Choć teoretycznie potrafi zbudować napęd okrętowy, to nie przepracował ani dnia w swoim zawodzie, gdyż postanowił, że jednak zostanie aktorem. Tak też zrobił, a że jest zdolny, inteligentny, przystojny - jak w swoim programie określił go Kuba Wojewódzki – to jego potencjał został szybko dostrzeżony. Producenci telewizyjni chętnie obsadzali go w rolach amantów i grzecznych chłopców. Jednak ten chłopak znad morza, wbrew swojej spokojnej naturze, najlepiej czuje się w rolach czarnych charakterów, w których coraz częściej oglądamy go na szklanym ekranie. O swoim zawodzie oraz podejściu do życia opowiedział nam Tomasz Ciachorowski.

Znany jesteś szerszej widowni z seriali takich jak: "Majka", "M jak miłość", czy "Złotopolscy", ale mało kto wie, że Twoja pierwsza rola aktorska to… „Czerwony Kapturek”!

To prawda (śmiech)! Miało to miejsce bodajże w 1993 roku w Samociążku. Na obozach harcerskich istnieje tradycja teatrzyków obozowych. Mój zastęp wylosował „Czerwonego Kapturka”. Na ochotnika zgłosiłem się do roli tytułowej bohaterki. Pamiętam, że wygłaszałem falsetem dane kwestie i miałem uplecione z trawy warkocze. Komendantce obozu tak spodobało się przedstawienie, iż z miejsca nadała mi sprawność aktora. 

Wiele lat później musiała się zdziwić się widząc Ciebie na szklanym ekranie. Czyli od małego czułeś pociąg do aktorstwa? 

Nie do końca. Nic w tym kierunku nie robiłem do czasu podjęcia studiów na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa na Politechnice Gdańskiej. Wtedy zaangażowałem się w działalność amatorskiej grupy teatralnej, działającej pod egidą ZHP oraz Marynarki Wojennej w Gdyni. Wtedy też zrozumiałem, że dobrze się czuję na scenie. To był dla mnie moment, w którym poczułem, że mógłbym to robić nie tylko hobbystycznie.

Nawiązując do studiów na Politechnice... Słyszałam, że potrafisz zaprojektować napęd okrętowy? To robi wrażenie.

Teoretycznie tak, ale nie przepracowałem nawet jednego dnia jako inżynier budowy statków.

Jesteś umysłem ścisłym?

Niezupełnie. Rzeczywiście, dobrze odnajduję się w przedmiotach ścisłych. Matematyka i fizyka nigdy nie sprawiały mi problemów. Jednak zawsze podskórnie ciągnęło mnie bardziej w kierunku zagadnięć humanistycznych. Podczas nauki w studium aktorskim w Olsztynie poczułem, że moja dotychczasowa wiedza humanistyczna jest niewystarczająca i równocześnie rozpocząłem studia na kierunku kulturoznawstwo. W ten sposób zyskałem wszechstronne wykształcenie: humanistyczne, techniczne oraz artystyczne. 

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że dzięki studiom inżynierskim masz do aktorstwa bardziej metodologiczne podejście niż intuicyjne, w przeciwieństwie do większości aktorów. Co to właściwie znaczy?

To prawda, pracuję nad rolą trochę inaczej niż inni aktorzy. Po studiach na Politechnice - siłą rzeczy mam bardziej analityczne podejście do niektórych zadań. Stworzenie roli poprzedzam dogłębną analizą postaci. Przeciwnie do większości aktorów, którzy raczej podążają za głosem serca. Porównałbym to do budowy statku. Podobnie buduję moją postać: najpierw tworzę jej konstrukcję wewnętrzną, następnie poszycie, czyli fizyczne atrybuty, a dopiero później przychodzi czas na emocje. 

Czy ten chłopak studiujący na Politechnice spodziewał się, że będzie zaliczany do grona polskich serialowych amantów?

Na pewno nie (śmiech). Nawet wtedy gdy już jako student Politechniki Gdańskiej, na drugiej flance oddawałem się  pasji teatralnej, to przez głowę mi nie przeszło, że w przyszłości
będę aktorem. 

Szerszej publiczności stałeś się znany dzięki roli w „Majce”. Jak wspominasz ten okres? Był dla Ciebie na pewno przełomowy: ludzie zaczęli poznawać cię na ulicy, rozpoczęły się wywiady, itp.

