On – raper, kompozytor i producent muzyczny nagrodzony m.in. Paszportem Polityki. Ona – specjalistka w szeroko pojętym marketingu i PR, a także świetnie zorganizowana podróżniczka. Niedawno zjechali Kalifornię, nagrywając swoją podróż dla TVN. Łukasz L.U.C Rostkowski i Justyna Posadzy – na co dzień mieszkańcy Gdyni – opowiadają o swoim związku, pracy i miłości w czasach Internetu.
Okres od maja do października to nieprzerwana trasa koncertowa, jeśli jesteś muzykiem. A już na pewno takim jak L.U.C, artystą cierpiącym na muzyczne ADHD. Spotykamy się w przydrożnej pizzerii tuż przy wylotówce na gdańskie lotnisko. Para pędzi w kolejną podróż, którą rozpoczyna w Warszawie, gdzie Łukasz wraz ze swoim międzynarodowym Rebel Babel Ensemble będzie koncertowo witać początek lata. Jest z nim Justyna, narzeczona i – jak sama się określa – soulmate, nie tylko w podróżniczej pasji. Razem stworzyli „Mile widziane”, cykl mini reportaży z ich podróży, które widzowie telewizyjni mogli oglądać w „Dzień dobry TVN”.
Zastanawiam się, jak parze udaje się mieszkać w Trójmieście, gdy jedno z nich pracuje w show-biznesie. Łukasz przyznaje, że da się, ale najlepiej mieć jakiś układ z PKP lub LOT. W końcu cały medialny świat znajduje się w Warszawie.
– Czasem czuję się jak chomik, który wpada w kołowrotek spotkań, rozpędzając się do zawrotnej prędkości, po czym wracam do Trójmiasta i zostawiam ten wir za sobą – opowiada Łukasz. – Trójmiasto ma ewidentnie jakiś pakt ze stwórcą. Nagromadzenie piękna jest tu wyjątkowe na skalę światową. Kulturowo też jest całkiem nieźle, ale to niestety nie ma zbytnio związku z show-biznesem. Tu od pracy odrywa mnie piękna natura.
Trójmiasto kocha też Justyna, która mieszka tu od zawsze.
– Trójmiasto daje szereg możliwości. Mamy tutaj piękne morze i plaże, dużo zieleni i pagórki, które można zjeżdżać rowerem. Zimą możemy nawet skoczyć do pobliskiego Szymbarka na deskę – zachwala.
– Tu bym nie szalał – śmieje się na to Łukasz, który większość życia spędził w Zielonej Górze i Wrocławiu, a każdą wolną chwilę poświęca na snowboard i rower.
Ich love story
Poznali się sześć lat temu. On był już bardzo liczącym się muzykiem w swojej działce. Debiutował w 2006 roku albumem studyjnym „Haelucenogenoklektyzm. Przypowieść o zagubieniu w czasoprzestrzeni”. Od tamtej pory tworzył swój oryginalny styl, wydając kolejne płyty, ale tak naprawdę „Paszport Polityki”, który otrzymał w 2010 roku, otworzył przed nim ogólnopolską scenę.
Ona studiowała dziennikarstwo, a zawodowo związana jest z marketingiem i PR w branży deweloperskiej. Odpowiada za koncepcję między innymi kilku nowych osiedli w Trójmieście.
– Po raz pierwszy spotkaliśmy się na dachu muzeum podczas otwarcia pewnej gdyńskiej restauracji – wspomina Justyna. – Łukasz grał tego wieczoru na Cudawiankach, a po koncercie wpadł z muzykami na afterparty. Jeden z moich znajomych zobaczył go i zachwycony powiedział: „Boże, to jest ten L.U.C!”. Był nim zafascynowany, ale wstydził się, więc postanowiłam podejść do Łukiego i poprosić go o autograf. Zaprosiłam go z muzykami do stolika, posiedzieliśmy, a potem nasze drogi się rozeszły, gdyż byłam w związku. Łukasz przyznaje, że sam miał kiedyś doświadczenie osoby trzeciej w swoim związku, dlatego musiał minąć pewien czas, zanim mogli się zejść.
– Ja jestem z nią sześć, ona ze mną trzy lata” – dodaje L.U.C.
I kto powiedział, że raperzy nie są romantyczni?
Życie z muzykiem jest owiane legendą. Justyna wyznaje, że taki związek jest trochę „szarpany”. Częste wyjazdy ukochanego burzą ciągłość i poczucie uporządkowania, które ceni sobie Justyna. Ale jednym tchem przyznaje, że Łukasz wynagradza jej wszelkie nieobecności – każdą wolną chwilę spędzają na wspólnym podróżowaniu.
