Głos ludu, głosem Boga. Zgodnie z sentencją z VIII wieku, autorstwa anglosaskiego mnicha, teologa i filozofa Alkuina zgoda ludu była znakiem bożej woli. Obecnie sentencja ta stała się hasłem, wizytówką i dewizą populistów reprezentujących destrukcyjny styl rządzenia. Przywódcy populistyczni posługując się językiem nienawiści deklarują, że jako jedyni autentyczni reprezentanci „zwykłych ludzi” realizują ich oczekiwania, uzyskując często masowe poparcie. Niestety ten model przywództwa politycznego rozlewa się po całym świecie. Populiści demagogicznie przeciwstawiają się zasadom demokratycznym i liberalnym torując drogę autokracji. Działając w liberalnych demokracjach często dążą do zmiany formuły funkcjonowania modelów politycznych i społecznych poprzez ograniczanie roli niezależnych instytucji, w tym mediów i sądownictwa. Zabiegają o popularność w myśl zasady: chlebem i igrzyskami, kosztem odpowiedzialnego rządzenia, często podsycając podziały społeczne i konflikty polityczne. Wprowadzają to, czego ludzie chcą, a nie to, czego faktycznie potrzebują. Pod ich wpływem społeczeństwa przekształcają się w zbiorowości roszczeniowych konsumentów przekupywanych obietnicami spełniania ich żądań. Jednocześnie oferowana jest wizja wielkości, dumy i chwały.
Lewicowy populizm akcentujący równość społeczną i postulaty socjalne budowany jest na antagonizmach i szukaniu wroga typu: kapitaliści czy międzynarodowe koncerny. Z kolei populizm prawicowy skupia się na podkreślaniu nierówności społecznych oraz tożsamości narodowej przeciwstawianej mniejszościom narodowym, grupom społecznym myślącym inaczej, czy wręcz innym narodom w połączeniu z eurosceptycyzmem, zarówno kulturowym, jak i ekonomicznym. Jednak każdy populizm utożsamia się z antypluralizmem, promowaniem uproszczonych rozwiązań wobec skomplikowanych problemów, a także z odwoływaniem się do zbiorowych emocji, składaniem nierealnych obietnic oraz głoszeniem chwytliwych haseł zgodnych z oczekiwaniami wyborców w celu zdobycia wpływów lub władzy. Najbardziej niebezpieczni w swoich działaniach są jednak populiści cyniczni, niekompetentni i bez wyobraźni. Przywódcy populistyczni kupujący swoją popularność, mówią wyborcom to, co oni chcą usłyszeć oraz umieszczają w swoich programach postulaty z którymi trudno się nie zgodzić typu: wyższe pensje, mniejsze podatki, wzrost zasiłków, czy usprawnienie działania policji i służby zdrowia. Nie trzeba być jednak ekonomistą, żeby wiedzieć, że zmniejszenie podatków sprawi, że na zasiłki, szpitale i policję pieniędzy po prostu zabraknie. Stąd też niektórzy ekonomiści używają terminu populizm w odniesieniu do rządów, które angażują się w znaczne wydatki publiczne finansowane poprzez stałe zadłużanie się państwa, co skutkuje hiperinflacją i koniecznością zarządzania kryzysowego. Przywódcami partii populistycznych są zwykle osoby charyzmatyczne, które podważają działanie niezależnych instytucji, uznając je za działające w sprzeczności do woli i oczekiwań obywateli. W konsekwencji populistyczni przywódcy niszczą poczucie odpowiedzialności społecznej, a w dłuższej perspektywie - po fiasku ich polityki następuje radykalny spadek zaufania do elit i instytucji państwa. Populizm jest po prostu siłą niszczącą czego symbolicznym przykładem jest rozkład i upadek starożytnego Rzymu, w którym odwoływano się do vox populi. Ten styl rządzenia jest najlepszą receptą na katastrofę. Ostrzeżeniem dla obecnych przywódców populistycznych powinno być przesłanie, że nie wolno zastępować zasad dobrego rządzenia różnymi sposobami schlebiania swoim zwolennikom i ciągłym powoływaniem się na decyzję suwerena podczas wyborów, który udzielił im mandatu do rządzenia, ale przecież nie do psucia państwa. Zawsze bowiem przychodzi moment rozliczenia, który można odwlekać różnymi sztuczkami, ale jest on nieuchronny i przeważnie bolesny.
Trzy lata temu opublikowano wyniki międzynarodowego badania prowadzonego przez think-tank Timbro pod nazwą: Indeks Autorytarnego Populizmu. Celem indeksu była diagnoza, na ile partie populistyczne mogą stanowić realne zagrożenie dla liberalnej demokracji w Unii Europejskiej i w innych krajach naszego kontynentu. Według dokonanego pomiaru poparcia dla partii populistycznych trzy partie uwzględnione w indeksie osiągnęły najwyższe poparcie wyborcze: węgierski Fidesz, Prawo i Sprawiedliwość z Polski oraz Syriza z Grecji. Polska zajęła również wysokie, czwarte miejsce pod względem poparcia dla populistów. Czy w związku z tym możemy na przykład liczyć na otwartą i szczerą debatę o skuteczności programu 500+ zamiast, proponowanego przez antypopulistów, systemu powszechnych bezpłatnych żłobków i przedszkoli oraz zapewnienia w szkołach bezpłatnych książek i obiadów? Czy możemy liczyć na sprawiedliwy osąd wdrażanych przed laty programów chroniących Polskę przed recesją i wzrostem deficytu budżetowego, zamiast szerzonych przez populistów opinii o niechęci ówcześnie rządzących do dzielenia się ze społeczeństwem efektami transformacji? Refleksja z pewnością nadejdzie. Oby nie za późno.