Przyjazne miasto to takie, w którym na krótkich dystansach nie trzeba używać samochodu, a zabudowa jest zwarta z dobrym dostępem do zieleni i usług. Tam, gdzie wyrosły kampusy biurowe trzeba dążyć do wykreowania przestrzeni wielofunkcyjnych. Gdańsk powinien odstąpić od planów budowy parkingu na Podwalu Staromiejskim. Prof. Piotr Lorens, nowy architekt Gdańska w rozmowie z "Prestiżem" mówi o swojej wizji miasta.
Ewa Karendys: - W Gdańsku, szczególnie wśród opozycji, utarło się hasło, że Gdańsk jest „republiką deweloperów”. Zgadza się pan z tym?
Prof. Piotr Lorens: - Absolutnie nie, uważam, że to populistyczne hasło.
Miasto nie idzie zbyt mocno na rękę inwestorom?
Musimy pamiętać, że zagospodarowanie przestrzeni naszych miast jest wynikiem udziału różnych stron, w tym inwestorów, deweloperów. Większość obiektów biurowych, mieszkaniowych, usługowych, nie powstałaby gdyby nie udział sektora prywatnego i firm deweloperskich. Owszem, można wyobrazić sobie system, w którym większą rolę miałoby państwo czy miasto, ale we współczesnych społeczeństwach znacząca rola przypada właśnie sektorowi prywatnemu. I trzeba podkreślić, że jest to normalny element miejskiego pejzażu. Inną kwestią jest, w jaki sposób potrzeby inwestorów są zaspokajane przez władze miasta. Z jednej strony bez sektora prywatnego trudno byłoby osiągnąć nowe powierzchnie o rożnym przeznaczeniu, ale z drugiej, nadmierne oczekiwania ekonomiczne mogą powodować konflikty.
Czy podejście miasta do planowania nowej zabudowy powinno się zmienić? I co zrobić, żeby było lepiej?
Nie ma jednej recepty, to zależy od konkretnej lokalizacji i jej kontekstu przestrzennego. Na pewno potrzebna jest jasna i klarowna polityka na temat tego co i gdzie będziemy budować. Choć w Gdańsku mamy wysokie pokrycie planami zagospodarowania, ale sam plan nie wystarczy, potrzebna jest często bardziej sprecyzowana wizja, jak dana część miasta będzie ukształtowana. Kolejny krok to poddawanie tej wizji dyskusji – z wszystkimi interesariuszami, w tym ze społecznością lokalną. Dla mnie kluczowe jest zrozumienie, że musimy dążyć do miasta zwartego, przyjaznego dla mieszkańców, zgodnego z regułami zrównoważonego rozwoju.
Przyjazne – czyli jakie?
Takie, w którym na krótkich dystansach nie trzeba używać samochodu, a zabudowa jest zwarta, z dobrym dostępem do zieleni i usług. To oznacza dogęszczenie miasta, ograniczenie rozwoju na zewnątrz. Odwrotnym przykładem jest Gdańsk Południe, rejon, który wymaga wielkiego wysiłku, żeby ukształtować tu prawdziwą przestrzeń miejską.
Każdy chce mieszkać w zielonym mieście z dostępem do usług, ale z gęstą zabudową za oknem - już niekoniecznie…
To prawda. I to wymaga pewnego wyważenia, kompromisów. Trzeba uwzględnić zarówno interes lokalnej społeczności, jak i całego miasta.
Bo miasto, które się rozlało, to miasto droższe w utrzymaniu?
Oczywiście. W zwartym mieście nie trzeba marnować czasu i pieniędzy na dojazdy, budować nowej infrastruktury. Choć Kowalski kupi tanio działkę na przedmieściach, dużo czasu będzie musiał spędzić w samochodzie, żeby dojechać do pracy. A to wywołuje nie tylko zanieczyszczenia środowiska, ale i wiąże się z wyższymi kosztami.
Czy w Gdańsku wystarczająco dbamy o zieleń? Ostatnio głośno było o wycince drzew przez dewelopera w Parku Steffensa.
