Zacznijmy od naszego kraju, czy Polska jedynie oscypkiem stoi? 

W Zakopanem królują uliczne oscypki, które bardzo często niewiele mają wspólnego z tymi prawdziwymi, wyrabianymi z mleka owczego. Na trasie z Zakopanego do Kościeliska, kilka kilometrów przed Witowem, na polanie, w drewnianych, rzeźbionych domach swój „biznes” prowadzi słynna pani Marysia. Zaopatrzymy się u niej nie tylko w prawdziwe oscypki, ale także kupimy słynny bundz, biały ser, który w strukturze i smaku do złudzenia przypomina włoską mozzarellę. Zakopane to też obowiązkowo - placek po cygańsku, gofry – niestety i kwaśnica. Ta na baraninie, czy jagnięcinie z dobrą kapustą jest znakomita i rozgrzewająca. Warto też spróbować moskole, placki z ciasta wyrabianego z ziemniaków surowych i gotowanych. A i oczywiście grzechu warta jest bryndza z mleka owczego. 

A co je się na innych europejskich stokach? 

Wybierzmy się najpierw w Alpy Austriackie. Królują tu przede wszystkim kluski przypominające pyzy, posypane makiem i polane sosem waniliowym. Na stoku znajdują się też małe stanowiska, na których górale sprzedają tzw. obstlery, czyli małe kieliszki z różnymi nalewkami, ewentualnie z destylatami z gruszki, czy figi, które pozwolą nam rozgrzać się i szusować dalej. Zjemy tu również oczywiście grillowane kiełbaski wiedeńskie z musztardą lub z keczupem. 

Udajmy się teraz do pani ukochanych Włoch…

Tu zaczyna się prawdziwa orgia jedzeniowa. I tak w Trydencie jada się biały chleb, a już w Górnej Adydze, a więc w południowym Tyrolu - chleb czarny. Czym raczą nas Dolomity? Pierwsza propozycja to polenta z mąki kukurydzianej z sosem pomidorowym, grzybami lub z surową kiełbaską do złudzenia przypominającą naszą polską białą kiełbasę. Je się tu też dużo dziczyzny, lasy na zboczach obfitują bowiem w zwierzynę. Co piątek, w każdym sklepie znajdziemy znakomite świeże owoce morza, przywiezione rano z okolic Wenecji. Jedyne ryby, jakie się tu jada, to słynne pstrągi potokowe. W miejscowości Moena znajduje się zaś restauracja odznaczona 3 gwiazdkami Michelin i tam rzeczywiście zjemy genialnie, z bardzo wysokiej półki. 

Dokąd jedziemy dalej? 

Innym regionem lubianym przez Polaków jest Vatellina, malownicza dolina w Lombardii. Tam najważniejsza na stole jest bresaola – kawałek dziczyzny ususzony tak, jak szynka parmeńska. Pizzoccheri valtellinesi to nic innego, jak ręcznie robione kluski – grubszy makaron z mąki gryczanej z dodatkiem kapusty włoskiej, boczku i sera o bardzo intensywnym smaku i zapachu. Nie sposób też nie wspomnieć o słynnym bombardino. To ajerkoniak podawany z gorącą wodą i odrobiną kawy, podawane w gorących szklaneczkach, często z dużą ilością bitej śmietany, zresztą wariacji jest mnóstwo. Po dwóch takich, jeździmy na nartach niczym Alberto Tomba (śmiech). 

Czy są też takie zimowe miejsca we Włoszech, mniej eksplorowane przez polskich turystów?

Mało Polaków przyjeżdża do Piemontu. Warto odwiedzić miasteczko Sestier z najwyżej położoną stacją narciarską we Włoszech, która powstała w latach 30. ubiegłego wieku. Drugim, szczególnym miejscem jest położona u stóp Mont Blanc miejscowość Courmayeur.  To najbardziej „topowe” i najdroższe miejsce we Włoszech. Widać tu duże wpływy francuskie, stąd zjemy tu przede wszystkim fondue, po włosku fonduta, którego bazę stanowi ser gruyere oraz prawdziwy szwajcarski ementaler. Do rozpuszczonych serów dodajemy odrobinę destylatu z wiśni, następnie moczymy w nich białą bułkę, do tego kieliszek białego wina i cóż nam więcej trzeba… We Włoszech są też takie miejsca, o których nikt by nie pomyślał, że można tam jeździć na nartach. I tak w Toskanii, wjeżdżając  w Alpy Apuańskie, znajdujemy się w miejscowości Abetone. To typowa stacja narciarska z wyciągami do 3000 metrów, gdzie jeździć możemy na nartach w styczniu i w lutym. Panuje tam typowa kuchnia toskańska, w tym wszystkie odmiany bruschetty, zastygła polenta, do tego zupy fasolowe lub z ciecierzycy, z małym makaronem, polane oliwą, bardzo rozgrzewające. 

Kończy się karnawał, w Polsce objadamy się pączkami w Tłusty Czwartek, jak wyglądają włoskie zapusty? 

To oczywiście również czas rozpusty kulinarnej. Tym razem jednak liczą się przede wszystkim słodkości. I tak wspaniałe są smażone w głębokim oleju krampfen, po włosku bombolone, które wyglądają, jak małe pączki osypane miałkim cukrem, w środku puste lub wypełnione kremem, który przypomina budyń waniliowy. Castagnole to małe pączuszki, które w środku są różowe. Swój kolor zawdzięczają niskoprocentowemu alkoholowi – alkiermes, którym nasącza się ciasta. Włosi maja też swoje faworki, podobne zresztą nawet kształtem, które nazywają się chiacchere i również są smażone w głębokim tłuszczu. Pyszności…