Damięcki Kufel
DK Usługi Porządkowe.

Praca to narzędzie, a nie cel

Krzysztof Nowosielski

W Damięcki Kufel DK Usługi Porządkowe z pokolenia na pokolenie nikt nie rozpycha się łokciami, aby za wszelką cenę osiągnąć sukces w biznesie. Sercem tej rodzinnej firmy są ludzie, a sednem wartości, na których od 32 lat budowany jest styl pracy i podejście do przedsiębiorczości.

Największym marzeniem jest, aby to wnuki przejęły firmę, której początek wydarzył się podczas spaceru na gdyńskim Bulwarze. Rozmowa dwóch par przyjaciół z tematów typowo dziecięcych zeszła na chęć przedsiębiorczości. Przyszłe wspólniczki zgodnie przyznały, że zawodowy powrót po urlopach macierzyńskich musi mieć nowe oblicze – własnej działalności, która pozwoli spożytkować energię drzemiącą w obu paniach. I tak 1990 roku powstała firma Damięcka Kufel PHU Metalex S.C, która w 2017 roku przekształciła się w Damięcki Kufel DK Usługi Porządkowe Sp.j.

Wiem, co mam w sercu

- Jesteśmy ludźmi bardzo otwartymi, mamy wielu przyjaciół. Potraktowaliśmy to jako kapitał, nie w sensie korzyści, a chęci niesienia pomocy, gdyby ktoś potrzebował – wspomina Zenon Kufel. - Z perspektywy czasu oceniam, że założenie działalności w latach 90 było dobrym pomysłem. Dla ludzi mających minimum odwagi i inicjatywy świat stał otworem. Wystarczyło łóżko polowe lub stół do tapetowania i już mogłeś mieć firmę. Mnie do stania się majstrem pchnęły okoliczności, po narodzinach czwartej córki. Byłem zmuszony spakować dyrektorską teczkę i zamienić ją na wiertarkę, którą z Jackiem mężem Hani kupiliśmy na bazarze w Chyloni. Pierwsza pensja znacznie przewyższała to, co zarabiałem za biurkiem w firmie w której wcześniej pracowałem.

Trzonem czteroosobowej firmy były panie Lidka i Hania. Odważne, rzutkie i gotowe do pracy, za którymi murem stali mężowie. Pomysł najlepiej opisywała pierwsza samodzielnie wydrukowana i dystrybuowana ulotka. „Masz problem, to się zgłoś” dotyczyła wbijania kołków w ścianę, wyprowadzania psów, szycia fartuszków do przedszkoli czy guzików starszej pani, którą zawodzi wzrok. Dzieci inicjatorów sprzątały mieszkania seniorów, prały rajstopy, robiły zakupy. Pierwszym zleceniem, którego podjęli się panowie była naprawa żaluzji u znajomej, a potem jeszcze nie raz wiertarka się przydała!

- Na początku, kiedy założyliśmy firmę powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic, ale chcemy być razem. Jeżeli byłyby z tego jakiekolwiek pieniądze, które miałyby nas podzielić, zamykamy spółkę cywilną i zostajemy w przyjaźni, która trwa już 35 lat – opowiada Anna Damięcka. - Motywowało nas identyczne spojrzenie na to, co chcemy robić. Najważniejsze były dla nas uczciwość, rzetelność w wykonywaniu pracy, szacunek dla drugiego człowieka, ponieważ mieliśmy świadomość, że robiąc najprostsze rzeczy przyjdą do nas pracownicy bez wykształcenia. Podawaliśmy rękę osobom uzależnionym od alkoholu, pomagaliśmy z wszyciem esperalu, leczeniem, zdarzało się, że mieliśmy izbę wytrzeźwień w domu. Dla nas liczyło się, że możemy uratować człowieka i jego rodzinę, która najczęściej u nas pracowała. To był fundament, na którym oparliśmy większe zlecenia i sukcesję. Dzieciom, które nie rozumiały naszego podejścia tłumaczyłam, że wiem, co mam w sercu. Ratować człowieka, który potem będzie nam przyjazny w pracy.

Od pierwszego zlecenia w latach 90. starali się zrobić wszystko, aby klient widział zaangażowanie. Oni w cieniu, a na pierwszym planie efekty pracy. Tak wymieniali 300 zamków w budynku, do którego przeprowadzał się zleceniodawca, który zaraz potem powierzył im okna do umycia. Do sprzątania klatek schodowych mieli wiadra z ocynku i szrobry, na które zakładało się szmaty.

Pierwszy pracownik objął stanowisko po 4 latach od rozpoczęcia działalności, która rok później przekształciła się w firmę specjalizującą w usługach porządkowych. Osób na etatach przybywało, wspólną drogę kończyła dopiero emerytura. Rekordziści nie wyobrażają sobie bezczynności, dlatego każdorazowo dostają małe zlecenia, dzięki którym nadal czują się potrzebni. Takie poczucie było od zarania ważne dla właścicieli, działalność była narzędziem, a nie celem. Zatrudniając 50, potem 70, a obecnie ponad 100 pracowników mają pewność, że tworzą miejsce dla takiej też liczby rodzin, dla których najczęściej jest to jedyne źródło utrzymania.

