SPRZEDAŻ FIRMY RODZINNEJ BĘDZIE KONIECZNOŚCIĄ

Z najnowszych badań przeprowadzonych m.in. przez Blackpartners wynika, że 80% firm rodzinnych nie ma sukcesora. O przyszłych losach firm rodzinnych rozmawiamy z Mikołajem Lipińskim z Blackpartners.

Dlaczego aż tyle firm rodzinnych nie ma komu przekazać biznesu? Przecież jest tyle inicjatyw wspierających firmy rodzinne. 

Faktycznie jest ich dużo, jednak zwykle koncentrują się na tym, w jaki sposób rodzice powinni przekazywać biznes dzieciom. To wymaga współpracy z psychologiem, prawnikiem, czy coachem. Jednak większość firm rodzinnych nie ma tego problemu, bo sukcesji zwyczajnie nie będzie. Powodów jest całe mnóstwo. W większości przypadków dzieci mają już swoje życie i własne ścieżki kariery. Dodatkowo, pamiętają ile czasu ich rodzice poświęcili na budowanie firmy i nie chcą sami pracować od 7 do 21, także w weekendy. Powody są też jednak czasem bardziej „brutalne” - dzieci nie nadają się do przejęcia biznesu, albo z drugiej strony rodzice nie potrafią oddać sterów. 

I co wtedy?

Zamknięcie firmy, albo sprzedaż. Oczywiście trochę dramatyzuję, bo akurat każdy przypadek wymaga innego podejścia, ale bardzo staramy się odczarować emocje związane ze sprzedażą. Obecnie jest ona piętnowana, przez co wiele firm wstrzymuje się z decyzją. Później dochodzimy do momentu, kiedy właściciel ma 70 lat, brak perspektyw na sukcesję, a konkurenci już nie są skłonni wydawać milionów na przejęcie, tylko wolą poczekać na powolny upadek firmy. I chociaż wolałbym, aby firmy rodzinne były budowane na pokolenia, to nie oszukujmy się, nie zawsze jest to możliwe. Znam też przypadki, kiedy dzieci same naciskały na sprzedaż, bo wiedziały, że kawałek tortu im spadnie bez konieczności pracy. 

Jednak jak sądzę, przekonanie właściciela do sprzedaży swojej firmy to swoiste „mission impossible”.

Może nie jest aż tak tragicznie, jednak faktycznie emocje odgrywają znaczącą rolę. Nie dziwmy się – firma budowana często przez kilkadziesiąt lat od pierwszych przychodów do biznesów o sporych rozmiarach. Właściciele traktują swoje biznesy jak własne dziecko, co jest to jak najbardziej zrozumiałe. Z naszej perspektywy ważne jest zrozumienie na czym najbardziej właścicielom zależy. Mieliśmy transakcje, gdzie sprzedający godził się na niższą kwotę pod warunkiem utrzymania marki, którą budował, albo nie zwalniania ludzi, których znał od 30 lat. Z drugiej strony, czasem warto pomyśleć o zewnętrznym zarządzie i pozostawić firmę w swoich rękach, albo rozważyć alians strategiczny. Tak jak wspomniałem, ile firm tyle przypadków. 

Czy któreś firmy rodzinne są bardziej narażone na ryzyko sukcesji od innych?

Nie powiedziałbym, że jest to ryzyko sukcesji, ale im mniejsza firma tym statystycznie łatwiej dzieciom ją przejąć. I całe szczęście, bo im mniejsza firma, tym trudniej ją sprzedać.

A nie odwrotnie? Przecież im mniejsza, tym teoretycznie tańsza.

To proszę spróbować sprzedać osiedlowy warzywniak, albo księgarnię za rogiem. Kupującym jest zwykle średnia albo duża firma, a ona szuka efektu skali, aby transakcja jej się w ogóle opłacała. Inaczej więcej zapłaciliby za doradców, niż za sam biznes. Dlatego większość takich małych firm upada albo są likwidowane. Dlatego tak ważne są inicjatywy, o których Pan wspominał na początku. 

To może jakaś rada dla właścicieli albo sukcesorów firm rodzinnych?

Uniwersalna? Myślmy o przyszłości zawczasu. Niczemu nie szkodzi rozmowa w gronie rodzinnym, konsultacje z prawnikiem czy doradcą transakcyjnym. Zobaczmy jakie mamy opcje i która jest dla nas najciekawsza. Blackpartners też jest firmą rodzinną i mam nadzieję, że w przyszłości moje dzieci będą chciały dalej rozwijać biznes. Ten proces jest rozłożony na wiele lat, a efekt oczywiście niepewny. Dlatego teraz mają w firmie kącik zabaw, później biurko do pracy i liczę, że przejmą stery. A jeżeli nie przejmą? Cóż, postaram się sprzedać w najlepszym momencie. Ale to nie szybciej niż za 20 lat (śmiech).

 

 

Blackpartners
Gdynia, Św. Piotra 21 tel. +48 (0) 58 728 27 60 office@blackpartners.pl | www.blackpartners.pl