„Sylwester marzeń” w dwójce zdeklasował rywali - podało TVP, a koncert Zenka Martyniuka w szczytowym momencie miało oglądać 8 mln widzów. Ponadto wystąpili Boys, Bayer Ful, Modern Talking, Natalia Oreiro, Piękni i Młodzi, Maryla Rodowicz i Golec Orkiestra. Dla porównania Polsat zebrał ponad 2 mln widowni, a TVN 1,3 mln.
TVP promowała Sylwestra przez cały grudzień, a w ostatnich dniach promocja osiągnęła rozmiary szaleństwa. Zenon Martyniuk wypowiadał się od rana do wieczora. Był w porannej śniadaniówce i w głównych wydaniach wiadomości. Napięcie rosło im bliżej było do sylwestra. Stopniowaniu napięcia pomogła nawet zła pogoda. Kilka dni przed imprezą silny wiatr uszkodził scenę. Na wizji można było wtedy podziwiać Jacka Kurskiego, który ubrany w roboczy strój i kask osobiście ratował budowę „sceny marzeń”.
Trudno się dziwić sukcesowi TVP. Nie chodzi tylko o gigantyczną promocję i systemowy handicap jaki posiada względem pozostałych nadawców, ale pozycję jaką telewizja publiczna nadała subkulturze disco polo. Piszę subkulturze, bo trudno oprzeć się wrażeniu, że w rękach TVP disco polo stało się nie tylko zwykłą rozrywką, ale narzędziem quasi politycznym wpisującym się w retorykę PiS-u walki z bogatymi i tzw. wykształciuchami. Jacek Kurski i jego świta zdają się wręcz branzlować sceną disco polo podkreślając, że przeznaczona jest ona dla zwykłego człowieka, stawiając ją jako kontrę do znienawidzonych przez siebie elit. I co istotne owa publika z pewnością odwdzięczy się przy okazji każdych wyborów.
Zenkowi Martyniukowi w tej misji wyznaczono rolę szczególną.
- Powiedz mi, po co jest ten miś?
- Właśnie, po co?
- Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!
Nie tylko Zenek był bohaterem sylwestra. Godne miejsce zajęły w nim też psy i fajerwerki. To temat, który ostatnio mocno zdominował przestrzeń publiczną. Oglądając przekazy medialne i liczne apele pojawiające się przed sylwestrem można było odnieść wrażenie, że populacja psów ulegnie całkowitej zagładzie. Na FB wiele osób - kierując się z pewnością szlachetnymi intencjami - zmieniało swoje zdjęcia profilowe hasłem „Nie strzelam
w sylwestra”.
Czemu o tym piszę? Być może nie wszyscy wiedzą, ale nie każdy pies boi się huku strzałów. Przyznam, że należę do szczęściarzy, którym zawsze obcy był ten problem, bo moim psom odgłosy fajerwerków były obojętne. Dom, mieszkanie zawsze okazywały się na tyle wystarczającym izolatorem, że temat w ogóle nie istniał. Tym bardziej, że przecież chodzi o sytuację trwającą dosłownie kilku godzin w roku.
Psy można też zabezpieczyć, schować, odpowiednio przygotować. Co jednak najważniejsze odpowiednio przygotować można też pokazy sztucznych ogni - w odpowiedniej odległości od mieszkań, z zachowaniem pełnych zasad bezpieczeństwa. I o ile nawoływanie do ograniczenia indywidualnych, samodzielnych strzelanek można zrozumieć, nie tylko ze względu na zwierzęta, ale po prostu z powodu zagrożenia jakie niosą dla innych to szkoda, że z pokazów zrezygnowało wiele miast. Z pokazów odpowiednio przygotowanych, zabezpieczonych, zlokalizowanych w najmniej uciążliwym miejscu. Także pod kątem psów. Trwających raptem kilka, kilkanaście minut. Pokazu sztucznych ogni nie było podczas sylwestrowej nocy organizowanej w Warszawie przez TVN, notabene głośnej jak każdy koncert. Ta sama stacja pokazywała jak bawił się Paryż, Nowy Jork i Londyn. Miasta zaliczane raczej do postępowych. Zgadnijcie jakie obrazki najbardziej dominowały w tych relacjach?