W zgodzie z sumieniem

Jednak droga do tego miejsca nie była usłana różami. Obie rodziny nigdy nie były członkami partii, nie miały żadnych „układów”. Na jednej z pierwszych narad, które cyklicznie odbywały się w poniedziałki ustalili, że jeśli ktokolwiek z klientów, pośredników zażyczy sobie tzw. procent od zlecenia, nie podejmą współpracy. Wtedy ludzie zarabiali mało, a oni nie wyobrażali sobie, jak mogliby nie zapłacić pracownikom, tylko dać tę pulę komuś, kto ma odpowiednią pozycję. Przez takie podejście uciekało wiele zleceń, ale zamiast załamywać ręce szukali kolejnych możliwości, remontując łazienki dla Warty, czy produkując dla nich regały na segregatory, dowiezione na czas na dachu czerwonego Malucha. Gdy kończyło się zlecenie, już szukali swojej roli w drugim. Szyli fartuchy dla przedszkolaków, produkowali dla kontrahenta z Wielkiej Brytanii piłeczki cyrkowe z gorczycą, które miały za zadanie odpromieniować osoby pracujące przy komputerach. Potem całkowicie przez przypadek podjęli się przejęcia części zespołu serwisu dozorców i sprzątaczek pracującego w MIR. To był punkt zwrotny, obroty i kłopoty wzrosły dziesięciokrotnie.

Dziś, chociaż świat się zmienił wartości na których zbudowana jest rodzinna firma niezmiennie pozostają te same. Liczy się kręgosłup moralny i uczciwość w podejściu. Pracownica informująca o ciąży słyszy, że to wspaniała wiadomość i zawsze otrzymuje pomoc.

- Jedna z pań wróciła do pracy po urodzeniu trójki dzieci po 9 latach. Nie wyobrażała sobie, że będzie szukać miejsca dla siebie w innej firmie - tłumaczy Marta Schenk współwłaścicielka firmy. - Ludzie odpłacają się nam szacunkiem. Na moim ślubie pojawiło się wielkie grono pracowników, którzy czują się członkami naszej rodziny. Dorastałam przy wielu z nich, uczyłam się wszystkiego, podobnie jak oni od zera wspinałam po szczebelkach w firmie i pewnie dlatego dziś, gdy wraz z Szymonem zarządzamy DK Usługi Porządkowe. Wiem, że możemy liczyć na zespół, który widzi we mnie ich Martę, dziewczynę, która wie na czym polega ta praca i miotły, czy mopa się nie boi. Jako ośmiolatka prosiłam mamę, że chciałabym pomagać w wakacje. Tak bardzo podobała mi się praca rodziców, ich podejście, rodzinna atmosfera, wykonywanie zadań od serca, że wiedziałam, że tu będzie moje miejsce po ukończeniu studiów, jako dodatkowe ręce do pracy, a nie szefowa.

Gdy potrzeba, obecni sukcesorzy podobnie, jak dawniej ich rodzice łapią za łopaty do śniegu, stając ramię w ramię z pracownikami. Przekazane wartości, etos pracy i odpowiedzialność za ludzi powodują, że plany dotyczące rozwoju mogą się urzeczywistniać. Świętością są terminy wypłat, przez 32 lata istnienia działalności nie zdarzyło się, aby wynagrodzenie dotarło z opóźnieniem. Nawet gdyby się paliło i waliło pensja dla pracownika musi być ostatniego dnia miesiąca!

- Przez 15 lat byłem czynnym muzykiem i prowadziłem studio nagrań. Z odziedziczonym genem przedsiębiorczości, bo już jako młody chłopak wiedziałem, że chcę pracować dla siebie i być aktywnym społecznie, bo od zawsze bliski był mi los innych ludzi. Specyfika mojej branży spowodowała, że nauczyłem się jak pozyskiwać klientów, co przydało się to, gdy rodzice zaczęli potrzebować pomocy. Po namyśle w 2010 roku zacząłem działać na dwóch etatach, godząc obowiązki w firmie porządkowej z koncertami, eventami i obsługą wesel - mówi Szymon Damięcki współwłaściciel Damięcki Kufel DK Usługi Porządkowe. - Jestem podobnie jak mój tata Jacek osobą manualną. Tata w firmie zajmował się między innymi serwisowaniem i naprawianiem maszyn w swoim warsztacie. Podobnie jak On potrafię naprawić większość maszyn. Praca to narzędzie, które uzupełniam hasłem „ja nie dam rady, ja?”, więc jeśli faktycznie pojawiają się przeszkody szukam sposobu, jak je obejść np. inwestując w nowy sprzęt, optymalizując czy w prosty sposób pokazując pracownikom jak je przejść pracując ramię w ramię.

Racjonalne podejście do biznesu i nastawienie na ludzi jest kluczem do serc kolejnych klientów, którzy z firmą związani są przez wiele lat. Rzetelnie prowadzona od 32 lat działalność oparta jest o zasady, które swoje korzenie mają w wierze założycieli, a ci z perspektywy czasu są pewni, że wszystko co się wydarzyło miało głębszy sens. Pokoleniowo spełnieni, dzięki pracy własnych rąk. Bez obaw o przyszłość firmy, bo Młodzi wiedzą, jak zakasać rękawy, a rodzice dziś z dumą patrzą, że wychowali mądrych, dobrych i wartościowych ludzi, dla których drugi człowiek ma zawsze nadrzędne znaczenie. To jest ich największy sukces.