22-23 maja odbyła się pierwsza runda Ekstraklasy rozgrywanej w ramach Polskiej Ligi Żeglarskiej. To był historyczny moment w polskim żeglarstwie regatowym: po raz pierwszy do startu stanęło aż 18 załóg reprezentujących kluby żeglarskie z Polski, pierwszy raz ścigano się na zupełnie nowych łódkach regatowych RS21 i pierwszy raz wśród silnych męskich ekip znalazła się żeńska załoga MOWI Women Sailing Team z Jachtklubu Stoczni Gdańskiej.

Sopocka marina, dwa dni ścigania, deszcze, burze, słońce, szkwały i wszystkie możliwe kierunku wiatru — tak Ekstraklasa zainaugurowała tegoroczny sezon. Pojawiło się sporo nowości. Najważniejszą jest z pewnością nowa flota RS21, którą zawodnicy mieli okazję po raz pierwszy przetestować w regatach. Jednak jak zgodnie komentują żeglarze — nowe łódki sprawdziły się idealnie, są mniejsze, szybszej i zdecydowanie bardziej dynamiczne, przez co cała rywalizacja nabiera niespotykanej wcześniej pikanterii. 

W pierwszej rundzie wystartowało 18 zespołów. Nowa większa flota, bardzo trudne, zmienne warunki pogodowe od początku regat spowodowały przetasowania w stawce. Roszadom nie poddała się jedynie załoga Yacht Club Gdańsk/HRM Racing, która od początku do końca nie odnotowała wyników poniżej czwartego miejsca. To był prawdziwy nokaut, ponieważ drużyna finalnie ma aż 10 punktów przewagi nad drugim miejscem.

- Jestem mega szczęśliwy, że mamy taką załogę i potrafimy ze sobą współpracować. Prawie za każdym razem osiągaliśmy świetną prędkość na kursach z wiatrem. Do pierwszych regat Ekstraklasy wypływaliśmy już ponad 100 godzin, co z pewnością przełożyło się na taki wynik — sternik zwycięskiej załogi, Krzysztof Małecki.

Pierwsze wyścigi poniżej oczekiwań popłynęli obrońcy tytułu YKP Gdynia, jednak wraz z biegiem czasu żeglarze osiągali coraz lepsze wyniki i finalnie rozgrywki zakończyli na drugim miejscu. Dużym zaskoczeniem było trzecie miejsce, które przypadło młodej, debiutanckiej załodze Filipa Ciszkiewicza (Olsztyński Klub Żeglarski). Jedyny żeglarski team kobiecy — Mowi Women Sailing Team uplasował się na końcu stawki, jednak różnice w strefie spadkowej wciąż są niewielkie. Jak radziły sobie w typowo męskiej rywalizacji? 

 

Maja Remizowicz, sterniczka

Dla nas dziewczyn, awans z Pierwszej Ligi do Ekstraklasy był już wielkim sukcesem. Możliwość ścigania się z najlepszymi załogami w kraju jest dla nas dużym wyróżnieniem. Niemniej, tak jak się spodziewałyśmy, start w Ekstraklasie okazał się ogromnym wyzwaniem. Poprawne prowadzenie łódki, zdolność wyczuwania zmian wiatrowych i starty z pierwszej linii już nie wystarczą, aby zawalczyć o najwyższe miejsca, co więcej, nie wystarczą nawet by utrzymać się w środku stawki. Poziom jest tak wysoki, że wszyscy startują z pierwszej linii, po czym prawie wszyscy w ciasnych odstępach spotykają się na górnej boi i dopiero tam można wywalczyć przewagę nad resztą stawki. Na pewno musimy popracować jeszcze nad komunikacją, nad trzymaniem emocji na wodzy, nad rozglądaniem się nie tylko w tył ale i w przód, bo w czasie biegu bardzo dużo dzieje, załogi „polują” na siebie szukając szansy na złapanie przeciwnika w pułapkę i zmuszenie go do wykonania karnego kółka. To twarda gra. Dopiero rozgrywki taktyczne, niczym szachy na wodzie, dają szansę na odłączenie się od grupy, złapanie świeżego wiatru i szybkie pożeglowanie do przodu.

Mimo niezadowalającego nas wyniku w pierwszej rundzie PLŻ, nie czujemy się przegrane. Sam start w tych regatach dostarcza nam wielu pozytywnych emocji, a co więcej pozwala oderwać się od codziennych przyziemnych życiowych wyzwań. Jesteśmy szczęśliwe, że dzięki naszemu sponsorowi MOWI możemy wyrażać naszą pasję. Czujemy też pewną misję, nasza obecność w tym bardzo medialnym przedsięwzięciu regatowym, pokazuje innym dziewczynom, kobietom, że da się pogodzić życie zawodowe, rodzinne z osobistym hobby, dzięki któremu życie staje się bardziej satysfakcjonujące i radosne. Byłyśmy pierwszą żeńską załogą w Polskiej Lidze Żeglarskiej, obecnie startują już trzy żeńskie załogi i mamy nadzieję, że teraz ta liczba będzie już tylko rosnąć.