Będziemy pracować nad tym, aby zielona polityka była prowadzona bardziej świadomie. Trzeba przemyśleć, gdzie powinny znaleźć się parki i skwery, powinniśmy zazielenić główne ulice po to, żeby minimalizować zanieczyszczenia emitowane przez samochody. Mamy w Trójmieście doskonałe warunki przyrodnicze – Zatokę Gdańską, Trójmiejski Park Krajobrazowy, piękny park Reagana, którego powstanie wymagało od władz miasta dużego wysiłku. Ale istnieją też partie miasta pozbawione zieleni – np. wspomniany rejon Gdańska Południe. Chcemy, aby to się zmieniło.
Z zielenią wiąże się też sprawa pasa nadmorskiego, którego zagospodarowanie wzbudza wśród mieszkańców kontrowersje. Czy tereny nadmorskie powinny być wolne od zabudowy?
Wszystko zależy od skali, intensywności. Nie jestem przeciwnikiem nowej zabudowy w pasie nadmorskim, ale trzeba znaleźć kompromis, tak by nie odbywało się to kosztem wysokich i starych drzew.
Pana zadaniem będzie m.in. przygotowanie spójnej wizji Śródmieścia Gdańska. Czy dziś ta część miasta nie funkcjonuje tak, jak powinna? Co trzeba zmienić?
Musimy przeanalizować możliwość dopełnienia tego obszaru nowymi inwestycjami. Szczególnie w części centralnej i rejonie dawnego dworca Gdańsk Kłodno mamy duże rezerwy terenu pod nowe inwestycje. Trzeba też przeanalizować, w jaki sposób przekształcić Podwale Przedmiejskie, aby stało się atrakcyjną przestrzenią publiczną. Kolejna kwestia to zazielenienie ulic. Obecnie ciąg – Wały Piastowskie-Wały Jagiellońskie-Okopowa to wielki układ rozcinający miasto. Trzeba przedyskutować nie tylko charakter i spójny sposób zagospodarowania przestrzeni, ale i otaczającą zabudowę. Mam na myśli wykreowanie wielkomiejskiego bulwaru z dużą ilością zieleni, ale też wysokiej jakości architekturą. Np. plac przed dworcem PKP Gdańsk Główny z przestarzałym już City Forum naprzeciwko, nie jest powodem do dumy dla miasta. Z kolei w narożniku Rajskiej i Wałów Jagiellońskich, na wjeździe do centrum miasta mamy wielopoziomowy parking. Ten teren można zagospodarować lepiej i stworzyć coś, co będzie wizytówką miasta. Wiąże się to jednak z dużymi wyzwaniami.
Co jeszcze powinno się zmienić w Śródmieściu?
Duży potencjał mają tereny Polskiego Haka. Dla tego rejonu są obecnie procedowane plany zagospodarowania przestrzennego. Mam jednak wątpliwość czy są one osadzone w spójnej koncepcji urbanistycznej zagospodarowania tego obszaru, gdyż ścierają się tu dwie wizje. Z jednej strony mamy bowiem głos konserwatora zabytków, który dąży do ograniczenia wysokości na tym terenie, z drugiej wniosek inwestora.
Kilka lat temu jeden z inwestorów snuł na terenie Polskiego Haka plany budowy budynku 170-metrowego. Pana zdaniem to dobre miejsce dla wieżowca?
Jestem zwolennikiem lokalizowania w Śródmieściu budynków nieco wyższych od otaczającej zabudowy. Uważam także, że zarówno na terenie Młodego Miasta, jak i Polskiego Haka jest miejsce na wyższą zabudowę ale rozmieszczoną punktowo i niejako strategicznie. Sam teren Młodego Miasta stanowi ogromne wyzwanie, trzeba pogodzić bowiem wymogi konserwatorskie z nowymi planami zagospodarowania. Musimy mieć na uwadze, że brak kompromisu w tej sprawie może doprowadzić do degradacji tego zespołu.
No właśnie, co zrobić, żeby tereny Młodego Miasta nie niszczały, a nowe inwestycje spełniały oczekiwania mieszkańców? Uważam, że właściwym kierunkiem jest zmiana planów zagospodarowania, ale tutaj od lat nie widać woli miasta.
