(…) styl to nie tylko ubrania - to manifest wolności, rozumiany jako swoboda wyrażania siebie i decydowania o tym, jak chce się być postrzeganym, bez względu na przypisane nam odgórnie role społeczne i kulturowe – mówi Anita Wiczling, dyrektorka operacyjna marki Comme des Garçons. W latach 90. opuściła rodzinną Rumię, by zamieszkać w Paryżu. Swoje zawodowe życie związała z Rei Kawaikubo, znaną na całym świecie awangardową projektantką i twórczynią marki Comme des Garçons. W rozmowie z Justyną Sienkiewicz-Baraniak opowiada o konsekwentnej wizji, manifeście wolności, zmianach w dresscodzie Polaków i o tym, jak ulice Paryża ukształtowały ją jako świadomą kobietę.

Jak wygląda dziś polska ulica? Czy bardzo różni się od tego, co na co dzień widzi pani w Paryżu?

I tak, i nie. Na ulicach polskich miast, podobnie jak w innych regionach Europy, jest coraz więcej indywidualizmu, zabawy modą, demonstracji własnych poglądów czy cech charakteru. Czerpiemy inspiracje z różnych kultur, podróżujemy, otwieramy swoje głowy na to, co nieoczywiste i nieprzeciętne. Tylko skala tego zjawiska jest w dalszym ciagu relatywnie niewielka, dotyczy głównie większych miast jak Warszawa czy Trójmiasto. Nad Wisłą za dużo mamy mody jako takiej, a wciąż za mało osobowości.

To znaczy?

Polki i Polacy mają dziś wprawdzie o wiele więcej odwagi do modowych eksperymentów niż to było np. 20 lat temu, widać siłę adaptacji oraz chęć wyróżnienia się z tłumu. W ogólnym rozrachunku nasze podejście do mody jest jednak nadal dość szablonowe.

Marki, metki, bezpieczne stylizacje…

Tak, Polacy uwielbiają eksponować marki, dotyczy to nie tylko odzieży, ale też innych obszarów życia, np. samochodów. Generalnie logo producenta musi być odpowiednio duże i widoczne, ma świadczyć o naszym statusie społecznym i zawodowym. Poza tym, wspomniana przeze mnie szablonowość dotyczy głównie kobiet, które mają przede wszystkim prezentować odpowiednią dozę seksapilu, a osobowość, przekonania czy życiowa filozofia pozostają w jego cieniu...

Czy w tym naprawdę aż tak różnimy się od paryżanek? Kobiecy seksapil to chyba motor napędowy przemysłu modowego na całym świecie…

Oczywiście, także na ulicach Paryża mamy dużo elegancji i stereotypowo rozumianej kobiecości, co samo w sobie nie jest niczym złym. Więcej jest jednak przestrzeni na bycie po prostu sobą, bez względu na konwenanse i role przypisane nam przez społeczeństwo. Kiedy ponad 20 lat temu przyjechałam do Francji, było to dla mnie chyba największe odkrycie – fakt, że mogę żyć swoim życiem, manifestować swoje poglądy bez oglądania się na opinie innych, odrzucić pewne wzorce zachowań czy wyglądu, które mi nie pasują i nie wyrażają tego, kim jestem naprawdę. Dorastałam w Rumi, studiowałam w Toruniu, ale to Paryż i jego ulice ukształtowały mnie jako dorosłą, świadomą swojej wartości – i osobowości – kobietę.

Skąd właściwie Anita Wiczling wzięła się w Paryżu?

Jak to zwykle bywa, wszystko wydarzyło się poniekąd przez przypadek. Tak jak wspomniałam, na studia (filologia angielska – red.) wyjechałam z Rumi do Torunia, w przyszłości miałam zamiar zostać nauczycielką angielskiego. Po drugim roku postanowiłam na chwilę przeprowadzić się do Francji, żeby pracować tam jako au pair, a przy okazji nauczyć się języka francuskiego. Wprawdzie wróciłam jeszcze na jakiś czas do Polski, głównie po to, żeby skończyć tutaj anglistykę, potem jednak przyjechałam z powrotem do Paryża, gdzie niebawem poznałam swojego przyszłego męża i zaczęłam swoją przygodę z Comme des Garçons.