– Taki związek bywa trudny, ale jeśli ludzie komunikują się ze sobą, to może z tego wyjść coś bardzo fajnego – uśmiecha się.
A jakim partnerem jest L.U.C.? – Trochę powsinoga, ale nie jestem takim stereotypowym muzykiem , co to wstaje o 15:00, spali jointa, wyjdzie po chleb i wróci o 4 rano po jam session w klubie. Bardzo cenię sobie słowność i punktualność, prowadzę firmę i fundację, realizuję produkcje. Muszę koordynować działania czasem nawet setek ludzi. Ale potrafię też oczywiście odlecieć w wizjach i zostawić klucze od auta w lodówce – wylicza muzyk.
Kamperem przez Kalifornię
Para zgodnie stwierdza, że składową trwałego związku jest zawsze coś więcej niż uczucie zakochania. Tych dwoje spajają podróże. Przemierzyli razem niezwykłe zakamarki od okolic Elbląga po Daleki Wschód. Najbardziej wspominają jednak swoją podróż do USA. Trudno się dziwić, to z tej przygody powstały mini-reportaże dla „Dzień Dobry TVN”.
Cały pomysł wziął się od zlecenia koncertu. Instytut Adama Mickiewicza chciał, by L.U.C. razem z Rebel Babel Ensemble powitał w San Francisco Dar Młodzieży.
– Rebel Babel to projekt oparty na orkiestrach, a USA jest kolebką kultury brassowej. Bardzo też chciałem pokazać Justynie Stany, a na naszym bucket list była podróż kamperem przez Kalifornię. Ten wyjazd był absurdalnie ciężki, bo byliśmy po remoncie, dwóch premierach i trzech trasach w jednym roku. W sumie to był jeden z cięższych okresów w naszym związku. Kiedy dolecieliśmy do San Francisco, wcale nie było lepiej. Jetlag, a do tego Justyna złapała infekcję w samolocie. Mieliśmy już umówiony materiał dla TVN-u, a nagle pojawiły się problemy z kamperem – wspomina L.U.C.
Postanowili więc przestać trzymać się planu i płynąć z tym, co daje im los. – Byliśmy tak zmęczeni, że pomimo, że lubimy intensywne życie, pierwszy raz marzyliśmy o pojechaniu do Meksyku i leżeniu na plaży jak Deutsche Emeriten. – mówi Łukasz. – Mimo wszystko, sporym wysiłkiem zorganizowaliśmy na nowo kampera i udało się! Przejechaliśmy te Stany!
Łukasz z rozrzewnieniem wspomina ich sylwestra w Las Vegas, na którego wystroili się w ciuchy z Wall-Martu. – Jak ludzie są zakochani, nie mają kompleksów, to nie muszą być zawsze idealni. Nie mamy problemu z tym, żeby się czasem wygłupić. Na szczęście Justyna, choć na co dzień ikona mody, ma do siebie dystans i potrafi cieszyć się wszystkim.
Przejechali prawie 3000 km, począwszy od San Francisco przez Las Vegas i z powrotem do Kalifornii. Po drodze widzieli Wielki Kanion i spróbowali wszystkich słodyczy, jakie wyprodukował amerykański przemysł spożywczy. Ukoronowaniem trasy było L.A.– miasto aniołów, marzycieli i wielkiego kina.
Wszystko to można było śledzić na ich wspólnym Instagramie i w TVN.
Przed każdą podróżą Justyna robi szczegółowy research. Zaznacza punkty widokowe, restauracje i miejsca z klimatem. Z kolei Łukasz szuka natury, gdzie można pojeździć na rowerze lub po prostu się wyciszyć. Potem wspólnie zaznaczają na mapie punkty, do których chcą dotrzeć.
Ich instagramowy profil to, jak twierdzą, naturalna konsekwencja planowania i dokumentowania podróży.– Grono naszych followersów jest na razie małe. Nie mamy co się porównywać do instacouples, nie chcemy też poświęcać zbyt dużo czasu na siedzenie przed ekranem. – kwituje przyszłość kanału L.U.C.
#Powercouple?
