Na przełomie lat 70. i 80 był twarzą awangardowego Kombi, znanego m.in. z Muzyki Młodej Generacji, czy też występu na pierwszym Jarocinie. W latach 90. m.in. z Agnieszką Chylińską - jako O.N.A. ponownie zamieszał na polskiej scenie rockowej. Dzisiaj razem z Waldemarem Tkaczykiem tworzą solidne przedsiębiorstwo Kombii. Grzegorz Skawiński - gitarzysta, wokalista i kompozytor. Od ponad 40 lat na szczycie. W rozmowie Michałem Stankiewiczem opowiada o swoich początkach, sukcesach i rozstaniach. A także o trudnych relacjach między muzykami, twórczości w dobie Internetu i ukochanym Trójmieście.

Michał Stankiewicz: Co teraz grasz?

Grzegorz Skawiński: W zasadzie gram to co chcę, a czasem to co muszę, bo jeżeli koncentrujesz się na koncertach zespołu to musisz ten repertuar powielać. Jak ludzie przychodzą na koncert to chcą usłyszeć konkretne utwory, przeboje. Grasz wtedy co jest wymagane kontraktem. A jeżeli pytasz o to co gram poza tym - to gram sporo, wymyślam nowe brzmienia, komponuję , ale oczywiście nie publicznie.

Właśnie o to mi chodziło, co Grzegorz Skawiński gra poza sceną.

Gram dla siebie, choć bardzo lubię grać w Kombii. Uwielbiam adrenalinę, która płynie z żywego kontaktu z ludźmi, a nasz zespół ma bardzo dobry kontakt z publicznością. Chyba się nie zdarzyło, byśmy nie zagrali bisu. No, a w domu tworzę wiele rzeczy, a przede wszystkim ćwiczę. To trochę jak ze sportem - ręce, głowa, muszą być w dobrej formie. Piszę muzykę czasem teksty, ćwiczę wprawki i muszę powiedzieć, że to okropny proces. Słuchacze całe szczęście, go nie widzą a przede wszystkim nie słyszą (śmiech) no chyba, że mieszkają z tobą w domu, wtedy muszą znosić ciągłe repetycje i bez końca grane frazy.

Mówimy o gitarze. Od ilu lat ci towarzyszy?

Od ponad 40, chociaż jako dziecko zaczynałem od akordeonu, bo w latach 60. to akordeon był bardziej popularny. Dopiero w erze The Shadows, The Beatles, Rolling Stones zaczęła być modna muzyka gitarowa. A kiedy byłem już w pełni świadomym muzycznie człowiekiem pojawił się hardrock - począwszy od Jimmy’ego Hendrixa, Cream po Led Zepepllin i Deep Purple, Black Sabbath. Wybrałem właśnie to.

Taką muzykę graliście w waszym pierwszym zespole Kameleon?

Dokładnie, w Kameleonie i Horoskopie. W Akcentach, a potem w Kombi zaczęliśmy grać coś innego, ale w momencie powołania Skawalker i O.N.A. to powróciło. Wiele osób wówczas się zdziwiło, że ja gram coś takiego, a ja przecież na tym właśnie wyrosłem. Najpierw grałem więc hardrocka, a potem funky, elektronikę i pop.

Kombi z początku też było zespołem gitarowym, występowaliście na koncertach z cyklu Muzyka Młodej Generacji, no i na pierwszym Jarocinie w 1980 roku.

Tak, szczególnie druga płyta była bardzo rockowa. Był też Jarocin, co znów wielu fanów może dzisiaj dziwić. Zawsze byliśmy kapelą kosmopolityczną, nigdy do końca nie określiliśmy się stylistycznie w zdecydowany sposób. Taki płodozmian jest fajny, jak robisz odskoki, czy nawet jak się podąża za modą, która przecież wymusza nowe brzmienia. Trudno to samo grać przez całe lata, szczególnie gdy tzw. kariera trwa długo - a my zbliżamy się z nią do 50 - ki!

Kombi jest rzeczywiście trudno definiowalny - był funky, blues, rock, a dopiero potem zespół wszedł w charakterystyczne brzmienie elektroniczne.

Interesowaliśmy się też jazzem, duży wpływ miała muzyka fusion, która wypłynęła z jazzu wchłaniając rockowe elementy. Słuchaliśmy Herbiego Hancocka, Chicka Corei i wielu innych.

Charakterystyczną cechą Kombi był też na pewno bas Waldemara Tkaczyka.

Bardzo charakterystyczny, musimy to podkreślić, bo mało kto zwraca na to uwagę, a to atrybut Kombi jak barwa mojego wokalu. Te riffy basowe Waldka, granie kciukiem, czyli technika slap, czy też bas bezprogowy.

Często gracie na koncertach utwory z pierwszych płyt?