Od planów pracy w zawodzie nauczyciela do stanowiska dyrektorki operacyjnej jednej z najbardziej rozpoznawalnych i charakterystycznych marek modowych. To bardzo ciekawa ewolucja… Proszę powiedzieć coś więcej o początkach tej przygody.

Kiedy jako studentka dydaktyki w Paris 8 szukałam pracy, nieco przypadkiem trafiłam na ogłoszenie w sklepie firmowym Comme des Garçons z perfumami, wysłałam tam swoje dokumenty i wkrótce po prostu rozpoczęłam swoją pierwszą pracę na pół etatu.

Zbieg okoliczności, który zdeterminował przecież całą ścieżkę pani późniejszej kariery.

Dokładnie tak! Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z modą, zostałam w ten świat poniekąd „wrzucona”, choć dziś myślę raczej, że trafiłam bardziej do świata Comme des Garçons, nie mody jako takiej. Oczywiście, nie da się tych dwóch pojęć zupełnie oddzielić. Comme des Garçons to przecież jedna z najbardziej charakterystycznych marek w branży fashion, ale też z pewnością dość awangardowe zjawisko artystyczne i pewna filozofia życia oraz wartości, które dzielą ze soba zarówno pracownicy firmy, jak i jej wierni klienci.

Czy pamięta pani pierwsze zetknięcie z produktem marki? Dla studentki z Polski musiało to być ciekawe doświadczenie, zwłaszcza w kontekście polskiej rzeczywistości późnych lat 90.

Doskonale pamiętam swoją pierwszą wizytę w naszym flagship store, było to dla mnie ogromne odkrycie i mocne doświadczenie estetyczne, pamiętam przede wszystkim pierwsze ubrania marki, które zakupiłam – były to chyba najbardziej konwencjonalne i mało kontrowersyjne rzeczy, jakie wtedy udało mi się znaleźć w sklepie – granatowa spódniczka w białe kwiatki i granatowa koszula.

…?

Tak! Takie rzeczy również można znaleźć w naszych kolekcjach (śmiech).

Czy poza aspektem czysto profesjonalnym czuje się pani związana z marką i wartościami, jakie ona ze sobą wnosi?

Jak najbardziej – po 20 latach pracy w Comme des Garçons jestem typowym przedstawicielem i produktem firmy, identyfikuję się z jej wartościami i traktuję środowisko, w którym pracuję, jak swoją rodzinę. W Comme des Garçons nauczyłam się wszystkiego, począwszy od podstaw związanych z obsługą showroomu aż po pracę operacyjną i strategiczną, którą zajmuję się obecnie. Zresztą sam bezpośredni kontakt z klientem uważam za bezcenne doświadczenie, bez którego nie byłoby mnie w miejscu, w którym teraz jestem. Ogromną wartość pracy w sprzedaży podkreśla też nasza szefowa, Rei Kawaikubo, która pomimo zaawansowanego wieku (ur. 11.11.1942r. – red.) nadal pozostaje aktywna i żywo interesuje się tym, co dzieje się na pierwszej linii kontaktu z pojawiającym się w naszym showroomie klientem.

Podkreśla pani wagę wartości, które reprezentuje Comme des Garçons. Czy w dzisiejszym świecie, zdominowanym przez szybką i tanią produkcję, rozbuchane kampanie sprzedażowe i przelotne trendy, jest jeszcze miejsce na takie pojęcia…?