Rola Michała Duszyńskiego w „Majce” stała się faktycznie kamieniem milowym na mojej drodze zawodowej. Wiązała się z dużą popularnością i pociągnęła za sobą kolejne propozycje. Nie było to jednak proste przedsięwzięcie. Realizację serialu mógłbym porównać do maratonu. Dwieście odcinków powstawało w Krakowie przez szesnaście miesięcy, przy rejestracji kilkunastu scen dziennie. Jako odtwórca głównej roli byłem obecny na planie niemalże codziennie. Chwilami był to dla mnie kolosalny wysiłek. Wspominam ten proces z dużym sentymentem, ale początki były bardzo trudne…

Dzisiaj łatka amanta pomaga Ci czy przeszkadza?

Różnie. Są sytuacje gdy pomaga, gdyż ról amantów nie brakuje. Jednak nie chcę zostać amantem na zawsze. 

Dlaczego nie?

Dlatego, że też stanowi to pewnego rodzaju ograniczenie, szufladkę, z której niełatwo się wydostać.

Ale nie grasz tylko miłych chłopców? 

Właśnie z tego powodu coraz bardziej interesują mnie role z przeciwnym ładunkiem emocjonalnym, w których mogę wykorzystać trochę inne środki. Na co dzień jestem osobą o raczej łagodnym usposobieniu. Wyzwaniem są dla mnie role tzw. drani, jak np. Artura w „M jak miłość”, czy Igora w „Linii życia”. Bohaterów, którzy wyrządzają duża zła. Odkryłem, że nieźle się czuję w takim mrocznym repertuarze. 

Powiedziałeś kiedyś, że kobiety kochają niegrzecznych chłopców, ale to za grzecznych wychodzą za mąż. Co grzecznego chłopca ciągnie do czarnych charakterów? Ostatnio takich ról jest coraz więcej.  

Wydaje mi się, że takie postacie są bardziej interesujące z uwagi na złożoność ich charakterów. Zwykle to, co pcha ich w stronę krzywdzenia innych jest podyktowane traumą z przeszłości bądź krzywdą, której sami doświadczyli. Tacy bohaterowie budzą w widzach niepokój, ale też fascynację. Artur z “M jak miłość” drażni telewidzów, ale jednocześnie ich intryguje. Tym bardziej, że nie mam wyglądu zakapiora i gdy ktoś tak niepozorny jak ja wciela się w rolę tak groźnego człowieka, jakim jest Artur, może to być przerażające. Uświadamia nam to, że w naszym życiu również mogą być obecni tacy psychopaci i nie muszą oni wcale wyglądać jak Hannibal Lecter. 

Czy czujesz się spełniony jako aktor? Jeśli nie, to czego jeszcze Ci brakuje, aby wkroczyć w 40-tkę z poczuciem spełnienia zawodowego?

Ten zawód ciągle stawia przede mną nowe wyzwania. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek obudził się z poczuciem, że osiągnąłem jako aktor już wszystko, co na tym polu można osiągnąć.

Z jakiego powodu nie widzieliśmy Ciebie jeszcze na wielkim ekranie? Chyba każdy aktor fabularny dąży do tego, aby zaistnieć w kinie?  

Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby spróbować swoich sił w pełnometrażowej komedii romantycznej, ale najwyraźniej nie jest mi to jeszcze pisane. Pomimo paru przymiarek, ostatecznie producenci decydowali się na innych aktorów, którzy widocznie lepiej spełniali ich wymagania. 

Kreujesz się na osobę nieśmiałą. Jesteś taki faktycznie, czy to może kokieteria z Twojej strony?

Jestem naprawdę bardzo nieśmiały. W wielu sytuacjach wiąże się to z paraliżującą wręcz tremą lub stresem. Co innego, gdy mogę zasłonić się postacią, w którą się wcielam. Wtedy rzadziej odczuwam zakłopotanie. Pojawia się ono dopiero, gdy w sytuacji jakiejś publicznej ekspozycji mam pokazać prawdziwego siebie. Jednak z roku na rok obserwuję stopniowy progres na tym polu i jest mi tym łatwiej, im więcej stawiam przed sobą tego typu wyzwań.

To jak odnajdujesz się w celebryckim świecie, przykładowo na ściankach czy galach?