Zmiana planów jest konieczna, gdyż były one tworzone lata temu, w zupełnie innych realiach. Od ich uchwalenia minęło już prawie 20 lat, a w urbanistyce i architekturze to przecież cała wieczność. Obowiązujące plany miejscowe dla tego terenu właściwie nie określają limitu wysokości czy intensywności zabudowy. To, jak nieprzemyślane decyzje planistyczne sprzed wielu lat mogą skutkować jeszcze bardziej nieprzemyślaną inwestycją widać na przykładzie Bastionu Wałowa, który moim zdaniem jest wielkim błędem. Pytanie: jaką lekcję z tego wyniesiemy?
Miasto od lat podnosi, że zmiana planów spowoduje falę roszczeń ze strony deweloperów, którzy nie będą mogli wybudować tyle, ile chcą.
Sądzę, że zmiana jest możliwa. Natomiast musimy mieć świadomość, że to wymaga kompromisu obu stron. Inwestorzy muszą ograniczyć hipotetyczne wyliczenia, ile można wycisnąć z tego terenu, z drugiej strony konserwator oraz miasto muszą mieć świadomość, że aby powstała zabudowa, także muszą pójść na pewne ustępstwa.
Tematem gorących dyskusji jest kompleks biurowy w Oliwie. Komunikacja miejska nie nadąża za dynamicznym rozwojem zagłębia biurowego, w którym pracują tysiące osób. Skoncentrowanie funkcji biurowej w tym miejscu to dobry pomysł?
Tam, gdzie wyrosły kampusy biurowe trzeba dążyć do wykreowania przestrzeni wielofunkcyjnych – z mieszkaniami, usługami, biurami, wykorzystując okoliczne rezerwy terenów.
Jak rozwiązać problem komunikacji?
Jeśli znalazłyby się środki finansowe, warto byłoby przebudować ciąg ulicy Kołobrzeskiej i Bażyńskiego, który obecnie służy głównie komunikacji indywidualnej. Tramwaj mógłby pojechać przez całą Kołobrzeską i Bażyńskiego i wpiąć się w linię na Wita Stwosza. Druga kwestia to rozwój PKM, która obecnie nie wykorzystuje potencjału w kierunku Oliwy. Należy zastanowić się nad budową łącznicy PKM Gdańsk Strzyża ze stacją SKM Gdańsk Przymorze Uniwersytet i dalej w kierunku północnym. To powiązałoby tereny Kartuz z północną częścią aglomeracji – Sopotem i południowymi dzielnicami Gdyni. Uważam, że w sytuacji, gdy rozrosły się centra biurowe, także dworzec w Oliwie nie wykorzystuje swojego potencjału.
Nie wykorzystuje?
Należałoby rozważyć wydłużenie peronu dalekobieżnego w kierunku południowym, być może przesunąć punkt zatrzymywania się pociągów w kierunku południowym. Ktoś, kto przyjedzie pociągiem dalekobieżnym miałby wówczas szansę wysiąść bliżej Uniwersytetu Gdańskiego czy centrów biurowych i biznesowych. Dziś dworzec w Oliwie nie obsługuje ruchu biznesowego, a to powinno się zmienić.
Temat, który rzadko jest poruszany w dyskusji publicznej to przyszłość falowców, które zamieszkują tysiące osób. Czy kiedyś zostaną zastąpione nowa zabudową, a może zostaną z nami na długie lata?
Przekształcenia falowców są dzisiaj trudne do wyobrażenia. Pamiętajmy, że są to obiekty w całkiem niezłym stanie, w dodatku mamy do czynienia z prywatyzacją zasobów mieszkaniowych, a to oznacza, że większość lokali to mieszkania prywatne, a nie spółdzielcze. Porozumienie setek właścicieli mieszkań co do realizacji nowej zabudowy w miejscu falowców wydaje się dzisiaj niewyobrażalne. Z tego powodu falowce pewnie zostaną z nami na dłużej. Możemy spodziewać się raczej modernizacji, przebudowy, a nie nowych budynków.
Patową sytuację mamy na terenie, gdzie stoi dawny budynek LOT-u. Inwestor chce postawić nowy obiekt, ale pomorski konserwator zabytków blokuje rozbiórkę obecnej zabudowy.