Comme des Garçons to nie tylko ubrania i pokazy mody. To przede wszystkim pewna wspólnota ludzi, którzy postrzegają świat w określony sposób. W porównaniu z gigantami branży takimi jak Chanel czy Gucci jesteśmy raczej niewielką i dość zwartą strukturą, mamy wprawdzie kilkadziesiąt oddziałów rozsianych po całym świecie, jednak w dalszym ciągu cenimy sobie komfort, jaki daje nam niezależność finansowa i wynikająca z tego twórcza swoboda. Założycielka i pomysłodawczyni marki to nadal nasz główny motor napędowy, nasi projektanci mogą sobie pozwolić na realizację awangardowych pomysłów, dzięki którym Comme des Garçons zawsze stoi niejako w kontrze do widocznych na pokazach trendów i tzw. szybkiej mody. Przede wszystkim jednak – dla klienta Comme des Garçons styl to nie tylko ubrania - to manifest wolności, rozumiany jako swoboda wyrażania siebie i decydowania o tym, jak chce się być postrzeganym, bez względu na przypisane nam odgórnie role społeczne i kulturowe. Stąd czerń i unisexowe projekty, które dominują w naszej ofercie. Dla mnie – dziewczyny pochodzącej z niewielkiego miasta i wychowanej w katolickim, konserwatywnym środowisku – praca w Comme des Garçons i obcowanie z tego rodzaju wolnością były jak odrodzenie w zupełnie nowej skórze, odkrycie nowych możliwości jakie daje mi wolność samostanowienia.

Może dlatego właśnie lansowane przez Comme des Garçons wizje to jednak nadal nisza w naszym kraju nad Wisłą… Wróćmy na chwilę do tego, jak z perspektywy ostatnich 20 lat w branży mody postrzega pani Polskę. Czy my, Polacy, będziemy kiedyś gotowi na otwarcie się na awangardę w sferze ubioru?

Comme des Garçons ma w Polsce swoich dystrybutorów oraz stałych klientów, którzy od lat wierni są wizji artystycznej naszych projektantów, jednak trzeba zaznaczyć, że Polska to w dalszym ciągu niełatwy i relatywnie młody rynek dla niekonwencjonalnych projektów. Naszą nadrzędną wartością jest wolność myślenia, wolność wyrażania siebie, a to hasła, na które polskie społeczeństwo otwiera się powoli, choć systematycznie i w coraz większym stopniu. Z pewnością jest tu wielu ludzi, którzy są gotowi na eksperymentalne podejście do własnego looku, jednak w dalszym ciągu jako społeczeństwo pozostajemy w okowach wielu konwencji. To, w jaki sposób przysłowiowy sąsiad skomentuje nasz ubiór jest dla nas bardzo ważne.

Wróćmy na chwilę do polskiej kobiety.

Jej ciało, seksualność, to, co powinna, zdaniem innych, sobą reprezentować - to coś, co po ponad 20 latach spędzonych za granicą dość mocno mnie zadziwia. Polkom brakuje swobody do wyrażania samej siebie! Dodatkowo odradzające się w naszym kraju tendencje konserwatywne nie ułatwiają nam drogi do wolności. Wiem, że wielu osobom podoba się stylistyka proponowana przez projektantów Comme des Garçons, niestety nie wszyscy mają odwagę, by zdecydować się na odrzucenie pewnych norm, także tych dotyczących ubioru oraz tradycyjnych ról, jakie wyznacza nam społeczeństwo, głównie ze względu na płeć. Osobiście nie odrzucam ani swojej kobiecości, ani też konserwatywnej spuścizny i wychowania w katolickiej rodzinie, jestem dumna z tego, kim byłam i kim jestem, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, gdzie są moje korzenie. Jednak dopiero w Paryżu ponownie odkryłam siebie i odrzuciłam to, co mi nie pasuje. Życzyłabym wszystkim, nie tylko kobietom, aby mogli pozwolić sobie w życiu na luksus swobody myślenia o sobie – wtedy być może pojawi się więcej przestrzeni na niekonwencjonalne elementy garderoby i odważne do nich podejście. Na marginesie chciałabym jednak dodać, że jestem pełna podziwu dla Polek - zawsze, gdy przylatuję do Polski myślę o tym, jak świetnie dajemy sobie radę w nie zawsze sprzyjających kobiecej wolności okolicznościach.

