Trójmiejsca to stały cykl magazynu Prestiż. Przepytujemy znanych i lubianych mieszkańców siostrzanych miast , gdzie spędzają leniwe niedziele. W którym lokalu piją poranną kawę i gdzie najczęściej można ich spotkać. Razem z naszymi rozmówcami odbywamy inspirującą podróż śladami ich ulubionych miejsc, tych z przeszłości i teraźniejszości. Tym razem rozmawiamy z Kazimierzem Kalkowskim, trójmiejskim artystą, który lubi iść pod prąd i nie boi się artystycznych wyzwań. Opowie o miejscach z przeszłości, do których ma sentyment.
Człowiek z biegiem lat nabiera doświadczeń i wydaje mu się, że jest mądrzejszy. W wyobraźni tworzy projekcje, na wypadek szansy ponownych narodzin. Jeśli ja, otrzymałabym taki prezent, to inaczej pokierowałbym swoim życiem. Wybudowałabym mniejszy dom, moja pracownia znajdowałaby się z dala od domu i od razu ożeniłbym się z drugą żoną. W myślach robię rachunek sumienia. Porównuję mój okres dorastania i aktualne warunki do hedonistycznego trybu życia, jaki prowadziłem. Dochodzę do wniosku, że czasy zmieniły się strasznie. Na gorsze.
W latach studiów i do upadku mojego pierwszego małżeństwa, byłem bywalcem wszystkich miejsc ciemnych, szarych i jasnych. Rozpierała mnie energia i bunt przeciw wszystkiemu. Musiałem to gdzieś wyrzucić, wyeksponować. Najbardziej uczęszczanym i lubianym przeze mnie miejscem był sopocki Spatif. Ramy moich wizyt w tym klubie, zarysowują się na lata 70. i 80. Wtedy klub naprawdę miał znaczenie. Był miejscem spotkań artystów i ludzi zaprzyjaźnionych z tą rzeczywistością. Atmosfera pozwalała na bycie indywidualnym.
Za moich czasów do Spatifu byli wpuszczani artyści i ludzie silnie związani z tym środowiskiem. Szary obywatel nie miał tam wstępu. Sentyment może jest, ale jak patrzy się na słowo sentyment, to nawet ono w obecnych warunkach jest zdewaluowane. Dzisiaj pozwolenie sobie na takie uczucia jak sentyment, moralność to jest luksus. Komercja i wszechobecna gonitwa za pieniądzem powoduje szkody. Ludzie nie mają cierpliwości do rozmów.
W trakcie edukacji na Akademii Sztuk Pięknych, z kolegami ze studiów, chodziłem do nieistniejącej już restauracji Gdańsk przy ulicy Długiej. Była to wtedy jedna z największych restauracji w Gdańsku. Kiedy odwiedzaliśmy lokal, wszyscy się z nami witali, a kelnerzy wiedzieli co mają podać do stolika. Piliśmy wódkę i piwo. Panowała tam niesamowita atmosfera. Gdybym miał ją opisać, to przyrównałbym do wyciętego kadru z powojennego filmu. Dziwny, niepowtarzalny klimat. Ciężko to wytłumaczyć słowami.
W przeszłości, jeśli chodzi o kontakt ze sztuką, nie było specjalnie wyboru. Odwiedzałem galerię Triada na Głównym Mieście w Gdańsku, Miejską Galerię Sztuki w Sopocie oraz jej filię w Gdańsku. Może to był powód, dlaczego istniała większa celebracja i szacunek do sztuki. Dzisiaj w Trójmieście jest podobno ponad trzydzieści galerii, co weekend jest kilkanaście koncertów i wernisaży. Bądź tu człowieku mądry i wybierz jeden. Ilość i łatwość dostępu powoduje, że nasz mózg jest leniwy i wybieramy najłatwiejszą opcję. Przez to stajemy się też ubożsi.
Nie czuję silnego przywiązania do miejsc. Przywiązuję się do ludzi, nie miejsc. Świat byłby naprawdę piękny, gdyby nie czynnik ludzki. Przed światem chowam się w piwnicy, która jest moją pracownią. Mieści się w Gdyni przy ulicy Kiejstuta. Kiedy tworzę, zamykam się w sobie. Nie wpuszczam ludzi do mojego świata. W mojej pracowni odwiedzają mnie koty. Nie wiem czy fascynuje je moja praca, czy też chcą rzeźbić, ale to właśnie one, najczęściej towarzyszą mi podczas procesu twórczego.
Działalność, którą uprawiam, społecznie brzmi kontrowersyjnie. Muszę być egoistą, egocentrykiem, samolubem i trochę narcyzem. Wytłumaczę to na innym przykładzie. Naukowiec, siedzi u siebie w laboratorium, tworzy antidotum na ebolę, a tu naglę żona krzyczy „Kaziu, obiad!”. I co, ma nagle rzucić wszystko, świat poczeka i iść jeść obiad? Zawody kreatywne, twórcze powodują, że ci ludzie odstają od społeczeństwa. Ze mną trudno jest prowadzić rozmowę, bo ja działam w sferze plastyki. Wyrażam się za pomocą kreski, plamy, nastrojów. Byłem młodszy, miałem więcej siły do przekonywania kobiet i mężczyzn. Teraz już jestem skupiony na sobie. Została mi jakaś ilość czasu i chcę ją maksymalnie wykorzystać.