Nauczyłem się w miarę bezboleśnie funkcjonować w takich sytuacjach i na szczęście utrzymuję wciąż pewien zdrowy, jak sądzę, dystans do tego blichtru, o którym mówisz, fleszy, ścianek i czerwonych dywanów. W wielu wypadkach jednak takie eventy są nieodzowną częścią i konsekwencją mojej pracy. Co więcej, obecność na takich imprezach potrafi być przyjemna i skłamałbym, gdybym powiedział, że zmuszam się do uczestnictwa w tej maskaradzie. Mimo, że szum medialny wokół mojej osoby nie sprawia mi szczególnej satysfakcji, to jest po prostu wpisany w mój zawód i tak go odbieram.

W wywiadzie dla Kuby Wojewódzkiego przyznałeś, że życie zweryfikowało, iż "jesteś zwyczajny, pospolity, taki sam jak inni". Ciekawa opinia u znanego aktora. Nie czujesz, że jednak udało Ci się zajść wyżej niż innym?

Myślę, że każdy z nas ma jakiś talent. To, że mi akurat udało się zaistnieć w telewizji, nie czyni mnie w żaden sposób lepszym, czy bardziej wyjątkowym od ludzi, którzy realizują się na innych polach. W gruncie rzeczy wszyscy mamy bardzo podobne aspiracje, potrzeby i zaspokajamy je w podobny sposób. Zajęło mi trochę czasu zanim to pojąłem.

Jednak po chwili przyznajesz, że jesteś dobrym, a czasem nawet bardzo dobrym aktorem. To jak to jest z tą Twoją skromnością?

Pracuję w tym zawodzie już 10 lat i uważnie się obserwuję. Potrafię przyznać się do potknięć, ale nauczyłem się też uczciwie mówić o swoich sukcesach. Bywam przeciętny, ale czasem jak każdemu zdarzy mi się wzbić się ponad przeciętność. I jest to warte odnotowania!

Niedługo kończysz 40 lat. Uważasz, że dla tego zawodu musiałeś coś poświęcić?

Nie, nie mam takiego przeświadczenia. Chyba że anonimowość, która pozwala człowiekowi poczuć się bezpiecznie niezauważalnym w niektórych sytuacjach, ale również nie przesadzałbym z jakimś wielkim poświęceniem w tej kwestii. Nie czuję się zniewolony. Moja popularność była największa, gdy grałem w „Majce”. Potem ta kurzawa opadła. Występ w „Agencie” na nowo przypomniał o mnie widzom, ale gdyby ten brak prywatności naprawdę bardzo mi doskwierał, to nie brałbym udziału w reality show i uprawiałbym ten zawód wyłącznie w  teatrze. Nauczyłem się jednak funkcjonować będąc zauważanym, komentowanym, ocenianym, a także hejtowanym. 

Porozmawiajmy o hejcie. Trudno Ci się czyta negatywne komentarze na Twój temat? Jakie hejty należą do najpopularniejszych, a które są największym wymysłem internautów i stały się najbardziej krzywdzące Twoim zdaniem? 

Nie mam najlepszego zdania o hejterach i wciąż mnie to zjawisko zdumiewa. Dlatego staram się w ogóle nie czytać anonimowych komentarzy zamieszczanych pod moim adresem na przeróżnych portalach plotkarskich. Na moich mediach społecznościowych również spotykam się ze złośliwymi uwagami ad personam i wtedy zwykle reaguję. Wulgarne lub otwarcie obraźliwe wypowiedzi albo groźby,  bo takie też się zdarzają, od razu kasuję, a z innymi czasami polemizuję, a czasem po prostu puszczam je mimo uszu. Staram się nie brać do siebie wszystkiego, co na swój temat przeczytam w sieci. Zwłaszcza że najczęściej negatywne komentarze dotyczą mojego wyglądu („szpetny ryj”) albo inteligencji („pustak celebryta”). 

Kim byś został, gdybyś nie był aktorem?

Chyba budowałbym te statki (śmiech). Ale obawiam się, że nie robiłbym tego z taką pasją, z jaką gram na deskach teatru bądź przed kamerą.  Istnieje także możliwość, że przekwalifikowałbym się na architekta, co pozwoliłoby mi połączyć moje zamiłowania artystyczne i umiejętności techniczne. Był taki czas, gdy na poważnie chodziło mi to po głowie, ale skończyło się, jak to często ze mną bywa, na słomianym zapale. Niestety jestem osobą, która lubi odkładać swoje plany na nigdy.

Wiemy, w jakich serialach występujesz w telewizji. Zaś w jakich sztukach teatralnych możemy Ciebie zobaczyć w kolejnych miesiącach?

