W gdyńskim POPin’ie działa kucharz, który nadaje amerykańskiego sznytu potrawom przygotowywanym wyłącznie z lokalnych produktów. Robert Kowalczyk to pasjonat gotowania, czasem szalony w swoim dążeniu do zrobienia wszystkiego własnymi rękami! 

Jak opiszesz swój autorski gdyński american dream?

Praca z takimi ludźmi, w zgranym zespole i nieograniczoną niczym kartą to chyba marzenie każdego kucharza, który chce rozwijać swoje umiejętności. Właściciele mają do mnie 100 % zaufania, przez co mam nieograniczoną swobodę działania. Poza tym nasz zespół ma doświadczenie w kuchniach całego świata, więc mamy tu swoistą międzynarodową mieszankę kulinarną, a to przecież podstawa amerykańskiej kuchni. Dodatkowo dostęp do dobrej jakości produktów sprawia, że w Gdyni tworzymy swoją małą „Amerykę”.

W jaki sposób łączysz kuchnię amerykańską z lokalnymi akcentami?

Nazwałbym to bardziej nadawaniem amerykańskiego sznytu potrawom przygotowywanym wyłącznie z lokalnych produktów.  Kuchnia amerykańska powstawała pod wpływem mieszania się kultur, a napływ imigrantów z różnych zakątków świata doprowadził do tego, że dania zaczęły się łączyć. W ten sposób, część składników ulegała wymianie na te bardziej dostępne, mieszały się również techniki obróbki. Teraz większość z tych dań zyskała taką popularność, że są kojarzone wyłącznie ze Stanami Zjednoczonymi. Właśnie w taki sposób tworzymy dania w swojej kuchni, poprzez połączenie technik i inspiracji z różnych stron świata.

Podobno w POPin dążysz do zrobienia wszystkiego własnymi rękami? Marynujesz, sezonujesz, pieczesz, lepisz… 

Po prostu to lubię! Wraz z załogą skupiamy się na tym, aby nasze dania były niepowtarzalne. Pierwszym krokiem do tego jest przygotowywanie wszystkiego własnoręcznie wkładając w każdą potrawę swe serce - tego nauczyła mnie moja mama, od której ciągle czerpię inspiracje. Pieczemy chleby na zakwasie, podwędzamy mięso, aby nadać mu niepowtarzalnego aromatu. Dbamy też o to, by nasze śniadania wyróżniały się na tle gdyńskich restauracji, więc sami od podstaw robimy serek śniadaniowy, pieczemy wędliny oraz robimy konfitury, czy pasty warzywne (paprykowy hummus, pastę z tuńczyka, pastę jajeczną z truflą). Dodatkowo do śniadań serwujemy domowe pieczywo i własnoręcznie robione masło.

W karcie królują żeberka i burgery. Jednak waszą specjalnością są steki - czym różnią się od tych, które serwują inne trójmiejskie lokale?  

Koniecznie musicie ich spróbować! Oprócz znakomitej jakości mięsa, dużą różnicę robią precyzyjnie dobrane dodatki, które sprawiają, że całość to naprawdę dobra kompozycja. Steki podajemy z kolbą kukurydzy, grillowanymi warzywami, panierowanymi przez nas krążkami cebulowymi i frytkami z polskich ziemniaków, które codziennie sami kroimy godzinami.

Zdradź, czy jest danie, z którego jesteś szczególnie dumny? 

Takie danie jeszcze nie powstało (śmiech). Jestem perfekcjonistą, a zarazem swoim największym krytykiem, więc cały czas pracuje nad swoim popisowym daniem. Jednak każdy nowy pomysł czy pojedynczy dodatek, który spełnia moje oczekiwania staram się na bieżąco umieszczać w lunchach lub daniach weekendu. Są to dania spoza naszego menu, które zawsze komponuje osobiście, potem słucham opinii gości i dzięki temu znam ich gusta i oczekiwania. To sprawia, że wciąż modyfikujemy swoje potrawy, próbujemy nowych technik, dopracowujemy najdrobniejsze szczegóły i opracowujemy nowe dania, które już niedługo zagoszczą w naszym wiosennym menu.