Święta to czas magiczny. Pełen wspomnień, smaków i zapachów. Wspólne ubieranie choinki, lepienie pierogów, czekanie na Mikołaja i w końcu – kolacja przy wigilijnym stole. Takie momenty nas jednoczą i generują piękne wspomnienia. A jakie wspomnienia z dzieciństwa mają trójmiejscy szefowie kuchni? Postanowiliśmy ich o to zapytać.

Jego tata był rybakiem i zazwyczaj rzadko bywał w domu. Na święta jednak zawsze wracał. To była ogromna radość dla całej rodziny – małego Grzegorza Labudy, obecnie szefa kuchni restauracji Szafarnia 10 i jego rodzeństwa. 

Z MIŁOŚCI DO RYB 

W domu wszystkiego pilnowała mama. Pościel musiała być pachnąca i wykrochmalona na dzień przed świętami. W wigilijny poranek, cała rodzina stroiła choinkę. Tata, jako głowa rodziny był odpowiedzialny za jej zwieńczenie, więc tylko on mógł założyć tzw. czubek. 

- Pamiętam, że w pewien wigilijny poranek, w wannie pojawiły się dwa żywe karpie. Zapragnąłem się z nimi wykąpać. Miałem wówczas pięć lat. Nie mówiąc nic rodzicom, wszedłem do wanny i pluskałem się razem z nimi – wspomina Grzegorz Labuda. 

O świątecznym stole rodzina Labudów myślała z dużym wyprzedzeniem. Zakwas z buraków do barszczu mama robiła już trzy tygodnie wcześniej. W domu roztaczał się zapach pierników, pieczonych przez dzieci. Na samej wigilii nie mogło zabraknąć pachnącego sianka pod obrusem i tradycyjnie – dwunastu dań. 

- Jako syn rybaka, największą słabość mam do ryb. Doskonale pamiętam smak szynki z galaretką w puszce od Baltony. Do dziś uwielbiam dorsza w pomidorach mojej mamy i śledzia ze świeżym ogórkiem z przepisu taty. Babcia robiła najlepszą zupę z suszonych owoców z łazankami – dodaje.

A jaki był najpiękniejszy prezent, który młody szef kuchni dostał pod choinkę? Tutaj nie będzie zaskoczenia, ponieważ była to książka „Polski pejzaż kulinarny”.  

ŻUŁAWSKIE WSPOMNIENIA

Wigilia w domu Marcina Popielarza, szefa kuchni restauracji Biały Królik była świętem radosnym, przepełnionym rodzinną miłością, ale i toastami za dobre zdrowie taty, który w tym samym czasie świętował imieniny. W wigilijny wieczór, bardzo duża, bo niemal 30-osobowa rodzina zbierała się przy stole, aby celebrować.

- Wychowałem się na Żuławach, więc na naszym rodzinnym stole królowały ryby jeziorne i morskie. Dorsz saute, karp smażony w otrębach, łosoś bałtycki solankowy z cebulą i śledź na milion sposobów. Babcia robiła pierogi z Lubelszczyzny, takie z ziemniakami, twarogiem i majerankiem albo wersję z kaszą gryczaną, twarogiem i miętą, którą uwielbiam. Ze słodkości pamiętam sernik z masą z truskawek, zbieranych ostatnim latem – wspomina Marcin Popielarz. 

Młody szef kuchni nie miał szczęścia do prezentów. Kiedy w wieku sześciu lat dostał pierwszą konsolę do gier, słynnego Pegasusa, razem z braćmi nie odrywał się od niej przez trzy doby. Rodzice, aby ocalić swoje dzieci od uzależnienia, szybko odebrali im prezent. Na tym jednak nie koniec niespodzianek.  

- W 1997 roku dostałem od wujka pod choinkę oryginalny szalik i czapkę HSV Hamburg. Wiem, że chciał dobrze, ale ja kibicowałem wówczas Bayernowi Monachium. Najważniejsze, że było mi ciepło – wspomina z uśmiechem Marcin Popielarz. 

