. Panie są bardziej otwarte.
Kiedy fizjoterapia uroginekologiczna zagościła w Polsce? Wydaje się, że dość niedawno…
Jest z nami od parunastu lat. Obecnie coraz więcej mówi się o problemach, które jest w stanie rozwiązać. Wynika to ze wzrostu świadomości, który wyraźnie wybrzmiewa w dyskusji społecznej. Proszę zwrócić uwagę, że zainteresowanie terapią pojawiło się wraz z naciskiem na prawa kobiet – panie szukają pomocy dla siebie, a fizjoterapia uroginekologiczna oznacza dla nich kolejny element dbania o swoją kobiecość.
Z jakimi problemami zgłaszają się do pani pacjenci?
Najczęściej są to panie w ciąży, które borykają się z problemami bólu pleców, spojenia łonowego, ciągnięcia w rejonie brzucha, z nietrzymaniem moczu, bolesnymi miesiączkami i współżyciem. Moim zawodowym marzeniem jest, aby kobiety planując zajście w ciążę zdecydowały się na wizytę, w trakcie której sprawdzą stan swojego zdrowia, napięć, dzięki czemu ich ciało będzie przygotowane do porodu. Plecy w ciąży naprawdę nie muszą boleć. Ważne jest wdrożenie profilaktyki, które zapobiegnie rozejściu się mięśnia prostego, czy obniżeniu dna miednicy.
Tylko jak przełamać wstyd? Informacjom w internecie trudno zaufać, a o pewnych problemach nie chcemy rozmawiać z przyjaciółmi przy kawie.
Problem tkwi w braku świadomości, że takie dolegliwości można zniwelować. Mam za sobą wiele rozmów z paniami, które zdecydowały się szukać pomocy, bo nie były w stanie dłużej funkcjonować z bolącymi miesiączkami czy nietrzymaniem moczu. Podczas wywiadu okazywało się, że miały nacięte krocze, lub poród przez cesarskie cięcie. Są zaskoczone słysząc ode mnie, że blizny powinny być rozpracowane, a bolesna miesiączka nie ma nic wspólnego z „taką urodą” i po urodzeniu dziecka samoistnie nie przejdzie. To wciąż jakiś potworny mit, że miesiączka powinna boleć. Nie, nie powinna.
Zawodzi edukacja, czy jesteśmy za mało dociekliwe?
Ważne, aby lekarze ginekolodzy informowali pacjentki o takim rodzaju terapii. Współpraca z urofizjoterapeutami pozwoliłaby zwiększyć skalę działań profilaktycznych i tym samym polepszyć jakość życia. Grając o zdrowie róbmy to do jednej bramki.
Biorąc za punkt odniesienia liczbę reklam dotyczących nietrzymania moczu, zakładam, że skala problemu jest spora. Dyskomfort i poczucie wstydu – z tym zmagają się Polki?
Gdy pytam o incydenty związane z nietrzymaniem moczu, panie unikają kontaktu wzrokowego, zamyślają się. Ciężko jest im się przyznać, czemu wcale się nie dziwię, ponieważ prowadzona narracja pokazuje, że problem dotyczy starszych pań. Nie jest to prawdą, z nietrzymaniem moczu mierzą się młode dziewczyny, które ćwiczą na siłowni, a ich mięśnie są napięte. W przypadku młodych osób nie ma mowy o niewydolności mięśni, odsyłanie ich do internetu i listy ćwiczeń na mięśnie Kegla powoduje błędne koło, bo mięśnie napinają się jeszcze bardziej. Pierwszym krokiem powinno być udanie się do specjalisty, który oceni ich napięcie.
Czego spodziewać się podczas pierwszego spotkania z panią? Nie taki diabeł straszny, jak go malują?
Na początku zawsze jest wywiad, rozmawiamy z pacjentem o problemie, z którym się do mnie zgłosił. Dopytuję o aktywność fizyczną, przebyte operacje. Następnie oglądam ciało, patrzę na postawę, sprawdzam napięcie. Palpacyjnie oceniam rejon brzucha i tory oddechowe – jeśli pacjentka będzie czuła się w porządku z tym, aby przejść do badania przezpochwowego, jest ono kolejnym elementem. Jeśli widzę, że u danej osoby jest taka potrzeba i może to pomóc w terapii zawsze zachęcam. Jeśli pojawia się dyskomfort, pacjentka nie jest oswojona z taką formą, na tym poprzestajemy.
Jakie badanie czeka na panów?
Początek jest taki sam – rozmawiamy, sprawdzam brzuch i poszczególne napięcia. Kontynuacja badania może mieć miejsce per rectum, czyli przez odbyt. Nie jest ono konieczne, praca przez powłoki brzuszne, edukacja, dobre ćwiczenia również dają świetne efekty. Panowie nie ma potrzeby się zrażać!
Przygotowując się do rozmowy miałam wrażenie, że mamy do czynienia z modą na uroginokoterapię. Dlaczego nie uczy się nas, jak bardzo jest pomocna?
To, co pani odbiera jako modę w praktyce jest próbą zwiększenia świadomości. Dawniej nie mieliśmy pojęcia o istnieniu fizjoterapeutów, dziś bardzo chętnie korzystamy z ich wiedzy. Postęp tego obszaru medycyny stale się rozwija, pacjenci dostrzegają światełko w tunelu dla problemów, które do tej pory wydawały się nierozwiązywalne. Dostaliśmy nowe narzędzie, które pomaga, leczy, podnosi komfort życia, dlaczego nie skorzystać?
Kiedy zaleca pani spotkanie? Co powinniśmy potraktować, jako sygnał, że już pora?
Uroginegoterapia potrzebna jest paniom w ciąży i po porodzie. Niezależnie, czy dziecko przyszło na świat siłami natury, czy też podczas cesarskiego cięcia ważne jest sprawdzenie stanu mięśni dna miednicy, bo przecież te były potrzebne przez całą ciążę. W przypadku bolesnych miesiączek polecam terapię zamiast leków przeciwbólowych i złego samopoczucia uniemożliwiającego normalne funkcjonowanie. Z kolei u panów powodem do wizyty powinny być operacja w rejonie miednicy, bolesność jąder, pachwin, promieniowanie do jąder i popuszczanie moczu. Terapia związana z nietrzymaniem moczu trwa 3 miesiące - pół roku, na początku spotkania są częstsze, ponieważ potrzeba więcej czasu na badania, rozmowy i edukację, która jest niezbędna do leczenia i samo regeneracji. W przypadku pozostałych dolegliwości należy się nastawić na trzy, cztery spotkania rozłożone w czasie, natomiast wszystko jest bardzo indywidualne, nie da się tego przewidzieć.