Ponieważ jako para są aktywni na Instagramie, musiałam zadać pytanie: Czy jesteście power couple? Łukasz postanawia zachować powagę: – Jesteśmy ze sobą już trzy lata i czasami oboje nie możemy uwierzyć, że to już tyle czasu. I zamiast być coraz gorzej, jest coraz lepiej! Dla mnie nasz związek jest samonakręcającą się maszyną. Dzięki Justynie czuję dużego powera. Jestem takim facetem, dla którego kobieta jest ważna – pozwala patrzeć wyżej, lecieć dalej – opowiada.
O związkach w czasach social mediów kilka lat temu L.U.C. nagrał płytę, „Refleksje o miłości apdejtowane selfie”.
– Miłość ma dziś zupełnie nowy wymiar, staje w obliczu nowych problemów. Jednym z nich jest ogromna „selfizacja” społeczeństwa. Ludzie dużo myślą o sobie, reklamy wmawiają nam, że zasługujemy na lepszą opcję, a miłość jest z istoty myśleniem o drugiej osobie. To, co się teraz dzieje, to paradoks społeczny – wyjaśnia.
A co z popularnością instagramowych par?
– Trochę mamy z tego całego cyrku „bekę”, podchodzimy do tego z dystansem. Znam takich, z którymi się witasz i pierwsze, co robią, to wyciągają telefon i pstrykają sobie z tobą zdjęcie, wstawiają i opisują. Nie czujemy takich klimatów. Nam chodzi o to, żeby podzielić się z ludźmi kilkoma ciekawymi pomysłami na wycieczki i dodać ludziom siły i wiary, że można spotkać prawdziwą miłość, choć czasem musimy na to trochę poczekać – mówi L.U.C. – Myślę, że pary, które przetrwały, to te, które mają jakiś wspólny przelot. Wiadomo, że seks jest bardzo ważny i między ludźmi musi być chemia, ale z czasem to się zmienia i trzeba mieć coś więcej: wspólne zasady, filozofię i tempo życia. Żyjemy w czasach FOBO – Fear of Better Option („lęk przez lepszą opcją”). Ludzie boją się, że gdzieś za rogiem czeka ktoś lepszy. A przecież nie musi być idealnie. Praca nad relacją to też wartość. Ludzie z zasady nie są doskonali.
Pytam, czy planują założyć rodzinę i czy nie obawiają się, że dzieci sprawią, że doścignie ich proza życia.
– Wszystko zależy od ludzi i od tego, co im w duszy gra – mówi Justyna. – Faktycznie, w pierwszych miesiącach trzeba posiedzieć w domu z maluszkiem. Ale jest tyle udogodnień, które umożliwiają młodym rodzicom normalne podróżowanie.
Łukasz nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłoby być inaczej: – Jesteśmy energetyczni jak postaci z kreskówek, nasze dzieci to będzie potomstwo diabła tasmańskiego i strusia pędziwiatra! Wierzę, że poradzimy sobie z wszystkim. Wydaje mi się, że z dziećmi też będziemy fruwać, ale obserwacje znajomych mówią mi jedno: Nie wypowiadaj się o dzieciach, jeśli ich nie masz – śmieje się. – A może będziemy chcieli posiedzieć trochę w domu?
Ostatnio zaliczyli mały wypadek na buggy. Dachowali. Łukaszowi dało to do myślenia: – Nie zdarzyło się nic groźnego, ale wystraszyłem się o Justynę. Ostatnie 36 lat mojego kręciło się głównie wokół mnie i moich fantazji. Mam taki czas, że chciałbym już odwdzięczyć się za dane mi życie i przekazać ten cud dalej. A podróże? Pewnie nadal będą mile widziane.
On Stairs
100 lat polskiej muzyki filmowej z Rebel Babel Ensemble” - to projekt Fundacji Per4m kierowanej przez L.U.C. Łukasza Rostkowskiego. W jego ramach odbywają się koncerty najlepszych polskich orkiestr, szkolnych i akademickich big bandów z Trójmiasta, słuchaczy Gdyńskiej Szkoły Filmowej i solistów pod nazwą „Rebel Babel & GSF on Stairs”. Do tej pory odbył się jeden koncert, w którym oprócz L.U.C.-a wystąpiła Maria Sadowska i Bisz. Dwa kolejne zaplanowano na: 17 sierpnia (wystąpi m.in. Xxanaxx) oraz 20 września, podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W ostatnim koncercie muzycy wykonają utwory Krzysztofa Komedy, a zaśpiewają Anna Dereszowska i Magda Kumorek. Wszystkie koncerty odbywają się na „czerwonych schodach” przy Gdyńskim Centrum Filmowym i są bezpłatne. Prestiż Magazyn Trójmiejski objął patronat na wydarzeniem.