Będzie można mnie zobaczyć w kilku tytułach. W lutym wracają na scenę dwa przedstawienia Teatru Rębacz: „Basia sama w domu – czyli moje najgorsze święta” i „Jaskiniowcy”. W obu spektaklach towarzyszy mi świetna obsada, żeby wymienić chociażby: Lecha Dyblika, Sławka Packa, Martę Chodorowską, Klaudię Kuchtyk czy Mirosława Zbrojewicza. Do tego wznawiamy „Rannego ptaszka”, gdzie gram u boku Basi Bursztynowicz oraz zadebiutuję z Kasią Ankudowicz w spektaklu „Selfie.com”. Wszystkie te przedstawienia grane będą w wybranych miastach również w nadchodzącym sezonie. Jeżeli ktoś natomiast chciałby odwiedzić stolicę, to zapraszam do Och Teatru na spektakl dla młodzieży „2000 000 kroków” oraz do Teatru Kamienica na „Trzecią młodość Bociana” w reżyserii Emiliana
Kamińskiego.

Jesteś chłopakiem znad morza. Lubisz tu wracać, czy Twoje serce jest już jednak w Warszawie?

Uwielbiam tu wracać! Nigdzie nie czuję się tak beztrosko jak tutaj w Trójmieście. Mam wrażenie, że na Wybrzeżu wolniej płynie czas. Uwielbiam również tę bliskość morza, ale doceniłem ten przywilej tak naprawdę dopiero wtedy, gdy się stąd wyprowadziłem. 

A Twoje ulubione miejsce w Trójmieście to...

Trójmiejski Park Krajobrazowy, przy którym mieszka teraz moja mama. Stosunkowo niedawno odkryłem również Gdynię. Orłowo jest dla mnie naprawdę magiczne! Ostatnio miałem okazję występować w Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance, gdzie niegdyś pracowałem jako szatniarz i zauważyłem, jak pięknie zmieniła się od czasu mojej wyprowadzki Wyspa Spichrzów. 

Uważasz, że jesteś realistą czy marzycielem?

Zarówno jednym, jak i drugim. Jeśli chodzi o marzenia, to potrafię puścić wodze fantazji i wymyślam sobie różne przedsięwzięcia, snując śmiałe plany z dużym zapałem. Często są to spontaniczne i dość niepoważne wizje, ale potem konfrontuję je z realiami i potrafię zejść na ziemię. 

Zastanawia mnie, co znany polski aktor sądzi o ruchu, który wstrząsnął światem filmowym w 2017 r., pod nazwą #MeToo. 

Bardzo dobrze, że w końcu zaczęto głośno o tym mówić, zaś sprawcy seksistowskich zachowań zostali napiętnowani przez branżę i społeczeństwo. Ale Hollywood to nie jedyne miejsce, gdzie prawa kobiet są naruszane. Ten problem widoczny jest także w Polsce. Także tutaj, w zmaskulinizowanym środowisku filmowym i teatralnym, od lat ma się do czynienia z mobbingiem oraz krzywdzącym traktowaniem kobiet. Cieszę się, że kobiety zaczęły się stanowczo temu przeciwstawiać! Koleżanka opowiadała mi niedawno, że jeszcze parę lat temu na porządku dziennym w jej teatrze były klapsy od dyrektora, który mijając aktorkę na korytarzu okazywał w ten sposób jej sympatię! Dziewczyny czuły się upokarzane, ale bały się zaprotestować. Niedopuszczalne jest, aby ktokolwiek w ten sposób nadużywał swojej władzy i pozycji w stosunku do podległych mu pracowników. 

 

TOMASZ CIACHOROWSKI

Polski aktor filmowy i teatralny. W młodości skończył studia na wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa na Politechnice Gdańskiej. W wieku 25 lat postanowił spełnić swoje marzenia o aktorstwie i dostał się do studium aktorskiego w Olsztynie. Ryzyko się opłaciło, ponieważ dzisiaj jest jednym z najpopularniejszych polskich aktorów serialowych. Największą popularność przyniosła mu pierwszoplanowa rola w serialu „Majka”. Po „Majce” przyszła pora na kolejne postacie, m. in. Igora w „Linii życia”, czy brutalnego Artura w „M jak miłość”. Na nowo przypomniał o sobie widzom w popularnym programie „Agent”, w którym odpadł przed samym finałem. Jego występ w programie został pozytywnie przyjęty przez publiczność. Tomasz, niedługo kończy 40 lat, jednak jego kariera dopiero nabiera tempa.