No właśnie, jaka właściwie jest polska kobieta widziana pani oczyma z perspektywy zmian, jakie zaszły w naszym kraju w ciagu ostatnich 20-30 lat?

Polki są niesamowite! Silne, zdeterminowane i bardzo przedsiębiorcze – maja ogromną siłę adaptacji do warunków, w których przyszło im żyć i funkcjonować. Są zadbane, umalowane, mają pasje, wykształcenie, rozmaite zawody, do tego często zajmują się domem, świetnie gotują, mają rodziny – jak wy to wszystko robicie, kiedy znajdujecie na to czas? (śmiech).

Perfekcjonizm – syndrom wzorowej uczennicy. To akurat niestety nie uległo zmianie na przestrzeni ostatnich dekad…

Tak, Polki starają się być perfekcyjne w każdym aspekcie, i świetnie im to wychodzi, dla mnie to naprawdę zadziwiające. Generalnie jednak Polska – jako kraj i społeczeństwo – bardzo zmieniła się w ostatnich kilku dekadach. Tempo tych zmian jest imponujące, widzę to często na ulicach Trójmiasta, które uwielbiam i do którego zawsze chętnie wracam po to, by na chwilę zwolnić obroty i naładować akumulatory. W ulicznych stylizacjach mieszkańców Trójmiasta widzę coraz więcej swobody i nonszalancji, bardzo mnie to cieszy. To, co rzuca się w oczy, to niestety także swego rodzaju nadmiar.

Nadmiar - choroba, która zdominowała prawie każdą dziedzinę naszego życia, i mówię tu o problemie globalnym, dotykającym branże modową chyba w sposób szczególny – zwłaszcza w kontekście rozmaitych kryzysów takich jak wojna, pandemia czy kryzys klimatyczny. Tylko czy moda reaguje na tego typu zjawiska w sposób wystarczająco mądry i odpowiedzialny?

To trudne pytanie, na które szukamy odpowiedzi i które powinniśmy sobie zadawać coraz częściej, zarówno jako twórcy, producenci, jak i konsumenci. Fashion business nie trwa przecież w oderwaniu od zjawisk społecznych i politycznych. Jesteśmy jedną z gałęzi przemysłu najsilniej – w złym tego słowa znaczeniu – oddziaływających przecież na stan klimatu Ziemi. Jednak prawdziwe wyzwanie świata mody to dziś brak ideałów i autorytetów.

Autorytety przegrywają z wynikami finansowymi, Instargramem, Facebookiem i przestrzenią, w której każdy jest specjalistą i ma prawo do artykułowania własnych poglądów…?

Niestety tak. Proszę zauważyć, że moda zawsze była częścią nurtów rewolucyjnych, odpowiadała na napięcia społeczne. Dziś nie ma już rewolucji, wszystko kręci się wokół mediów społecznościowych, kolekcje muszą generować zysk… Ale jako Comme des Garçons jesteśmy przecież częścią tego świata i codziennie zadajemy sobie pytanie - na ile aktywnie powinniśmy w nim się udzielać. Wszystko odbywa się teraz bardzo szybko, generalna tendencja jest taka, by trendy w modzie zmieniały się jak najczęściej, a produkcja odbywała się jak najniższym kosztem. Comme des Garçons od początku swego funkcjonowania robi wszystko, by pozostawać na uboczu tego zjawiska – staramy się myśleć, że nie sprzedajemy mody, raczej tworzymy styl, który z założenia ma być ponadczasowy i wybijać się ponad ulotne, jednosezonowe tendencje. Olbrzymią wagę przykładamy do bezpośredniej i trwałej relacji z klientem, jakości wykonania oraz użytych materiałów, nie mamy ani działu marketingu, ani sklepów internetowych, które sprowadziłyby proces zakupu naszych rzeczy do kilku kliknięć myszką na ekranie.

