Kiepskie lato to zły prognostyk dla branży turystycznej i wszystkich jej pokrewnych branż na czele z gastronomią. Mniej turystów, mniej wpływów. To, że nie będzie to rekordowy sezon widać już gołym okiem. Oprócz pogody kluczowym czynnikiem są oczywiście ceny, inflacja, wzrost kosztów życia. Już teraz wg niektórych podsumowań wiadomo, że na wybrzeżu ruch jest mniejszy o jedną trzecią niż rok temu, a średnia długość pobytu to nieco ponad 3 dni. Jak to się odbije na Trójmieście i Pomorzu zobaczymy jesienią.

Póki co przed nami trudny czas kampanii wyborczej. Tej formalnej, bo tą nieformalną partie prowadzą już od dawna, wykorzystując publiczne środki jak tylko się da. Gorzej, że coraz trudniej znaleźć przestrzeń w której można by się schować od politycznej, pełnej agresji, ale za to dość często niemerytorycznej narracji. Czasem zastanawiam się, czy nie powinno się prawnie w jakiś sposób wprowadzić obszary zamknięte dla polityki i polityków, żeby choć przez chwilę dali nam odpocząć. Nie, że całkowicie, polityka była i będzie, a wyborów trzeba dokonywać. Ale, żeby odpuścili w jakiś sferach. Np. festiwalach muzycznych. Tego lata udało być mi się na czterech, tylko po to by delektować się muzyką. I na dwóch ich nie było, co uważam za całkiem niezły wynik. Dodam, że te dwa były dość daleko od Trójmiasta, wśród partnerów nie było żadnych urzędów, stąd taka komfortowa dla wszystkich sytuacja.

A póki co czeka nas kilka miesięcy z politykami w stylu:

- Dlaczego zmarnowaliście tyle pieniędzy? Skąd takie fatalne pomysły? Co na to wasza partia X?

- Niech państwo lepiej zapytają partię Y ile wzięli i jakie pomysły mieli. To dopiero jest skandal!

albo

- Skutki tej decyzji są bardzo złe. Czemu Y na to pozwolił?

- Proszę państwa, proszę zapytać się X, co on dopiero zrobił, a nie Y.

I tak w kółko. No cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz.

Są jednak i dobre wiadomości. Warto zwrócić uwagę na branżę jachtową, która w ostatnich latach zbiera dobre recenzje z racji swojego rozwoju i wzrostu. Rocznie produkujemy blisko 25 tysięcy jednostek, jesteśmy jednym ze światowych liderów. Jachting to jedna z naszych pereł eksportowych. Widać to po licznych publikacjach na ten temat, co prawda najczęściej powierzchownych i bez wnikania w szczegóły. Bowiem w tej misce miodu jest też i łyżka dziegciu, a bardziej łyżka pewnego ryzyka. Spora część naszej produkcji to podwykonawstwo dla zagranicznych koncernów, za którym nie stoją kompletne jednostki i własna myśl techniczna. Największa polska marka Delphia od kilku lat jest już w rękach Francuzów, a największy zakład w Polsce (koło Szczecina) robi kadłuby dla niemieckiej Hanse Yachts. Czy to źle? Absolutnie nie. Istnieje jednak ryzyko, że przy zmianie koniunktury, wzroście kosztów zleceniodawcy mogą szukać innych, tańszych krajów do produkcji. Stąd tak ważne są polskie marki jak Stocznia Conrad z Gdańska, czy też Galeon ze Straszyna, które samodzielnie i w 100% robią świetne łódki. W ślad za nimi powstają małe, nowe marki proponujące innowacyjne rozwiązania. Mamy ich nieco na Pomorzu i mocno trzymamy kciuki.

Rozwojowi branży sprzyjają też przepisy dotyczące rejestracji jachtów w Polsce. Te od 2020 roku stały się na tyle liberalne, że nasz kraj stał się „mekką” rejestracji. Wg danych jakie uzyskał „Biznes Prestiż” na 65 tys. właścicieli jachtów zgłoszonych do polskiej ewidencji REJA24 aż 17 tys. stanowią właściciele spoza Polski. To oznacza, że już nikogo nie powinien dziwić widok coraz większej liczby jachtów w marinach całej Europy z polską banderą i napisem Gdańsk lub Szczecin na rufie. Co ciekawe częściej wybierane są Gdańsk i Gdynia, niż stolica Pomorza Zachodniego. Słyszałem anegdotę, że powodem nie jest wcale lepsza rozpoznawalność Gdańska i Gdyni na Zachodzie, ale wymowa. Wyobraźcie sobie Włocha lub Hiszpana, który regularnie pytany co to za miasto ma na rufie – wymawia… Szczecin. Tak, czy siak gdy przypadkiem znajdziecie się w jakiejś dużej, południowej marinie nie dziwcie się ile tam polskich jachtów przypłynęło, bo wiele z nich pewnie nigdy w Polsce nie było. Jedno jest pewne – to świetna promocja dla Polski.

Co ważne w kontekście finansów branży jachtowej nie należy utożsamiać z samym żeglarstwem, bo te jako dyscyplina sportowa do potentatów finansowych raczej nie należy. I mimo rozwoju przemysłu jachtowego raczej nie będzie. Przynajmniej w Polsce. Powodów jest wiele - trudność w atrakcyjnym pokazywaniu rozgrywek w przeciwieństwie do stadionów i hal, czy też gigantyczne rozproszenie konkurencji. O ile w przykładowej siatkówce, piłce ręcznej, czy też w tenisie są jedne mistrzostwa Polski, to w żeglarstwie mistrzostw są dziesiątki, a mistrzów setki. Nawet fachowcom ciężko połapać się w dyscyplinach. Stąd żadna nie jest w stanie zgromadzić tak dużej i stabilnej widowni, która zachęci sponsorów do znacznie większych środków. Powodów jest oczywiście więcej, a żeglarstwa nie ma w czołówce sponsorowanych sportów. A jakie dyscypliny są – o tym przeczytacie w tekście Marty Dworak „Sponsoring czy mecenat”. Czy wszystkie zasłużenie? To już inna sprawa.