Dyskretnie, z dala od miejskiego zgiełku, lecz tuż przy Al. Zwycięstwa; w otoczeniu starych kamienic i wiekowych drzewostanów Wroniej Górki. Nowa restauracja Winne Grono przyciąga nie tylko wyśmienitym jedzeniem i bogatą kartą win, ale także atmosferą, pozwalającą po prostu cieszyć się chwilą. O pasji jedzenia i celebrowaniu wina opowiada właściciel Arkadiusz Onasch.

Wchodząc do restauracji, wzrok przyciągają przede wszystkim półki z winami, jak na Winne Grono zresztą przystało.

Nie myślałem o własnej restauracji, ale za to zawsze bardzo chciałem zajmować się winem, chociaż rynek wina w Polsce jest dość trudny. Za mało pijemy (śmiech). Polak wypija ok. 9 litrów wina rocznie, a statystyczny Włoch czy Francuz – 45 litrów, nawet Czesi i Skandynawowie spożywają go więcej od nas. Postanowiłem zatem zająć się  jego i importem, i  dystrybucją - poprzez klientów restauracji.  

Wina sprowadzam od producentów z francuskiej Akwitanii. Ich ceny są bardzo przystępne, gdyż omijam pośredników. Lubię gościć dobrym winem i dobrym jedzeniem, po prostu. Zawsze też zresztą powtarzam, że wino jest do jedzenia, nie do picia. Polacy zaczynają pić je chętniej do posiłku, niż np. kompot z truskawek.

Ale skąd pomysł na francuską kuchnię?

Skoro wina mamy najlepsze, to i wybór kuchni był prosty – do najlepszych win, najsmaczniejsza i najzdrowsza kuchnia – kuchnia francuska.

Czym Francja skradła pana serce? 

Przez jakiś czas studiowałem we Francji bankowość i finanse. Mam tam wielu przyjaciół i często tam jeżdżę. Lubię jednak te miejsca, które są z dala od turystycznych szlaków. Tam, gdzie siadamy przy stole z ceraty, sztućcami nie od kompletu, gdzieś w małych miejscowościach, jest włożone najwięcej miłości w przygotowanie posiłku. Pewien Francuz opowiedział mi anegdotę, z którą w pełni się zgadzam. Otóż Niemcy mają bezpłatne autostrady, jeżdżą drogimi audi i mercedesami, za to „stołują się” w Aldi. Francuz jedzie zaś płatną autostradą, małym peugeotem, ale za to codziennie je jak król. Obserwuję, że Polacy też coraz częściej pragną, żeby jedzenie było aktem rozkoszy dla podniebienia, a nie wyłącznie ładunkiem kalorycznym.

Jakie potrawy zatem czekają na gości Winnego Grona?

Pomimo, że istniejemy niecałe dwa miesiące, to kilka pozycji z menu już zyskało miano sztandarowych. Należą do nich m.in. carpaccio z suszonej piersi kaczki podawane z rukolą, malinowym coulis i parmezanem. Podajemy również wyborną nogę z kaczki barbarie konfitowaną z saute z kapusty i czerwonej cebuli, bekonem, marchewką karmelizowaną i sosem z jagód. Do prawdziwych ulubieńców klientów należy też zupa porowa, której ostrość równoważona jest słodkim białym winem oraz creme brule z prawdziwą wanilią. Wszystko przyrządzane jest przez naszych kucharzy, którzy świetnie zaadaptowali francuską kuchnię do polskich warunków. Albowiem menu oparte jest na rodzimych produktach, włącznie ze stekami z byków ras francuskich, pochodzących z polskich hodowli. 

Chcę, aby nasza restauracja nie była „arystokratyczna”, ale po prostu przystępna – kulinarnie i cenowo. Uważam, że kuchnia polska i francuska są bardzo zbliżone: z wyłączeniem owoców morza, żab i ślimaków i warto ją poznać.

Jakie miejsce chciał pan stworzyć?

To restauracja rodzinna, w której odbywać się mogą zarówno uroczystości, jak i spotkania biznesowe. Znajdujemy się w centrum, mamy łatwy dojazd i nie mamy problemów z parkowaniem, ale jesteśmy z dala od tłumu turystów. To jest restauracja dla wtajemniczonych gdańszczan. Tutaj nikt nie zagląda gościom do talerza. 

Jestem w restauracji praktycznie od otwarcia do jej zamknięcia i daje mi  ogromną satysfakcję to, że zapraszam gości na prawdziwą kulinarną przygodę z łączeniem znanych smaków. Kiedyś zastanawiałem się, po co chodzi się do restauracji. Do restauracji idziemy po to, by miło spędzić czas, zjeść, odpocząć. Wszystko musi ze sobą współgrać – przyjemne wnętrze, odpowiednia muzyka, profesjonalna obsługa, świetne jedzenie i rachunek, który nie rujnuje. Takie miejsce udało nam się stworzyć. Klienci wracają i przyprowadzają przyjaciół. Nasze Winne Grono stale się poszerza.