Trójmiejskie boje kulturalne
Wyjątkowo gorąca zima w świecie trójmiejskiej kultury. Niestety nie w kontekście sukcesów, ale delikatnie określając - nieporozumień. Zaczęło się od Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. Jej dyrektorem od 1999 roku był Zbigniew Burski. W międzyczasie galeria stała się rozpoznawalną marką w Polsce, plasującą się w ścisłej krajowej czołówce. Wg trójmiejskiej Wyborczej relacje dyrektora z prezydentem Sopotu Jackiem Karnowskim stały się jednak w ostatnich latach napięte, a ostatecznie pogorszyła je miejska kontrola, która w 2021 roku skończyła się naganą dla dyrektora. I choć wg gazety - Burski chciał dalej prowadzić PGS to Jacek Karnowski zadecydował o zmianie. W konkursowe szranki stanęło więc 8 kandydatów, których oceniała komisja. Wygrała Eulalia Domanowska, która 1 kwietnia obejmie fotel dyrektora PGS. Sam przebieg konkursu także wywołał kontrowersje. Pozostali kandydaci na łamach „Wyborczej” ocenili, że ich zdaniem wynik był z góry przesądzony, a wpływ miał na to Jacek Karnowski.
Dużo wyższą temperaturę ma spór wokół Nomusa w Gdańsku. To muzeum sztuki współczesnej, które formalnie jest częścią Muzeum Narodowego w Gdańsku. Zostało uroczyście otwarte w październiku 2021 roku. Przygotowania trwały kilka lat, a jego główną inicjatorką i sprawczynią jest Aneta Szyłak, znana wcześniej z gdańskiej Łaźni, czy też Instytutu Sztuki Wyspa. Muzeum zostało uroczyście otwarte w październiku 2021 roku, a dwa miesiące póżniej Muzeum Narodowe nie przedłużyło umowy z Anetą Szyłak, która formalnie przeszła na emeryturę. Sprawa była znana wąskiemu gronu, a sama kuratorka dalej udzielała się w Nomusie. Awantura wybuchła podczas marcowego spotkania dotyczącego katalogu wydanego przez Nomus, gdy osoby blisko związane z Szyłak upubliczniły rozstanie przedstawiając kuratorkę jako ofiarę przemocy siłą wypchniętą z muzeum. Sprawa rozgrzała social media z narracją feministyczną, zestawiając męskiego oprawcę w osobie dyrektora Muzeum Narodowego Jacka Friedricha z żeńską ofiarą patriarchatu w osobie twórczyni Nomusa. Padło sporo ostrych komentarzy o „dziaderstwie” jakie ma panować w gdańskiej kulturze. Szybko pojawili się też liczni przeciwnicy twórczyni Nomusa. Ich główna teza: obrońcy Anety Szyłak to najczęściej jej bliscy znajomi i beneficjenci Nomusa, samo muzeum i sposób doboru prac pozostawia wiele do życzenia, a rzekomy patriarchat nie jest tutaj żadnym podłożem. Spór trwa.
Równolegle do Nomusa problem dotknął położone prawie po sąsiedzku Stowarzyszenie WL4 Przestrzeń Sztuki. WL4 niegdyś mieściło się budynku dawnej mleczarni przy ulicy Wiosny Ludów 4 (stąd nazwa), a w 2018 roku przeniosło się na tereny Stoczni Cesarskiej należącej do spółki Edonia. WL4 od lat skupia twórców z różnych dziedzin, dając im przestrzeń wystawienniczą, a przede wszystkim pracownie. Dwa lata temu zaczęły się jednak konflikty i tarcia. Efekt – część twórców, w tym założycieli musiało odejść lub zostało usuniętych. Wśród nich m.in. Maciej Śmietański, chirurg i artysta bio-artowy, czy też Marek Rybowski „Looney”, znany trójmiejski graficiarz. W marcu 2022 roku do grona usuniętych dołączył Mariusz Waras, prof. gdańskiej ASP, znany muralista i artysta street-artowy, a jednocześnie prezes WL4 do 2020 roku. Waras o usunięciu poinformował w oświadczeniu umieszczonym w mediach społecznościowych. Jego zdaniem usunięto go z własnoręcznie wybudowanej pracowni znajdującej się w budynku pozyskanemu m.in. dzięki jego pracy. Aktualna prezeska WL4, Adriana Majdzińska powiedziała na łamach trojmiasto.pl, że usunięcie wynikało m.in. z tego, że Waras przeniósł się ze swoją działalnością do nowoutworzonego Kolektywu Pogoda (również na terenie Stoczni Cesarskiej).
Warasa szybko poparło wielu innych artystów, także inni usunięci z WL4. Wśród nich Maciej Śmietański, który krytycznie nastawiony do ekspozycji Nomusa planuje z kolei utworzenie na terenie Stoczni Cesarskiej muzeum anty – establishmentowego. W tej dyskusji nie padły zarzuty patriarchalne. WL4 kieruje kobieta, a usunięci zostali głównie mężczyźni.
Pozostaje mieć nadzieję, że kumulacja konfliktów nie jest wynikiem realnej kondycji etycznej środowiska artystycznego, ale wynikają, choć częściowo z obiektywnych powodów – wzrostu ogólnej depresji, lęków i frustracji jakie panują po kilku latach politycznej wojny domowej, po dwóch latach życia w zagrożeniu pandemią, a teraz dodatkowo lękiem wywołanym wojną. Artyści jako osoby szczególnie wrażliwe są bardziej podatni. Nie bez znaczenia są też pogarszające się warunki ekonomiczne, jakie w istotny sposób dotknęły świat sztuki. W normalnych czasach wszyscy mieliby znacznie większą tolerancję i wyrozumiałość. Albo i nie.