Trójmiejsca to stały cykl magazynu Prestiż, w którym wraz ze znanymi i lubianymi mieszkańcami siostrzanych miast, odbywamy inspirującą podróż śladami ich ulubionych miejsc. Tym razem swoje trójmiejskie szlaki zdradzi nam utalentowana polska biegaczka, która wchodzi w skład „złotej”, polskiej sztafety 4 x 400 metrów.
Do Trójmiasta przeprowadziłam się głównie ze względu na trenera. Dzięki temu poznałam swoje miejsce na Ziemi. Często mówię, że mogłabym nie wyjeżdżać na te wszystkie zgrupowania, ponieważ mam tu wszystko, czego potrzebuję. Warszawa kojarzy mi się bardziej szaro i smutno. Wiem, że teraz się rozwija i ma dużo świetnych miejsc, z których zresztą korzystam, ale tutaj w Sopocie mam wrażenie, że ludzie są weselsi, bardziej uprzejmi. Panuje tu taki klimat uzdrowiskowy. Swoją drogą, uważam, że Trójmiasto jest trochę skandynawskie, bo wszystko co tu powstaje, zawsze trzyma bardzo wysoki poziom — jest czyste, schludne, jakościowe i bardzo estetyczne.
Każde z siostrzanych miast ma w sobie coś wyjątkowego. Gdynia jest ciekawa, ale nigdy nie „kupiła mnie” tak bardzo jak Gdańsk, czy Sopot. Mam tu kilka swoich ulubionych miejsc, jak chociażby Pastę Miasta, gdzie serwują przepyszne makarony, czy kawiarnię Tłok. Jeżeli chcę uczcić jakąś małą okazję to wybieram gdyński Neon, który słynie z przepysznych drinków i koktajli. Moim odkryciem jest też Gdyńskie Centrum Filmowe, które urzekło mnie swoją kameralnością. Często, gdy miałam poranki wolne od treningów, chodziłam tam na seanse i nierzadko zdarzało się, że siedziałam na sali kinowej całkiem sama. To moje ulubione kino w Trójmieście - niszowe i niezależne.
Sopot pokochałam za jego duszę i architekturę. Jest tu wiele zabytkowych willi, które nadają miastu ten niepowtarzalny klimat. Szczególnie te w Górnym Sopocie, a sama ulica Wybickiego jest po prostu genialna. Miałam to szczęście, że moim stadionem treningowym był właśnie sopocki Stadion Leśny. Śmiało mogę powiedzieć, że to najpiękniejszy stadion, na jakim kiedykolwiek przyszło mi biegać. Często przed treningiem rozgrzewałam się wbiegając na Zajęcze Wzgórze, gdzie napawałam się niesamowitym widokiem na miasto… Trenując tutaj łączyłam przyjemne z pożytecznym. Moje serce skradł również Park Północny — miejsce, które dosłownie bucha zielenią, a wszystko zaledwie kilka metrów od zatoki. Tu biegnie też, często przeze mnie uczęszczana ścieżka rowerowa, myślę, że unikatowa w skali kraju. Jeżeli plaża to najczęściej wybieram wejście 33, jest tu jakoś bardziej kameralnie i klimatycznie. Będąc w Sopocie często zaglądałam też do Całego Gawła na przepyszny tatar z tuńczyka z awokado, moim odkryciem były Dwie Zmiany, które mają swój specyficzny klimat, a na kawę najczęściej wybierałam się do kawiarni Las.
Podążając trójmiejskimi ścieżkami, muszę przyznać, że największą słabość mam do Oliwy. Tu wynajmowałam swoją małą kawalerkę, tu miałam swój ulubiony park i najlepszą kawiarnię - Przelewki, gdzie panuje przyjazna, otwarta atmosfera i gdzie po prostu rozmawia się z przypadkowo napotkanymi ludźmi. Do Parku Oliwskiego często chodziłam oczyścić myśli. W Oliwie znajduje się też moja ulubiona trójmiejska restauracja - Ryż, polecam szczególnie kaczkę na chrupko, spring rollsy i tajską herbatę! Z kolei we Wrzeszczu mieści się mój ulubiony Five Senses Float SPA - najlepsza forma relaksu, a dodatkowo bardzo zaprzyjaźniłam się z chłopakami, którzy tworzą to miejsce. Podobną słabość mam do Joga Parku, dzięki któremu pokochałam tę formę aktywności. Muszę też wspomnieć o Sztuce Wyboru, ze względu na sklep z designem, polską modą i ekologicznymi kosmetykami oraz księgarnię, która jest prawdziwą kopalnią nietuzinkowych lektur. W tych okolicach, dwa razy w tygodniu Hala Garnizonu Kultury zmieniała się w Gdański Bazar Natury, gdzie uwielbiałam robić zakupy. W Gdańsku oczarował mnie jeszcze Teatr Szekspirowski ze swoją arcyciekawą architekturą, Muzeum II Wojny Światowej oraz tereny postoczniowe. Na koncerty wybierałam się właśnie do B90.
Na koniec zostawiam Stare Miasto, które zauroczyło mnie swoją bajkową aurą. Absolutnym mistrzostwem świata jest ulica Mariacka. Jak dziś pamiętam pierwsze święta w Gdańsku. Tuż przed Wigilią wybrałam się tu na spacer, delikatnie padał śnieg, a w oknach kamienic tliły się ciepłe kolory — wtedy zagrało wszystko. Gdańsk mnie onieśmielił. To było tak bajeczne, tak bardzo wprowadzające w klimat, że będę miała ten obraz w głowie do końca życia. Za to właśnie cenię Trójmiasto — za wyrazistą osobowość, za spokój, za przyjacielskie podejście, za brak pędu i bliskość natury. Tu odnalazłam swój azyl.