Budynek LOT-u jest obecnie dysonansem w krajobrazie Gdańska. Z pierwotnym, modernistycznym pawilonem meblowym, który tu kiedyś stał, ma niestety niewiele wspólnego. Dlatego nie rozumiem, co konserwator chciałby chronić. Natomiast jeżeli jednak uzna, że budynek jest ikoną architektury, to tak jak w przypadku Rotundy w Warszawie, obiekt powinien zostać zbudowany od nowa, według pierwotnego planu. Uważam, że tylko wtedy będziemy mieć do czynienia z atrakcyjnym następcą. Alternatywą jest nowy obiekt, który formą nawiąże do dawnego hotelu Danziger Hof, który stał tam przed wojną.
Konserwator nie wyklucza odbudowy Danizger Hof, co w środowisku architektów wywołuje zdziwienie.
Można odtworzyć geometrię dawnej bryły tego hotelu, ale pełną odbudowę wraz z rekonstrukcją historyzującego detalu określić by można było mianem disneylandyzacji. Moim zdaniem wierna odbudowa zabytku, którego już nie ma, jest także sprzeczna z teorią konserwatorską. Pamiętajmy także, że powojenna odbudowa miasta jest pewną kreacją uzasadnioną względami politycznymi, finansowymi, oraz dążeniem do przywrócenia historycznego obrazu miasta. Należy więc – jeśli już podejmujemy decyzję o odbudowie Danziger Hofu – trzymać się raczej gabarytów brył, ale nie odtwarzać wiernie historycznych detali.
W Gdańsku władze miasta powoli zaczęły dostrzegać potrzebę ograniczania przywilejów kierowców na rzecz pieszych. Jednocześnie mówi się o planach budowy parkingów kubaturowych, które – istnieje ryzyko – będą wtłaczać do Śródmieścia kolejne samochody. Czy taka inwestycja jest potrzebna?
Problematyczna, ale uzasadniona, jest lokalizacja parkingu pod Targiem Węglowym. Inwestycja w tym miejscu będzie wymagała jednak zabezpieczenia obiektów historycznych – Wielkiej Zbrojowni i Katowni – tak aby uniknąć tego, co stało się w przypadku kościoła Św. Mikołaja. Pozostaje też kwestia wjazdu i wyjazdu – w którym dokładnie miejscu powinny zostać zlokalizowane. Trochę inaczej podchodzę do lokalizacji na Podwalu Przedmiejskim, tutaj jest miejsce na realizację takiej inwestycji i Długich Ogrodach – pod warunkiem, że przesuniemy parking za Bramę Żuławską. Te dwie ostatnie lokalizacje są bardziej oddalone od historycznego serca miasta i – co ważniejsze – nie spowodują wtłoczenia dużej ilości samochodów w wąskie ulice śródmieścia. Natomiast uważam, że miasto powinno odstąpić od planów budowy parkingu na Podwalu Staromiejskim ze względu na istniejącą tam zieleń, ale i ryzyko wprowadzenia w ten rejon zwiększonego ruchu.
W ostatnim roku niektóre miasta europejskie pod wpływem pandemii przyspieszyły zmiany na rzecz pieszych, chcąc odciągnąć mieszkańców od przesiadania się do aut. Oddają więc ulice pieszym, wytyczają pasy rowerowe, zawężają arterie. Czy działania Gdańska wystarczające?
Za sprawą pandemii przekonaliśmy się, że wiele czynności możemy wykonać nie wychodząc z domu. Mamy więc możliwość zastanowienia się nad ograniczeniem przekroju ulic bez szkody dla przepustowości. W ostatnich miesiącach władze miasta zdecydowały się np. na zwężenie al. Grunwaldzkiej do dwóch pasów w rejonie Oliwy. I dzisiaj widzimy, że nic się nie stało, nie ma negatywnych skutków tej decyzji. Powinno to być początkiem dyskusji, czym powinny być miejskie ulice – wielopasmowymi arteriami, czy ucywilizowanymi, zielonymi przestrzeniami, w których piesi i rowerzyści będą mieli
równe prawa.