Cenowe regulacje obejmują kolejne części naszego życia. Zamrożone ceny prądu, gazu. Manipulacje z cenami paliwa. Zmniejszony podatek PiT dla samorządów, a w konsekwencji rekompensaty. Wyższe podatki i ulgi. Dotacje, subwencje. Wakacje kredytowe. Programy społeczne. Oto dzisiejsza rzeczywistość. Oczywiście z punktu widzenia społecznego interwencje państwa czasem są niezbędne, jak choćby w przypadku skokowych wzrostów cen energii, które zabijają firmowe i domowe budżety. Z drugiej wygląda na to, że zmierzamy coraz bardziej w stronę gospodarki regulowanej, znanej chociażby z czasów PRL. Takiej, gdy coraz mniej zależy od nas, a coraz więcej od decyzji urzędnika.

Gospodarka regulowana to także nierówności, bo przecież preferencyjne warunki dla jednej grupy automatycznie oznaczają stawianie w gorszej sytuacji innej. Zerowy podatek PiT dla osób do 26 roku życia - choć to szczytna idea - to budzi wątpliwości, tych, którzy mają 27 lat lub też pracują już wiele lat i zastanawiają się dlaczego są gorzej traktowani. Takich nierówności jest mnóstwo, a państwo zarządza nimi niczym wyborczą kiełbasą.

Trzeba sobie też zdawać, że pieniądze nie biorą się znikąd, nie ma ich rząd, ale są owocem pracy nas wszystkich. W znacznej mierze mikro i małych przedsiębiorców, których w Polsce jest najwięcej. Choć stanowią 2 mln z 2,2 mln podmiotów, zatrudniają połowę pracowników w sektorze prywatnym i wyrabiają ponad 40 PKB to mają najsłabszy głos w debacie publicznej. No może poza ostatnimi miesiącami, w których drobni przedsiębiorcy robią „karierę” w mediach za sprawą licznych upadłości. Większość jednak trwa, jak nasi „prawie niezniszczalni”, którzy na łamach Biznes Prestiżu opowiadają o codziennych bolączkach. To z myślą o nich powstała też akcja „Dobrowolny ZUS”. Choć nawet tutaj nie ma jednomyślności nawet wśród biznesu mówiącego głównie ustami makroekonomistów, teoretyków, czy przedstawicieli większych firm. Zdaniem przeciwników „Dobrowolny ZUS” zniszczy system emerytalny i finanse publiczne. Zwolennicy mają z kolei proste argumenty – obciążenie jest zbyt duże, a skoro system jest fatalnie zarządzany od lat, niezależnie od opcji politycznej to ile można go ciągnąć w nieskończoność. Coś w końcu trzeba zrobić, bo nikt nie jest zadowolony. Emerytury są niskie, a prognozy fatalne na przyszłość. Politycy – wiadomo, nikt nie chce zajmować się „trupami w szafie”, liczy się to, by system dotrwał do końca kadencji, a na razie dosypuje się do niego ile się da. Tak wygląda mniej więcej pomysł każdego rządu. Z pewnością czeka nas gorąca dyskusja wokół tego projektu, o którym też piszemy w tym numerze.

Równolegle toczy się batalia pomiędzy samorządami, a rządem. Po zmianie w podatku od osób fizycznych (PIT), wspomnianym wcześniej zerowym podatku dla młodych, Polskim Ładzie do samorządów wpływa znacznie mniej pieniędzy. O inflacji, kosztach energii nie wspominam, bo dotyczy nas wszystkich w takim samym stopniu. Tegoroczne budżety pomorskich samorządów to wielki deficyt i wielkie cięcia. Widać to gołym okiem. Oczywiście jest i druga strona medalu – mniejsze wpływy wskutek polityki rządu to jedno, ale umiejętne zarządzanie tym co się ma w garści to drugie. Stąd pytanie czy nasi samorządowcy mądrze podejmują decyzje co obciąć, a co nie. Z tym też jest różnie.

Jedno jest pewne to rok wyborczy, stąd czeka nas wiele gorących potyczek – rząd kontra samorządy, a każda ze stron będzie szukać finansowania dla swoich celów w publicznej kasie. Stąd trzeba przyglądać się wszystkim. v