POGROMCA MIKOŁAJA 

Adam Głowiński, szef kuchni restauracji Morska w Sopocie, od dziecka pomagał mamie w przygotowywaniu potraw. Wokół roztaczał się zapach świeżej choinki i upieczonych ciastek korzennych. Jego ulubionym zajęciem było jednak coś zupełnie innego – szukanie prezentów. Kreatywność tego młodego chłopca i jego braci była z roku na rok coraz większa, więc rodzice musieli się bardzo postarać, aby ukryć prezenty przed ciekawskimi dziećmi. Przynajmniej do czasu przybycia świętego Mikołaja. A z tym również bywały kłopoty.  

- Pamiętam święta, kiedy byłem jeszcze bardzo mały. Ktoś zapukał do drzwi. To był Mikołaj. Tak bardzo mnie kusiło, aby pociągnąć go za brodę. Długo się nie zastanawiałem, co później przypłaciłem rozczarowaniem. Pod brodą krył się mój tata. Rodzice szybko mi wytłumaczyli, że Mikołaj był bardzo zajęty i poprosił tatę o pomoc. Do dziś wierzę, że tak naprawdę było – uśmiecha się Adam Głowiński. 

Na świątecznym stole, zgodnie z tradycją, od lat królują: barszcz z uszkami i sałatka jarzynowa oraz ulubione dania Adama - ryba po grecku i pierogi z kapustą. 

Nienaruszalna tradycja

Święta to śnieg, magiczna atmosfera i szukanie najpierw pierwszej gwiazdki, aby móc usiąść do wigilijnego stołu, a następnie Mikołaja, żeby rozpakować prezenty. I chociaż tajemniczego przybysza z siwą brodą nigdy nie udało się odnaleźć, a prezenty nagle same znajdowały się pod choinką – święta miały w sobie magię. Taką wigilie pamięta Filip Miotke, szef kuchni restauracji Bocian Morski. 

- Bardzo tęsknię za tamtą atmosferą. Święta kiedyś wyglądały zupełnie inaczej. Całymi rodzinami zjeżdżaliśmy się do domu babci. Było nas bardzo dużo przy stole, a radość mnożyła się z każdą kolejną osobą – wspomina Filip Miotke. 

I chociaż w późniejszych latach, każdy spędzał święta w mniejszym, rodzinnym gronie, jest coś, co pozostało niezmienne – smaki wigilijnego stołu.

- W pracy lubię eksperymentować, ale mam zasadę, że tradycja wigilijna jest nienaruszalna. Co roku, na naszej świątecznej kolacji pojawiają się dania, które kiedyś przygotowywała babcia. Czuję, że w tym roku będzie wyjątkowo, ponieważ po latach znowu spotkamy się z całą rodziną w domu babci, która była mi bardzo bliska – podsumowuje Filip Miotke.

KULIG DLA WSZYSTKICH

 Dom babci na mazurskiej wsi, w którym roztaczał się zapach słodkich mandarynek i wypiekanego w prodiżu ciasta to wspomnienia szefa kuchni restauracji Magiel - Przemysława Langowskiego. Gdy wokół unosiły się świąteczne zapachy, on sam lubił oddawać się pracom manualnym. Wraz z braćmi własnoręcznie tworzyli dekoracje świąteczne oraz łańcuchy choinkowe. Ponadto, aspirujący szef kuchni, wówczas bardzo lubił spędzać czas przy pomocach kuchennych. Razem z mamą lepił pierogi, a babci pomagał we wszystkim, w czym tylko można było pomóc. Wieczorem, cała rodzina zasiadała do kolacji. 

- Z domu rodzinnego wyniosłem tradycję przygotowywania dwunastu potraw wigilijnych. Mimo ciągłego pędu staram się, aby zawsze pojawiały się te same dania. Najbardziej lubię pierogi z kapustą i leśnymi grzybami, łazanki z makiem i tradycyjny barszcz - mówi Przemysław Langowski. 

Po kolacji, cała rodzina przystępowała do rozpakowywania prezentów, które znalazły się pod choinką. 

- Najfajniejszym prezentem z dzieciństwa był łazik kosmiczny. Pamiętam jeszcze sytuację, gdy ktoś z rodziny przywiózł nam owoce kiwi, po czym wspólnie z bratem stwierdziliśmy, że jak na ziemniaki to są całkiem słodkie - wspomina z uśmiechem Przemysław Langowski. 

Zwieńczeniem wigilijnej wieczerzy była rodzinna pasterka, a tradycją pierwszego dnia świąt - kulig rodzinny, organizowany przez dziadka, który był wielkim miłośnikiem koni.