Brak sklepu internetowego to w dzisiejszych czasach odważne posunięcie.

Konsekwentne trwanie przy wizji, którą od lat realizujemy kosztowało nas ostatnio sporo cierpliwości, zwłaszcza w okresie pandemii koronawirusa, kiedy bezpośredni kontakt z odbiorcą był znacznie utrudniony. Rei Kawaikubo była jednak nieugięta, czas izolacji wykorzystała na twórczą pracę i realizację kilku ciekawych projektów artystycznych, my zaś mieliśmy chwilę na refleksję i poukładanie pewnych spraw dla nowej rzeczywistości, która miała nadejść wraz z końcem pandemii. Założycielka naszej marki nigdy nie chciała sprzedawać swoich rzeczy przez internet, w dalszym ciagu wierzy w ideę sklepu stacjonarnego i fizyczny wymiar relacji z klientem, poza tym, sama projektuje showroomy i chce, żeby wizyta w nich była doświadczeniem totalnym.

Matka – założycielka chyba niewiele śpi…

O tak! Codziennie przychodzi do biura pierwsza i wychodzi ostatnia, ręcznie wykonuje większość projektów i rysunków, kontroluje wiele aspektów funkcjonowania firmy.

Jaką osobą jest właściwie Rei Kawaikubo? To tajemnicza i jednocześnie intrygująca postać…

Jest introwertyczna, powiedziałabym, że nie jest człowiekiem słowa, lecz czynu. Rei to jednak w dalszym ciagu bardzo normalna, konkretna osoba, z którą po prostu bardzo dobrze się pracuje. Ma pewną niezwykłą aurę, która udziela się wszystkim pracownikom firmy, zwłaszcza, kiedy przylatuje z Japonii z wizytą do naszego paryskiego biura.

Praca, która pozwala nam na swobodę wyrażania siebie i twórczą wolność, codzienne obcowanie z wielokulturowym środowiskiem, z drugiej strony jednak potężny biznes i związane z nim presja oraz dynamika codziennych obowiązków… Czy czuje się pani spełniona?

Rzeczywiście, praca w przemyśle modowym jest trudna i dużo mniej w niej romantyzmu, niż mogłoby się wydawać. Ale po pokazie, w którym z założenia zawsze bierzemy udział, przeważnie czujemy, że było warto. Cieszę się, że mam szansę dotknąć tego procesu, a nawet być jednym z jego motorów napędowych. Jestem tutaj właśnie dla tych momentów i każdemu życzę, by mógł doświadczać podobnego uczucia zarówno w pracy zawodowej, jak i w innych aspektach życia.

Comme des Garçons

Marka odzieżowa założona w 1969 roku w Tokio przez projektantkę Rei Kawakubo. Jej nazwa w języku francuskim oznacza dosłownie «tak jak chłopcy» i miała odzwierciedlać dążenie do zatarcia granic, jakie społeczne konwenanse i umowy narzucają nam, głównie ze względu na płeć oraz przypisane do niej role. Projekty Comme des Garçons znane są ze swojego unisexowego charakteru oraz awangardowych, trudnych w odbiorze form na pograniczu mody, sztuki i designu.

Anita Wiczling

dorastała w Rumi, absolwentka filologii angielskiej w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Toruniu oraz dydaktyki w Université Paris 8.

Od ponad dwudziestu lat nieprzerwanie związana z Paryżem i założonym przez Japonkę Rei Kawaikubo awangardowym domem mody Comme des Garçons, w którym pracuje obecnie na stanowisku dyrektora operacyjnego.