Niektóre tylko, bo przecież koncert ma swój wymiar. Trzeba pamiętać, że nasza odsłona Kombii przez dwa ii - wylansowała też nowe utwory - „Pokolenie”, „Awinion”, „Sen się spełni” „Ślad” Mamy swój nowy rozdział. Musimy to wszystko jakoś zmieścić w czasie koncertu

Ale inny brzmieniowo.

Inny, bo nie wchodzi się do tej samej wody ponownie i nie ma takiej potrzeby. Jesteśmy ludźmi co mają otwarte głowy.  Po co nagrywać tą samą płytę po raz 10. Nam szybko wszystko się nudzi.

Czemu dzisiaj istnieją dwa zespoły - Kombi Sławomira Łosowskiego oraz Kombii Grzegorza Skawińskiego i Waldemara Tkaczyka?

Na pewnym etapie powrotu do zespołu Kombi próbowaliśmy się dogadać ze Sławkiem Łosowskim, choć on twierdzi inaczej. Było jedno spotkanie w sopockim Grand Hotelu, rozmawialiśmy o perspektywach, ale finalnie nie dogadaliśmy się. Trudno. Ja uważam, że jestem Kombi, on też, że jest Kombi,
Waldek Tkaczyk, też uważa, że jest Kombi i nieżyjący Jarek Pluta, który z nami grał, też uważał, że jest Kombi. Podobna sytuacja jest w zespołach Oddział Zamknięty, De Mono.....

I w Lombardzie, Budce Suflera…

Jest mnóstwo takich kapel. Uważam, że i Sławek ma prawo do spuścizny po Kombi i my też je mamy czy to się komuś podoba czy nie.

A jak z prawami do wykonywania utworów?

Ani Sławek nie wyłączył ich nam, ani my jemu. Trzeba pamiętać, że takie utwory jak „Królowie życia”, „Victoria Hotel”, „Black & White”, „Jej wspomnienie” to np. moje kompozycje.

Są też napisane przez Waldemara Tkaczyka.

Tak, np. „Nie ma zysku”, „Linia życia”, czy „Nasze randez vous” także teksty „Nietykalni” „Kochać cię za późno”.  Nie ma powodów, by ktokolwiek komukolwiek odmawiał prawa wykonywania. Zresztą nasz obecny program koncertowy Kombii składa się głównie z naszych kompozycji, gramy tylko dwa utwory skomponowane przez Sławka Łosowskiego.

Jest szansa, że kiedyś na scenie zobaczymy was razem, w starym składzie?

Dopóki żyjemy wszystko możliwe, ale na razie wygląda na to, że konflikt nabrał rumieńców.

Po rozpadzie O.N.A. wasze drogi z Agnieszką Chylińską też się mocno rozeszły. No, ale trzy lata temu, podczas jubileuszu 40 - lecia waszej pracy, tj. twojej i Waldemara Tkaczyka udało się zakopać dawne animozje i wystąpiliście razem.

Na ten sam koncert został zaproszony Sławek Łosowski. Odmówił występu. My też bodajże rok wcześniej z Waldkiem wystąpiliśmy na benefisie Agnieszki na festiwalu w Sopocie.

Śledzisz karierę Agnieszki Chylińskiej? To ty - wówczas kompletnie nieznaną osiemnastolatkę wrzuciłeś na wielką scenę. Jesteś ojcem chrzestnym jej sukcesu.

Wrzuciliśmy ją wspólnie, jako członkowie zespołu Skawalker, który przekształcił się potem w O.N.A. Nie da się nie śledzić jej kariery, ona i tak do nas dociera z różnych miejsc.

Słuchasz jej muzyki?

Posłuchałem wszystkich płyt aby wyrobić sobie zdanie.

I jakie jest?

Nie muszę tego zdradzać. Szczerze życzę jej wszystkiego najlepszego, najważniejsze, że robi to co chce i realizuje się na swój sposób, o czym zawsze marzyła. Moja ocena tego co robi teraz muzycznie, czy medialnie nie ma żadnego znaczenia. My z Waldkiem jej kibicujemy. Cieszymy się, że udało się jej po O.N.A. zrobić solową karierę i to z sukcesem.

O.N.A. mocno zamieszało sceną rockową lat 90. Jest szansa na reaktywację?

Wszyscy się o to pytają.

Dziwisz się? Z pewnością to pytania życzeniowe.

No to ja ci odpowiem. Ma to jakieś symboliczne znaczenie dla fanów, takie momenty jak nasz wspólny występ trzy lata temu. Dzisiaj nie ma takich planów, co nie znaczy, że już nigdy do ponownego spotkania muzycznego nie dojdzie. Agnieszka jest skupiona na swoich rzeczach, my na swoich. To także trudne do przeprowadzenia logistycznie, technicznie. Ona musiałaby zrezygnować ze swojego zespołu, z którym gra, ma oddzielny management z którym się przecież nie rozstanie. My też mamy swój, z którym nie zamierzamy się rozstać. Gdybyś to wszystko zebrał i podsumował to wtedy widać jak trudne to by było.... Jeszcze musi być wola takiego powrotu z obu stron.

