Trudno dzisiaj o ważniejszy temat niż wojna w Ukrainie. To sytuacja zero jedynkowa, która całkowicie zmienia rzeczywistość. W Polsce najbardziej odczuwamy jej konsekwencje. Nie tylko te ludzkie, ale i gospodarcze. Z wojną zbiegły się inne niekorzystne czynniki - osłabienie gospodarki dwuletnią pandemią, chaos związany z Polskim Ładem, galopująca inflacja i wzrost kosztów. Na zmieniającą się dynamicznie sytuację składa się tak dużo elementów, że nawet najlepsi ekonomiści, teoretycy i praktycy mają ogromny problem z przewidywaniem dalszego rozwoju wypadków. Teoretycy mają jednak o tyle lepszą sytuację, że ich opinie pozostaną w sferze teorii, zaś praktycy muszą podejmować trudne decyzje od których zależy nie tylko los ich samych, ale ich firm i pracowników. I to w świecie zaskakujących zmian.

Właśnie takie decyzje musieli podejmować szefowie LPP, największej polskiej firmy odzieżowej, z siedzibą w Gdańsku. LPP w ciągu ostatnich 20 lat mocno inwestowała w rynek rosyjski. Efektem jest sieć 557 sklepów, rozwinięta sprzedaż on - line i potężne magazyny w Moskwie. Dla LPP Rosja stała się drugim rynkiem po Polsce, odpowiadając za 20% jej przychodów. Sąsiednia Ukraina, gdzie LPP pojawiła się rok później to z kolei 147 sklepów i 5% sprzedaży. Jednego, tragicznego dnia wszystko się jednak zmieniło. Brutalna inwazja Rosji na Ukrainę wymusiła na wszystkich, także firmach jasne i precyzyjne określenie swojego stanowiska. A w ślad za nim konkretnego postępowania.

Jak każdy obserwator życia gospodarczego przyglądałem się co zrobi LPP. Firma najpierw ogłosiła zawieszenie dostaw do Rosji i wstrzymanie sprzedaży on - line. Nie obyło się bez krytyki w mediach za to, że wciąż działają jej sklepy stacjonarne. Trudno się dziwić emocjom, bo przecież nie ma nic ważniejszego niż życie ludzkie. Niemniej zamknięcie tak wielkiej sieci to nie jest łatwy proces. Ktoś powie - przecież można włączyć hamulec ręczny. Można, ale i jednocześnie zagrozić bytowi całej firmy. Finalnie LPP zamknęła swój cały biznes w Rosji, a zajęło jej to miesiąc. Tylko miesiąc. To prawie jak ręczny hamulec wobec rozmiaru jej biznesu.

Na zachowanie LPP warto też spojrzeć z szerszej perspektywy. Gdański producent nie gra w lidze lokalnej, ale europejskiej, nie ukrywając szerszych ambicji. Na tym poziomie konkurencji - piszę to ze smutkiem - szlachetne idee to jedno, a biznes to drugie. Wrażliwość, współczucie, solidarność, sprawiedliwość to najczęściej tylko slogany w reklamach i kampaniach PR. I nie jest to chyba dla nikogo żadna nowość. Dziwimy się postawie niemieckich elit, czy też francuskich firm działających w Rosji, ale właśnie tak od wieków działa wielki biznes. Przykłady można podawać w nieskończoność. Wystarczy zajrzeć na listę światowych koncernów biorących udział w budowaniu potęgi Trzeciej Rzeszy. Reżim Hitlera i dokonywane zbrodnie nie powstrzymywały ich przed robieniem biznesu. I bynajmniej nie chodzi tylko o rodzime firmy niemieckie, ale różnego pochodzenia. Lista jest bardzo długa, a wiele z nich to dzisiaj niezwykle popularne marki, także w Polsce. Surowe konsekwencje w powojennym ładzie należały wobec nich do rzadkości. Ich szefowie albo pozostawali całkiem bezkarni albo spotykały ich czasowe kary. Wielu po jakimś czasie wracało na salony i zajmowało eksponowane stanowiska.

Po wojnie modne stały się też interwencje i zamachy stanu w roponośnych krajach Bilskiego Wschodu. W ten sposób rządy mogły utrzymać dostęp do ropy dla swoich koncernów paliwowych. Również popularnych dzisiaj marek, także w Polsce.

Tak więc postawa wobec Rosji i Ukrainy nie jest jakimś wyjątkiem, ale regułą. Co nie znaczy, że nie należy wywierać presji na światowe firmy, bo przecież najważniejszym czynnikiem z jakim się liczą jest bilans zysków i strat wynikających z podejmowanych decyzji. Mówiąc wprost - jeżeli ich finansiści, marketingowcy i PR - owcy policzą, że wyjście z Rosji bardziej im się opłaca niż w niej pozostanie, to zrobią to bez sekundy wahania.

Wracając do LPP - teoretycznie można by uznać, że tutaj też zdecydowała kalkulacja, ale skala straconych inwestycji i potencjalnych zysków z najdynamiczniej rozwijającego się rynku dla LPP jest zbyt duża. Wiadomo, że w LPP też liczą, ale czynnik emocjonalny ma tutaj wielkie znaczenie - nasze serca i empatia są dużo bliżej Ukrainy niż w innych krajach. Najważniejsze, że młoda (w porównaniu do starszych europejskich firm) gdańska firma podjęła właściwą decyzję. Teraz przed nią wielkie odrabianie strat poprzez nową ekspansję na południe Europy. A my możemy ją wspierać. Tak samo jak bojkotujemy marki sprzyjające putinowskiej Rosji, tak samo starać się kupować marki, które zrezygnowały tam z biznesu.

Choć LPP to temat okładkowy to równie intrygujących tematów w tym numerze jak zwykle nie brakuje. Nie wypada mi nie wspomnieć o naszym nowym felietoniście, Profesorze Dariuszu Filarze. Jego aktywność ekonomiczna jest ogólnie znana to w "Biznes Prestiżu" Profesor dzielić się będzie swoją inną pasją, a mianowicie talentem do literatury pięknej. I to nie byle jakim, ale potwierdzonym licznymi książkami, które wydawał już w młodości, a kilka lat temu wrócił do pisania. Na naszych łamach spotkania w Profesorem będą mieć nazwę "Gospodarka w literaturze pięknej".

Zapraszam.