Trójmiejsca to stały cykl magazynu Prestiż. Przepytujemy znanych i lubianych mieszkańców siostrzanych miast, gdzie spędzają leniwe niedziele, w którym lokalu piją poranną kawę i gdzie najczęściej można ich spotkać. Razem z naszymi rozmówcami odbywamy inspirującą podróż śladami ich ulubionych miejsc. Tym razem rozmawiamy z Małgorzatą Wardą, rzeźbiarką, malarką, a przede wszystkim pisarką!
Urodziłam się w Gdyni, w miejskim szpitalu przy Placu Kaszubskim, w czasie, gdy na wszystkich prywatkach grano „Sultans of Sweng” Dire Straits i „Roxanne” The Police. Zaczynały się wtedy lata osiemdziesiąte, Gdynia nie przypominała nowoczesnego miasta, choć słynny gdyński modernizm był już wówczas mocno obecny w przestrzeni miasta. Pamiętam jeszcze nieodżałowany basen na Polance Redłowskiej i czasy, gdy na miejskiej plaży, ze względu na zanieczyszczenie, nie można było się kąpać, więc wszyscy jeździliśmy plażować do Rewy.
Całe Trójmiasto jest dla mnie bardzo ciekawym tworem, jednak najmniej chyba lubię Sopot – wiem, teraz posypią się na mnie gromy! Ale to dlatego, że spędziłam tam najmniej czasu. Natomiast z Sopotem wiążą się moje pierwsze doświadczenia z rzeźbą – jeździłam na lekcje do rzeźbiarki, Izabeli Smolany, żony słynnego gdańskiego rzeźbiarza. Alejka, która prowadzi do jej domu, była jednym z najładniejszych dla mnie miejsc Sopotu: majestatyczne, stare wille, rzeźby w ogrodach – nie żadne krasnale, tylko dobre, wartościowe prace wykonane przez artystów. Będą w Sopocie warto zajrzeć też do Harry’s Art&Caffe, gdzie w wystrój zaangażowali się trójmiejscy artyści, tacy jak Wojciech Sęczawa czy Dorota Keller – zdradzę, że też przyłożyłam tam swoją rękę do wystroju. Jeśli wejdziecie do środka, koniecznie zróbcie to pod wieczór, gdy palą się światła i wtedy popatrzcie na sufit! Natomiast na plażę sopocką chodziło się imprezować do rana! Dzisiaj najlepiej w Sopocie bawię się w SPATiFie.
Natomiast Gdynię uwielbiam – to jest moje miejsce na Ziemi! Nie ma dla mnie znaczenia, ile razy wędruję Bulwarem Nadmorskim, ile razy przemierzam Kamienną Górę albo ulicę Świętojańską – zawsze mam ochotę to robić i zawsze znajduję w tych miejscach coś nowego. Jeżeli mowa o miejscach to mam kilka sprawdzonych, które nigdy mnie nie zawiodły. Kiedyś, na randkę często wybierałam park prowadzący na Kamienną Górę, było doskonale niedoświetlone miejsce, idealne dla par. Z moim obecnym mężem, basistą zespołu Farba i The Q, jako para często bywaliśmy też w Gdańsku, gdzie Maciek regularnie grywał w pubach ze znanym trójmiejskim wokalistą, Jackiem Siciarkiem. Wspólnie, na randkach odkrywaliśmy też imprezowe Trójmiasto: studenckie kluby Kwadratowa, Medyk, Mechanik, sopocki Siouxie, czy gdyńskie puby - szkoda, że wielu z nich już dzisiaj nie ma. Podobnie jak moich ukochanych kin - dopiero szukam dla siebie nowego miejsca, choć może już znalazłam – to nowe Gdyńskie Centrum Filmowe. A teatr lubię kameralny, więc polecam Teatr Miejski i jego zgraną ekipę aktorów.
Jeżeli chodzi o kulinaria, to zacznę od kawy, ponieważ uwielbiam ją pić w dobrym towarzystwie. I robię to u cudownego Waldka Łącznego w Cafe Klaps w Gdyni na ul. Wybickiego – tam też są najpyszniejsze ciasta: ciepłe, pachnące, rozpływające się w ustach. Kawiarnia ma poza tym niesamowity nastrój: malutkie, przytulne wnętrze, podpisy artystów na ścianach, grają tam tylko dobrą muzykę. Drink? Oczywiście w gdyńskim Blues Clubie, chyba, że wybieramy się na niego latem, to wtedy zdecydowanie polecam Contrast Cafe - letni bar na rozgrzanym słońcem tarasie, gdzie można usiąść na wygodnych fotelach, pod parasolami, z widokiem na morze. Wykwintny obiad? Winnica Nawrot w Mechelinkach. Rewelacyjne menu i uroczo podane dania, ponownie z pięknym widokiem na zatokę! Zaintrygowała mnie też restauracja, do której zaprosiła mnie trójmiejska pisarka, Hania Cygler: Mondo di Vinegre, mieszcząca się w Muzeum Emigracji w Gdyni. Z okien rozciąga się widok na port, pod stopami mamy tylko szkło.
Swoją drogą zawsze najważniejsze było dla mnie morze. Czasami wydaje mi się, że bez niego nie byłabym tym, kim jestem. Mam nawet oczy w kolorze morza, a urodziny obchodzę w dniu urodzin miasta Gdynia, miasta, które powstało dzięki portowi. Uwielbiam oglądać sztorm, właściwie w każdej mojej powieści pojawiają się plaże, fale – morze daje siłę moim bohaterom. A co za tym idzie, uwielbiam nieuczęszczaną przez turystów plaża na Oksywiu, klif w Mechelinkach, bardzo lubię też spacerować po Rewie, iść tak daleko cyplem, jak pozwala na to piasek – wtedy w mojej głowie układają się książkowe historie, znajduję rozwiązania dla moich bohaterów, łapię też mój własny życiowy balans.