Wspomniałeś o solowej płycie? Co na niej będzie?

To będzie muzyka instrumentalna. Postanowiłem pozbawić moje solowe dokonania mojego wokalu zostawiając go wyłącznie dla Kombii ... To będzie więc muzyka i zupełnie niekomercyjna. Projekt jest w bardzo wczesnej fazie realizacji. Najpierw musimy skończyć nową płytę Kombii, to jest priorytet.

Dużo imprezujesz?

Zdarza się, kiedyś prawie mieszkałem w Spatiffie (śmiech). Dobrze się bawiłem. Miałem taki okres w życiu, wracałem z trasy i od razu się rzucałem na imprezę. Ale to mi się znudziło.

Wspominałeś i w wywiadach i waszej książce „Królowie życia” o imprezach, alkoholu, narkotykach.

Dokładnie, wszystko to było. Teraz zostało z tego tylko wino. I to białe.

W pewnym momencie przychodzi refleksja, czy też po prostu znudzenie?

Na pewno znudzenie, bo ileż można się nawalać, ile razy można wstawać z kacem. Myślę, że nie mam natury nałogowca, umiem się powstrzymać, parę dni nie pić. Najdłużej wytrzymałem przez pół roku. Zero alkoholu.

To już prawie abstynencja.

Chodziło o sprawy zdrowotne. Zacząłem się odchudzać i przeszedłem od whisky z colą do wytrawnego wina. Nie dlatego, że je bardziej lubię, ale dlatego, że jest mniej kaloryczne. I tak mi zostało, choć czasem wypiję szklaneczkę whisky. Bez coli. Tak dla smaku. Lubię alkohol czasami.

Jak dzisiaj wygląda scena muzyczna. Zmieniła się?

Nadejście ery Internetu zmieniło wszystko. Cały showbusiness się zmienił. Dzisiaj wszyscy mają równe szanse: ci co grają i nie grają, umieją i nie umieją. Wystarczy, że puszczą to do Internetu, potem mają miliony lajków i odtworzeń i wydaje im się, że są gwiazdami muzyki. Ale kiedyś trzy czwarte z nich nie przeszłoby nawet pierwszego progu. Nikt by ich nie zobaczył i nie chciał iść na ich koncert. Dzisiaj to możliwe. I to w telefonie.

Chcą sławy. Zresztą jak w waszym starym numerze „Królowie życia”, gdzie śpiewasz „Wciąż czekam w poczekalni sławy…”

„… ciągle nie słychać słowa wejść, tak mnie uczyli od małego, tylko wygrana liczy się. Hej, mamo, mamo, będę gwiazdą, jak wolno spełnia się ten sen”.

No i chyba nic się nie zmieniło od tego czasu. Tekst może równie dobrze być o influencerach i social mediach.

Ale to utwór z lat 70. Czyżby Marek Dutkiewicz, autor tekstu był prorokiem? (śmiech).

A jak wyglądają relacje między muzykami?

Zmienił się odbiór, nie ma atmosfery między muzykami. Przyjeżdżają, zrobią swoje i wyjeżdżają. A jak nie to wyjadą to grzebią w telefonach. Nie będę tego oceniać, bo to znak czasów i ja też jestem niewolnikiem Internetu i telefonu (śmiech). Spędzam z nim dwie godziny dziennie. Uważam, że to genialny wynalazek, ale i narzędzie globalnej inwigilacji.

Obserwujesz innych?

Obserwuję, ale miałem na myśli taką orwellowską wizję kontroli, a nie to, że my pooglądamy siebie wzajemnie. Na pewno w social mediach fajne jest to, że można dotrzeć do wszystkich niemal od razu.

I każdy może do ciebie. W tym roku usunąłeś swój profil na Instagramie.

Usunąłem jeden profil, bo miałem dużo nieproszonych gości, dostawałem po 5 do 8 tys. lajków z Iranu dziennie, to był chyba jakiś atak hackerski. Nie dało się tego ogarnąć, usunąłem profil i założyłem nowy. Wolę Instagrama, bo krótka forma jest fajna, tymczasem na fejsie trwa deliberowanie tematów.

Obserwujesz politykę?

Trudno się nią nie interesować, żyjemy w ciekawych czasach, dużej polaryzacji społecznej. Nigdy czegoś takiego nie było, a linie podziałów nie były takie wyraźne jak w tej chwili. Myślę, że nie sposób tego nie obserwować i nie zastanawiać się czemu jedni myślą tak, a inni zupełnie inaczej.

