Beata Pogorzelska nie prowadzi restauracji, nie ściga się o gwiazdki Michelin, do gotowania nie dorabia zbędnej filozofii. A gotuje tak, że palce lizać. Gdzie? W swoim domu. Dla kogo? Dla siebie i... nieznajomych. W miejscu, które nosi nazwę Antyrestauracja. 

Skąd pomysł na Antyrestaurację?

Pomysł wyszedł od moich najbliższych podczas kolacji. Za granicą ,,kluby kolacyjne” istnieją już od dawna. Ja nazywam to antyrestauracją, ponieważ według mnie jest to restauracja za zamkniętymi drzwiami, gdzie właściciele zapraszają do siebie ludzi, którzy są otwarci i chętni, aby poznać innych ludzi. Byłam ciekawa nie tylko jedzenia, ale przede wszystkim atmosfery, gdy przychodzi się do obcych ludzi i nie wiadomo, kto będzie siedział obok. To jest adrenalina (śmiech). Do gastronomii powróciłam ponownie po kilku latach przerwy, gdy stwierdziłam, że najważniejsze jest, aby w życiu robić to, co się kocha. A ja kocham gotować i dzielić się tym z innymi. 

Ile było do tej pory spotkań?

Na początku spotkania odbywały się co miesiąc. W wakacje zazwyczaj robię przerwę, bo przecież każdy ma własne plany i chętniej realizuje je w plenerze niż w domu. Spotkania odbywają się w soboty od godziny 19.00 i zazwyczaj trwają do 2.00 w nocy, bo trudno nam się rozstać (śmiech). 

Kolacje w Antyrestauracji są tematyczne?

Staram się, aby potrawy były przede wszystkim sezonowe. Gdy wracam z wakacji, podczas których poznałam jakąś smaczną kuchnię, wtedy zapraszam znajomych na kolację i serwuję nowe dania. Gdy przygotowuję kuchnię włoską, robię to od przystawki do deseru. Gdy na Świętego Marcina promowałam gęsinę, to wszystkie dania były związane z naszą gęsią. Staram się przygotowywać kolacje tematyczne, ale nie trzymam się tego kurczowo. 

Kolacje we własnym domu dla nieznajomych, to dość odważny pomysł. Czy nigdy nie obawiała się pani tego, kto przyjdzie?

Nie. Na pewno towarzyszy mi dreszczyk emocji, zwłaszcza, gdy o 19.00 rozlega się dzwonek do drzwi. Bardziej martwię się jednak o to, czy moje potrawy będą smakować, czy trafię w gust, czy uda mi się wprowadzić gości w taki klimat, w którym poczują się dobrze i zaczną rozmawiać niż tym, że takie spotkania mogą nieść ze sobą jakieś negatywne aspekty. Powiem szczerze, że dzięki takim spotkaniom można poznać naprawdę fajnych, bardzo otwartych ludzi. 

W jaki sposób można się na taką kolację zapisać? 

Na mojej stronie jest specjalny formularz, który należy wypełnić i wysłać lub skontaktować się ze mną telefonicznie. Numer telefonu również jest na stronie. 

Czy inaczej gotuje się dla znajomych, a inaczej dla nieznajomych?

Szczerze mówiąc nie wiem, bo wkładam tyle samo serca, gdy gotuję dla najbliższych, co gdy gotuję dla nieznajomych. W tym drugim przypadku jest tylko więcej stresu, bo nie wiem czy będzie im smakować. 

Na co zwraca pani szczególną uwagę podczas gotowania dla rodziny, przyjaciół czy właśnie nieznajomych?

Staram się, aby produkty z których przygotowuję potrawy nie były z supermarketu, tylko z miejsc które znam - z rynku, od rolników czy z działki mojego taty. Stawiam na sezonowość, świeżość i zdrowie.

Dlaczego akurat taka pasja - gotowanie?

Chyba wyniosłam ją z domu. Moja mama zawsze bardzo dobrze gotowała, zawsze było dużo gości, dom był otwarty. Później, gdy przez jakiś czas mieszkałam w Rzymie, miałam okazję, poznać ludzi, którzy kochają jeść, którzy o jedzeniu dużo rozmawiają, potrafią je celebrować. Wtedy spróbowałam  swoich sił i okazało się, że nawet dobrze mi to wychodzi (śmiech). 

A od kiedy zawodowo zajmuje się pani tą branżą?

Po powrocie z Rzymu prowadziłam kilka biznesów związanych z gastronomią, między innymi kawiarnie, puby, firmę cateringową. Właśnie wtedy stwierdziłam, że fajnie jest robić w życiu coś, co się kocha i w ten sposób zarabiać na życie. Cieszę się, że tak właśnie mi wyszło i że mogę to ze sobą połączyć. 

Jaką kuchnię pani preferuje najbardziej? 

Trudno mi wybrać jedną, ale jeśli miałabym się zdecydować, to byłaby to kuchnia śródziemnomorska, włoska. Mam wielki sentyment do Włoch. Jest to kuchnia szybka, prosta i zdrowa. Taką kocham najbardziej.

A skąd czerpie pani inspiracje? 

Uwielbiam oglądać programy kulinarne, filmy z wątkiem kulinarnym, kupuję dużo czasopism i książek, choć te ostatnie najczęściej dostaję w prezencie. Mam wszystkie książki Nigelli Lawson, która mnie bardzo inspiruje. To chyba była pierwsza osoba, której program kulinarny tak bardzo mnie wciągnął. 

Jakie ma pani marzenia związane z rozwijaniem swojej pasji? 

Chętnie wybrałabym się na studia kulinarne związane np. z fotografią kulinarną. Zawsze marzyła mi się też praktyka w jakiejś dobrej restauracji np. Gordona Ramsay’a. Chciałabym się uczyć, zobaczyć jak to wszystko wygląda u niego od podszewki. Może kiedyś się uda?