A jak ty myślisz?

Ja myślę tak jak myśli Grzegorz Skawiński. Nie wydobędziesz ode mnie żadnych deklaracji.

Rzeczywiście nie pojawiają się żadne informacje o twoich poglądach.

Zespół Kombii nie chce polaryzować swoich fanów i odbiorców.Bez względu na jakiekolwiek kategorie czy poglądy.

Nie mam nic więcej do powiedzenia.

A w kwestiach światopoglądowych, czy też społecznych zabierasz głos?

Czasami. Działam jednak najwięcej anonimowo, sporo pieniędzy wydaję na pomaganie potrzebującym. To jest dużo ważniejsze niż deklaracje medialne, które niekoniecznie lubię. Gramy też w ciągu roku kilka imprez charytatywnych. Choć tutaj przyznam, że jak są koncerty charytatywne to mam wątpliwości czy aby wszyscy artyści, którzy biorą w nich udział robią to jedynie z pobudek ideowych, czy też to ludzie zapomniani, którzy chcą się polansować. Myślę, że te intencje nie zawsze są do końca czyste, bo nagle jakieś „diabełki” wyskakują z pudełka, nie widziane od 20 lat. Ja częściej wolę przesłać gotówkę niż robić zamieszanie. Wspieram też idę „Wielkiej Orkiestry” Jurka Owsiaka.

Znacie się?

Tak, raz też grałem w Żarnowcu podczas festiwalu „Przystanek Woodstok”. Wspieram jego ideę, co do zasady jest piękna. Wiem, że Jurek Owsiak przez niektórych jest nielubiany, a przez niektórych wręcz czczony. Jak to z ludźmi, którzy mają wyjątkową charyzmę i możliwość przyciągania do siebie. Jego orkiestra i festiwal to świetna idea.

Chodzisz do kina?

Czasem. Dużo oglądam w domu, mam duży ekran i nagłośnienie kinowe. Ale to nie to samo.

Pytam się nie bez powodu, ale by ciągnąć temat - co tak naprawdę w duszy gra Skawińskiemu. Widziałeś „Kler” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego?

Oglądam wszystkie filmy, które są ważne. „Kler” też widziałem. Bardzo dobry. Jestem osobą wierzącą i mnie ten film nie obraził, ani moich uczuć, ani poglądów. Wszędzie są ludzie dobrzy i źli.

A reportaż Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”?

Widziałem i muszę powiedzieć, że bardzo mocna sprawa. Co tu komentować, jest w nim dosyć mocno obnażona sprawa pedofilii w kościele. Tego się nie zamiecie już pod dywan. I nikt przy zdrowych zmysłach nie myśli inaczej. Widzę, że próbujesz mnie podejść, by poznać moje poglądy, ale tyle chyba już wystarczy.

No dobrze. To na koniec będzie o Sopocie, gdzie mieszkałeś długie lata. Co cię wygnało do Gdańska?

Bardzo kochałem i kocham Sopot, mieszkałem tam kilkadziesiąt lat. To było miejsce bardzo moje, ale Sopot w sezonie jest trudny do życia. Szukałem przestrzeni gdzie będę mógł się czuć swobodniej. W domu gdzie mieszkałem było siedem mieszkań, z czego trzy miały stałych mieszkańców. W pozostałych przez cały rok odbywało się mielenie turystów.

Sentyment został?

Absolutnie. Szczególnie lubię górny Sopot, jest spokojniejszy. Tam uprawiałem Nordic Walking, znam tam wszystkie miejsca.

Łysą Górę z pewnością też.

Gdy na nią zaprowadziłem paru znajomych na spacer byli zdumieni. Myśleli, że Trójmiasto jest płaskie! (śmiech)

A do tego ma wyciąg i stok narciarski.

No właśnie! Nie mówiąc już o pięknym widoku. I tak sobie myślę, że gdyby było mnie stać na wybudowanie domu w Sopocie to bym tam został, ale ceny są nie do przejścia. Znalazłem więc fajne miejsce w Gdańsku. No, ale żyjemy przecież w Trójmieście i jak chcę jechać do Sopotu to tam po prostu jadę.

Bywasz w Gdańsku na Młodym Mieście, czy Elektryków ?

Bywam. Po tym obszarze ciągnącym się od filharmonii widać jaka nieprawdopodobna nastąpiła zmiana. Gdańsk zrobił ogromny postęp w dziedzinie cywilizacyjnej. W Gdańsku można się zakochać, świadczy o tym liczba turystów. Latem czasem trudno usłyszeć język polski. Nigdy się stąd nie wyprowadzę i nigdy nie zamierzałem, mimo, że były zakusy na Warszawę. Jesteśmy dowodem na to , że można tworzyć, grać w popularnym zespole i mieszkać w Trójmieście.